PIERWSZY ODCINEK DRUGIEGO SEZONU PROGRAMU "ŻYCIE PO ŻYCIU". DAWID GÓRA GOŚCIŁ ANNĘ KIEŁBASIŃSKĄ
Anna Kiełbasińska w czerwcu poinformowała o zakończeniu kariery sportowej. Na swoim koncie ma m.in. wicemistrzostwo olimpijskie, wicemistrzostwo świata, dwa wicemistrzostwa Europy i mistrzostwo w halowych mistrzostwach Europy. Większość najważniejszych osiągnięć wywalczyła w sztafecie.
- U sportowca każdy dzień jest podporządkowany celom. Dzięki temu nasze funkcjonowanie ma sens. Bałam się, że teraz będzie mi tego brakować i nie znajdę sensu życia. Chcę działać intelektualnie. Wszyscy już widzieli, jakie mam talenty i możliwości sportowe, teraz chcę pokazać, że jest we mnie coś więcej - zapowiada w pierwszym odcinku drugiego sezonu "Życia po życiu".
Była biegaczka chce udowodnić, że może nadal przysłużyć się społeczności lekkoatletycznej.
- Może warto odczarować słowo "działacz" i zacząć kojarzyć je pozytywnie? Chcę zostać w tym, co jest mi bliskie, przy swoich wartościach. Właśnie zaczęłam działać w projekcie, na którym docelowo się skupię. Działamy wspólnie z jedną z dziewczyn z mojego środowiska. Chodzi o lekką atletykę. Być może potem rozszerzymy działalność. Na razie właśnie ten projekt wzbudza we mnie najlepsze emocje. Jesteśmy na początku drogi, na etapie dokształcania i definiowania tego, co chcemy zrobić - podkreśla Kiełbasińska.
Byłam pod ścianą
Jak twierdzi, sportowcy często boją się mówić o kontuzjach, o tym, co złego dzieje się podczas kariery. Przyzwyczajają kibica, że lekkoatleci są niezniszczalni. Tymczasem przybliżanie trudności, przez jakie przechodzi sportowiec, może przynieść sporo dobra.
W 2016 roku Kiełbasińska zdobyła się na publiczne wyznanie. Poinformowała, że cierpi na łysienie plackowate, przewlekłą chorobę, przebiegającą z uszkodzeniem mieszków włosowych i utratą włosów.
- W tym okresie dostałam największy rzut choroby. Na dziś jest ona nieuleczalna i przez całe życie ze mną będzie. Zakorzeniła się w moim genotypie i już stamtąd nie wyjdzie. Sposobem na jej wyciszenie jest utrzymanie balansu, ograniczenie stresu i holistyczna dbałość o ciało i mental. Kiedy zdecydowałam się powiedzieć głośno o tym, przez co przechodzę, byłam pod ścianą. Miałam do wyboru albo zrezygnować z lekkoatletyki, albo powiedzieć wszystkim, o co chodzi. Inaczej każdemu z osobna musiałabym tłumaczyć od nowa. Choroba kosztowała mnie już zbyt wiele stresu i codziennego myślenia o tym, czy dziś będzie w porządku - wspomina.
Pierwszym odruchem sportsmenki była chęć schowania się, zamknięcia, a nawet zniknięcia. To jednak nie było tożsame z jej charakterem.
- Wreszcie stwierdziłam, że muszę się z tym zmierzyć. Ja mam tylko tę chorobę, a ludzie chorujący na raka nie tylko tracą włosy, ale mają w sobie coś znacznie straszniejszego. Pierwszy moment był trudny. Dostałam masę telefonów, było mnóstwo słów wsparcia. To było bardzo wzruszające i pokrzepiające. Oczywiście pojawiły się też negatywne komentarze. Jeden z dziennikarzy na przykład stwierdził, że w moim wpisie zabrakło wszystkich informacji, jakie powinnam przekazać. To mnie zakłuło, bo przekazałam ich dokładnie tyle, ile chciałam i mogłam. To było dla mnie naprawdę trudne i nie potrzebowałam dostawać jeszcze takich rad - opowiada Kiełbasińska. - Pisano też, że przecież ludzie chorują na gorsze choroby, a ja się zamartwiam taką błahostką. Inni znowuż myśleli, że ta choroba to coś w rodzaju nowotworu. Miałam nieprzespane noce, koszmary, byłam bliska ataków paniki. Ale wiedziałam, że muszę przez to przejść. Nie ma nic na skróty. Najlepiej sprawdza się metoda małych kroków. Wystąpiłam na mistrzostwach Polski, wygrałam na 200 metrów, miałam dobrą formę. Powoli zaczęłam się oswajać z nową rzeczywistością.
W 2022 roku przyszedł jednak kolejny moment, kiedy jej nazwisko trafiło na medialne czołówki. I nie chodziło o wyczyn sportowy.
Wróg numer jeden
- Nie jestem konfliktowa, ale to nie znaczy, że muszę się godzić na złe traktowanie. Jeśli czujesz, że pewne granice notorycznie są przekraczane, to wreszcie musisz powiedzieć "nie" - tłumaczy dziś Kiełbasińska.
Afera wybuchła podczas mistrzostw świata w Eugene. Polka miała startować tylko w finale sztafety mieszanej. Podobnie miało być z Natalią Kaczmarek. Niedługo przed startami sztab trenerski dowiedział się, że będzie mógł wymienić tylko jedną zawodniczkę, a nie obie. Jako że Kaczmarek miała lepsze wyniki od koleżanki, na start w eliminacjach powołano, wbrew wcześniejszym ustaleniom, Kiełbasińską. Ta uznała, że to złamanie umowy i odmówiła startu.
- Mieszana odmiana sztafety weszła w Tokio. To był pierwszy raz na międzynarodowej imprezie rangi mistrzowskiej. Bieg na 400 metrów cechuje się tym, że nie można go odbywać nie wiadomo ile razy. Bardzo często potrzeba nawet tygodnia na pełną regenerację. Tymczasem na mistrzostwach miałam biegi indywidualne, do tego sztafetę damską i jeszcze doszła mieszana. A tam też są eliminacje i finał. Organizator dodatkowo stwierdził, że zrobi sztafetę przed biegami indywidualnymi. Rano miały być eliminacje, po południu finał, a na drugi dzień kolejne biegi. To nawet dla młodej zawodniczki jest bardzo dużo, a w moim wieku po tylu kontuzjach - praktycznie krzyżyk na drogę - wyjaśnia medalistka olimpijska. - Rozdając zadania, musisz wziąć pod uwagę, w jakim stanie zdrowotnym jest osoba, którą chcesz włączyć do sztafety. Sportowcy też mają określoną wytrzymałość. Trener musi zarządzać nie tylko tym, czym by chciał zarządzać, ale przede wszystkim tym, czym nie jest w stanie.
Kiełbasińska twierdzi, że rozmowa, w której usłyszała, że ma być gotowa wyłącznie na finał miksta, odbyła się cztery lub pięć tygodni przed zawodami. Później prywatny trener lekkoatletki wysnuł wniosek, że Aleksander Matusiński chyba nie wie, że nie można wymieniać całego składu sztafety, jak miało to miejsce w Tokio. Dozwolona jest zmiana tylko w 25 proc., czyli jednej osoby.
- Po treningu mieliśmy zebranie. Byli m.in. główny lekarz, fizjoterapeuci itd. Okazało się, że Natalia miała wynik lepszy ode mnie o kilka setnych i nie pobiegnie w eliminacjach. Ja miałam więc wystartować w jednym biegu więcej, niż zakładaliśmy. Sprzeciwiłam się, mówiłam, że umowa była inna i nie jestem w stanie tego zrobić. Szczególnie że było mniej niż 24 godziny do biegu. Musiałam przejść wiele, żeby uwierzyć, że indywidualnie mogę pobiec w finale, każdy start miałam z duszą na ramieniu, a teraz jeszcze dostałam coś takiego. Oczywiście, po mojej reakcji spotkałam się oburzeniem. Była mowa nawet o komisji dyscyplinarnej. To nie była wina moja czy koleżanek, lecz trener tego nie dopilnował. Cała odpowiedzialność spadła na nas - uważa Kiełbasińska.
Jak zaznacza, po całej aferze udało jej się porozmawiać z Igą Baumgart-Witan oraz po dwóch latach także z Natalią Kaczmarek.
- W Monachium próbowałam podjąć rozmowę z trenerem Matusińskim. Czułam, że sytuacja jest napięta, miałam poczucie, że w takiej atmosferze wiele nie wywalczymy. Potrzebowałam choć trochę zmniejszyć negatywne emocje, czułam się jak wróg numer jeden. Niestety, spotkałam się z milczeniem lub stwierdzeniem, że prasa w dzisiejszych czasach jest okropna... - wspomina była lekkoatletka.
I dodaje: - Oczywiście, z biegiem czasu emocje opadły. Ale rozmowy od serca z trenerem nie miałam. Nasza relacja jest obecnie czysto zawodowa. Ja mam jakiś żal, on do mnie pewnie też, bo każdy medal ma dwie strony. Dziś jestem już po zakończeniu kariery, może to jest dobry moment? Jeśli trener tak uzna, ja na pewno będę otwarta.
Dawid Góra, szef redakcji WP SportoweFakty
Zobacz odcinki pierwszego sezonu "Życia po życiu":
Adam Małysz oszukany. "Padał deszcz, ona klęczała przede mną w błocie" >>
Marcin Gortat po raz pierwszy opowiada o pożegnaniu z tatą. "Kiedy ścisnął moją dłoń, prawie zgniótł mi kości" >>
Sebastian Świderski przeżył dramat. "Wystarczyło zasłabnąć. Mogliby mnie już nie odratować" >>
Mariusz Czerkawski przeżył potwornie trudny czas. "Budziłem się ze łzami w oczach" >>
Reprezentantka Polski zachorowała na "raka umysłu". "Jakby ktoś gwoździem przybił mnie do kanapy" >>
Życzyli jej śmierci. Wstrząsające wyznanie znanej polskiej lekkoatletki >>
Konflikt w lekkoatletyce. "Najwięcej wypowiadał się zawodnik, który nigdy ze mną nie trenował" >>
Ona jest ok, ale tego łysego co w kółko pi..rzy nikomu niepotrzebne opinie, to mam dość.