Polskie sprinterki nie zawiodły oczekiwań kibiców na mistrzostwach świata sztafet. Choć tym razem sztafeta 4x400 m kobiet nie zdobyła tam medalu, to najważniejszym celem było wywalczenie awansu na tegoroczne MŚ w lekkoatletyce, które we wrześniu odbędą się w Tokio.
I ekipa Aleksandra Matusińskiego wypełniła zadanie, choć ze względu na zastosowaną taktykę, zrobiła to drugiego dnia imprezy, w biegu repesażowym. Pierwszego dnia nasze najmocniejsze zawodniczki, czyli Natalię Bukowiecką i Justynę Święty-Ersetic, wystawiono na bieg sztafety mix.
I okazało się to dobrym rozwiązaniem, bo ekipa wywalczyła awans, a dwie gwiazdy mogły ze spokojem przygotować się do decydującego biegu.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Nagranie cudownego gola podbija świat. Strzelono go w Polsce
W nim Polki zajęły wprawdzie trzecie miejsce, jednak to w zupełności wystarczyło, a awans sztafety nie był zagrożony od startu do finiszu. Czas na mecie - 3:24,56 s - też udowadnia, że z formą naszych biegaczek jest naprawdę bardzo dobrze jak na sam początek sezonu.
- Zadanie zostało wykonane, obie sztafety wywalczyły awans na mistrzostwa świata, a był cel najważniejszy. Jeśli chodzi o mnie, to myślę, że powinnam być zadowolona ze swojej formy - mówi nam Justyna Święty-Ersetic. Polska gwiazda może być podwójnie zadowolona ze startu w Chinach.
Powód? W niedzielnym biegu doświadczona sprinterka uzyskała swoim zdaniem najlepszy rezultat w dotychczasowej karierze!
- Międzyczasy pokazały, że po 20 latach trenowania złamałam na swojej zmianie 50 sekund! (według pomiarów 49,96 s). Przed startem sezonu wygląda to więc obiecująco - cieszy się mistrzyni olimpijska i wicemistrzyni świata.
Być może taki wynik spowodowała złość po występie w sztafecie mieszanej. Choć udało się wywalczyć awans, nasza bohaterka nie była zadowolona. Na ostatniej prostej lepsza od niej okazała się bowiem Irlandka Sharlene Mawdsley.
- Na gorąco zawsze ciężko to dobrze ocenić, bo jesteśmy porównywani do innych. Czasami wygląda to tak, że ktoś biegnie słabo, a potem czasy pokazują, że było znakomicie, bo po prostu rywalka była jeszcze lepsza. Po pierwszym biegu byłam po prostu wściekła, że Irlandka mnie pokonała - tłumaczy.
World Athletics znów nie ułatwił życia sprinterom, organizując imprezę kwalifikującą do mistrzostw świata już na początku maja. A przecież zawody w Tokio, główny cel wszystkich lekkoatletów, zaplanowano dopiero na połowę września.
Święty-Ersetic: - Chyba nie skłamię, gdy powiem, że te mistrzostwa świata sztafet w Chinach nikomu nie były na rękę. Ale tak jest już od kilku lat, bywało, że odbywały się jeszcze wcześniej. Więc staram się podchodzić do tego na spokojnie i robić swoje. A i formę powinno udać się podtrzymać, a potem zbudować na najważniejsze starty w sezonie.
Optymizm u naszej gwiazdy jest uzasadniony. Już w sezonie halowym pokazywała znakomitą formę, wywalczyła złoty medal mistrzostw Polski, pokonując Natalię Bukowiecką i liczyła na walkę o medale na Halowych Mistrzostwach Europy i Halowych Mistrzostwach Świata. Nie udało się jednak stanąć na podium - w obu imprezach Święty-Ersetic kończyła rywalizację na piątym miejscu.
Tuż po zawodach, zwłaszcza w Apeldoorn, Polka nie ukrywała rozczarowania. Czy po czasie jej nastawienie do wyniku zmieniło się?
- Sezon halowy był dla mnie dobrym prognostykiem, choć jest pewien niedosyt, bo nie do końca udało się pokazać wszystkiego, na co było mnie stać. Ale niestety, jeśli w hali nie potrafi się biegać szybko pierwszych 200 metrów, to potem strasznie ciężko osiągać dobre wyniki. Lekki niedosyt więc jest, ale też zadowolenie - mówi nam była mistrzyni Europy.
Teraz jednak liczy się sezon letni, a ten indywidualnie nasza gwiazda rozpocznie już 23 maja na Memoriale Janusza Kusocińskiego w Chorzowie. I sama jest zdziwiona, że jeszcze nie poczuła przedstartowego stresu, który zazwyczaj towarzyszy w takich momentach.
- Ten największy stres zazwyczaj jest już na MŚ sztafet, ale w tym roku, o dziwo, go nie było. Jestem bardzo ciekawa jak zareaguje organizm przed pierwszym startem indywidualnym. Na pewno mam w sobie dużo spokoju po występie w Chinach, wiem, że jest dobrze.
Sprinterka co roku pojawia się na Memoriale Janusza Kusocińskiego. I to właśnie z tą imprezą łączy się jedno z jej największych przeżyć w karierze. W 2018 roku Polka wygrała bieg na 400 metrów, pokonując absolutną legendę tego dystansu, słynną Amerykankę Allyson Felix.
- To bezwzględnie najlepsze wspomnienie związane z memoriałem. Ten moment będę wspominała do końca życia, bo nigdy nie spodziewałam się, że będę w stanie z nią konkurować, a co dopiero ją pokonać! To było fantastyczne - wspomina.
Co roku lekkoatleci mogą liczyć na wspaniały doping publiczności na Stadionie Śląskim. 32-latka liczy, że w tym roku będzie tak samo.
- Mam ogromną nadzieję, że przybędą tysiące kibiców i że dopisze pogoda. Wasze wsparcie jest dla nas niezwykle ważne, zwłaszcza w tak newralgicznymi stresującym momencie jak pierwszy start w sezonie. Liczę, że już zaplanowaliście sobie czas na piątkowy wieczór i będziecie tam razem z nami!
Obok Justyny Święty-Ersetic na starcie zobaczymy m.in. Anitę Włodarczyk, Ewę Swobodę, Jakuba Szymańskiego, Pię Skrzyszowską czy Piotra Liska.
Zaliczany do cyklu World Athletics Continental Tour Silver 71. ORLEN Memoriał Janusza Kusocińskiego odbędzie się na Superauto.pl Stadionie Śląskim 23 maja. Wejściówki na zawody dostępne są w sieci sprzedaży ebilet.pl.
Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty