28-latek to gość z historią. Wspinaczkę na szczyt świata rozpoczął niemal dekadę temu, kiedy w Berlinie (2009) stanął na najniższym stopniu podium mistrzostw świata. A później się naprzeżywał. Męczyły go kontuzje, zabieg gonił zabieg: tu więzadło do wyczyszczenia, tam zerwany Achilles czy pęknięta łąkotka. Szukał zdrowia i nowych impulsów. Wreszcie zmienił trenera (dziś jest nim Michał Lićwinko) i jakby pokonał fatum.
Poradził sobie z kontuzjami, została walka z głową. Na igrzyska olimpijskie do Rio i na mistrzostwa świata do Londynu jechał z nadziejami, ale "nie mógł się rozbujać". Kończył zawody na eliminacjach.
Pod dachem od razu walczy się o medale, rok temu w Belgradzie Bednarek sięgnął więc po mistrzostwo Europy. Teraz też ma nadzieje. - Będzie szybka akcja, nie ma eliminacji. To może i lepiej, bo często miewam w nich kryzysy. Tam są nerwy i świadomość, że musisz skoczyć daną wysokość. Jakoś finały zawsze lepiej mi wychodzą - mówi szczerze.
ZOBACZ WIDEO Luz dał fajne wysokości. Piotr Lisek na HMŚ po osiem równych skoków
Polak chce polubić brąz, bo dwa pozostałe medale są chyba zarezerwowane. Mutaz Essa Barshim - trenuje go Polak Stanisław Szczyrba - od lat marzy o rekordzie świata; nawet nie myśli o srebrze, on chce kiedyś polecieć w stratosferę, na wysokości Javiera Sotomayora. A jeśli będzie miał gorszy dzień, zagrozić może mu Danił Łysenko.
- Wydaje mi się, że tych dwóch zawodników jest poza zasięgiem - mówi Bednarek. - O brąz będzie się bić pewnie dziesięciu pozostałych, w tym ja. Myślę, że ten, kto skoczy 2,30 w pierwszym podejściu, zapewni sobie trzecie miejsce.
Kamil Kołsut z Birmingham
Autor na Twitterze: