Sofia Ennaoui: Do rosołku był Małysz

Michał Kołodziejczyk
Michał Kołodziejczyk
Nadal pani nie wie? Często robimy z psychologiem taką symulację i w Berlinie wszystko wyglądało, jak chciałam, żeby wyglądało. Na ostatnich trzystu metrach był ostry finisz, który miałam wrażenie, że biegnę dwa razy szybciej niż zwykle. Musiałam, bo przewaga nad rywalem była duża, a przy takim poziomie sportowym trudno coś nadrobić. Nie nadrobiłam na mistrzostwach świata w Londynie, nie udało się w Pekinie w półfinałach. W Berlinie działa się magia, wszystko złożyło się w całość.

Sama pani wpadła na pomysł pracy z psychologiem?

Czułam, że nie potrafię się skupić. Mam taki sportowy zmysł, że wiem czego mi brakuje do najlepszego przygotowania. Wiedziałam, że jeśli nie rozpocznę pracy z psychologiem, w którymś momencie się zatrzymam i nie zrobię kolejnego kroku w karierze. Moje błędy się powtarzały, byłam świetnie przygotowana do startów, w trakcie zgrupowań wszystko świetnie przychodziło, brakowało jednak tego ostatniego szlifu. Takiego spokoju przed startem, odpowiedniego zrelaksowania się po ciężkich treningach. Taktyka była zawsze, gorzej jeśli chodzi o jej realizację. Dokonywałam drobnych zmian w trakcie biegu w zależności od tego, jak się czułam. Teraz zaplanowałam sobie dobre samopoczucie.

Znowu żart?

Nie, wszystko jest w głowie. Formę sportową, fizyczną, wypracowuje większość zawodniczek. Talent jest porównywalny, praca równie ciężka. Trudno znaleźć gdzieś różnice, które decydowałyby o tym, kto zdobędzie medal, a kto nie. Na tym poziomie liczy się to, co dookoła - psycholog i odpowiednia dieta.

Przed mistrzostwami zrezygnowała pani z mediów społecznościowych po namowach Jana Blecharza?

Rzadko dzwonię do profesora w nagłych sytuacjach. Zazwyczaj umawiamy się na spotkania i planujemy je z wyprzedzeniem. Kiedy jednak Tomasz Smokowski publicznie zapytał mnie, kiedy będzie medal, i stwierdził, że mam go przywieźć z Berlina, bo wszyscy na mnie liczą, to wyprowadził mnie z równowagi. Nasza taktyka spotkań z psychologiem nie zawierała takiej sytuacji. Na dwa miesiące przed zawodami odpowiadałam na każde pytania dziennikarzy, czasami wymijająco, bo nie chciałam nakładać na siebie za dużo presji, ale takie wymaganie medalu spadło na mnie w gorącym momencie. Zadzwoniłam do profesora Blecharza i mój pomysł odstawienia mediów społecznościowych spotkał się z jego pełnym poparciem. Nie chcieliśmy, by nasza roczna praca się zmarnowała. Wiem, że miałam trzeci wynik na europejskich listach i nie mam pretensji, że dziennikarze traktowali mnie jak kandydatkę do medalu. Więcej - sama gdzieś po cichu też stawiałam się w takiej roli, ale nie chciałam o tym nawet wspominać. Zmieniłam się, chciałam mniej mówić, a więcej działać na bieżni. Taka taktyka jest skuteczniejsza.

Zdarzało się wcześniej, że presja panią paraliżowała?

Nie pozwalała mi odnosić sukcesów na miarę tego, jak byłam przygotowana. Nie, że odpadałam w eliminacjach, ale popełniałam wiele błędów niezwiązanych z moją formą fizyczną. Chciałam za dużo i obracało się to przeciwko mnie. Przeszłam na bardziej zindywidualizowany tok przygotowania do sezonu, zmieniłam podejście do sportu. Stałam się spokojniejsza, mniej narwana. Kiedy się patrzy na mnie podczas startów, to może tego nie widać, ale proszę mi wierzyć... Nie chcę przecież też zupełnie stracić tego, co przyciąga do mnie ludzi: śmiechu, radości z lekkiej atletyki, energii, którą daję innym. Po prostu mniej rozrzucam ją przed zawodami, stałam się bardziej stonowana.

Caster Semenya i jej przypadek to dla pani powód do nerwów?

Dotknęło mnie to najbardziej po starcie Asi Jóźwik na igrzyskach, kiedy powinna mieć srebrny medal, a nie udało się nawet wejść na podium, bo przegrała z testosteronem rywalek. Chciałabym sprawiedliwości, żeby każdy miał taki sam poziom testosteronu, żeby to była równa rywalizacja. Wszystko na temat Semenyi zostało już powiedziane i pozostaje nam tylko czekać na zmianę przepisów i uregulowanie problemu przez Komisję Arbitrażową w Lozannie.

To prawda, że pani trener Wojciech Szymaniak był przeciwny współpracy z psychologiem?

Przekonał go do niej dopiero ten medal Berlina. Trener zawsze powtarzał mi, że jeśli jakiś zawodnik potrzebuje psychologa, to znaczy, że nie nadaje się do sportu. Zawsze szłam jednak pod prąd, robiłam to, co sama uważałam za słuszne. Biorę pod uwagę zdanie trenera we wszystkich sprawach, poza współpracą z psychologiem. Byłam pewna, że mi pomoże. Mój bieg po medal przekonał go, że czasami też mam rację.

Na media społecznościowe już pani wróciła.

Tak.

To może napiszę, że czekamy na medal w Tokio?

Przestanę pana obserwować. A na poważnie - to odległy plan. Rozumiem, że jestem stawiana w gronie ludzi, którzy mogą coś zdziałać na igrzyskach. Ściągam z siebie presję tylko tuż przez zawodami, teraz możemy pogdybać.

To pogdybajmy. Wasz sukces po nieudanym mundialu piłkarzy wznowił dyskusję o tym, kto powinien być popularniejszy.

Na celebrytkę na pewno się nie mianuję. Jestem sportowcem i chciałabym nim pozostać. Wrzuca się nas do tego samego wora co aktorów, piosenkarzy, pewnie ze względu na popularność i sukcesy, ale nie wydaje mi się, że lekkoatleci będą rywalizować z piłkarzami. Idziemy swoimi ścieżkami, przekonujemy do siebie ludzi może nie tym, jak wyglądamy, ale osiągnięciami, które są ponadprzeciętne. Nie myślę o tym, by ścigać się z piłkarzami, mam swoje przeciwniczki na bieżni. Fajnie byłoby im dorównać popularnością i fajnie byłoby, gdyby także odnosili sukcesy. Chodzi o to, by w polskim sporcie dobrze się działo, bo sport łączy ludzi. Jeśli piłka nożna daje kibicom wiele radości, to nie można jej życzyć źle. A wiem, że futbol tę radość daje, byłam na meczu naszej reprezentacji we Wrocławiu i widziałam tłumy świetnie bawiące się przez dwie godziny na stadionie. W lekkoatletyce jest nas wielu, ale każdy odbierany jest jako jednostka, mamy wiele sukcesów i dużo się dzieje. Trudno byłoby wskazać lidera całego środowiska, jakiegoś kandydata na celebrytę. Ale to wcale nie znaczy, że nie widzę siebie jako twarzy w reklamie. A że reklamy budują popularność, to pewnie przełożyłoby się na wszystkie lajki na Instagramach i wpychałoby nas do świata popkultury.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×