[tag=53177]
Kamil Kołsut[/tag] z Dohy
70 procent w piątek, 67 procent w sobotę i poniżej 50 procent w niedzielę - to oficjalna frekwencja pierwszych dni katarskich MŚ. Wygląda na to, że liczona była już po zmniejszeniu pojemności obiektu. Po tym jak organizatorzy zasłonili górne trybuny płachtami, liczba miejsc na Stadionie Khalifa skurczyła się do 24-25 tysięcy widzów. Nie pomogło rozdawanie darmowych wejściówek młodzieży i emigrantom zarobkowym z Afryki oraz Indii. W kasie wciąż można kupić bilety (cena od ok. 65 zł) na wszystkie dni, wszystkie sektory.
Niektórzy powiedzą, że przeszkadza bojkot Kataru przez kraje Zatoki Perskiej i zamknięcie granic. Organizatorzy tłumaczą zaś, że problemem jest terminarz skrojony pod telewizję - finały zaczynają się późno, niewielu widzów wytrzymuje na trybunach do samego końca. Niedzielny spadek to też podobno efekt rozpoczęcia tygodnia pracy. Fakty są jednak brutalne - mistrzostwa w Dosze mało kogo interesują.
Triumf rzetelności. Joanna Fiodorow w srebrze -->
Zawody niepotrzebne
Miejscowych lekkoatletyka nie grzeje, dla zagranicznych kibiców podróż do Kataru to zachcianka ekskluzywna, ze szczytu piramidy potrzeb. Pół żartem, pół serio organizatorzy starają się zapełnić trybuny sportowcami, bo żadna stacja telewizyjna dostępna w hotelu zawodników mistrzostw nie transmituje. A przy kiepsko działającym internecie na godny stream nie ma szans.
ZOBACZ WIDEO Lekkoatletyka. MŚ 2019 Doha: pokerowa zagrywka Polaków. Rafał Omelko: Biegliśmy jak po sznurku
Dwa lata temu, podczas MŚ w Londynie, trybuny pękały w szwach. Tydzień zawodów zebrał 750 tysięcy widzów, trzy pierwsze dni w Katarze - 50 tysięcy. W piątek stadion oszalał, kiedy zawodnicy z Afryki walczyli w eliminacjach biegu na 5000 metrów. A gdy do walki na płotkach ruszył lokalny idol Abderrahmane Samba, obiekt opustoszał. Podobnie było w poniedziałek: najpierw Etiopczycy dali show, a kiedy Karsten Warholm miał się zmierzyć z rekordem świata, opuścili trybuny.
Tłumy fanów z Afryki opuszczają stadion po biegach na 5000 i 800 m, a przed wydarzeniem dnia - finałem płotkarzy #WorldAthleticsChamps pic.twitter.com/yxaNNSzi7S
— Kamil Kołsut (@KamilKolsut) October 1, 2019
Finały sprintu kobiet i mężczyzn miały fantastyczną oprawę, gry świateł nie powstydziłoby się największe rockowe widowisko. Co z tego, kiedy Shelly-Ann Fraser-Pryce swój wielki powrót po przerwie macierzyńskiej świętowała na oczach dwóch tysięcy widzów. Sytuacja dość odległa od "fantastycznej atmosfery otaczającej mistrzostwa", obiecywanej przed Katarczyków podczas walki o organizację imprezy.
Tłumy na przystanku
Kibice są obojętni, a sportowcy wkurzeni. Na późny termin, zakłócenie cyklu przygotowań do igrzysk olimpijskich, piekielną pogodę, przeciętne warunki hotelowe. Jedynym miejscem w okolicach stadionu, gdzie koczują tłumy, jest przystanek autobusowy. Podczas dnia na trasie między stadionem i hotelem zawodników kursują jednocześnie nawet trzy autobusy, a wieczorem - w godzinach szczytu - nagle zaczyna ich brakować.
Tłumy zawodników czekają na autobus do hotelu. Niektórym puszczają nerwy. "Tu jest straszny upał, nikt do tego nie przywykł! Jesteśmy sportowcami, trwają nasze mistrzostwa! To nie do zaakceptowania" pic.twitter.com/RsvxSc9gnW
— Kamil Kołsut (@KamilKolsut) September 28, 2019
Rekordzista świata w wieloboju Kevin Mayer mówi o "katastrofie" i traktowaniu zawodników jak "króliki doświadczalne". Według sprintera Adama Gemiliego nawet mistrzostwa Wielkiej Brytanii wyglądają przy imprezie w Katarze nieźle, a chodziarz Tom Bosworth oznajmił w rozmowie z "Guardianem", że jedynymi, którym zależy, są sportowcy. Nie wszyscy chcą jednak ryzykować zdrowie: jeden z faworytów chodu Yoan Diniz opuścił trasę przed czasem, to samo zrobił mistrz olimpijski Matej Toth.
Iga Baumgart-Witan. Krew, pot i łzy za chwilę radości -->
Cierpieli chodziarze, cierpiały maratonki. Zawodniczki w 32-stopniowym upale, przy 75-procentowej wilgotności powietrza słaniały się na nogach, siadały przy chodniku i opuszczały trasę w meleksie-karetce lub na wózku inwalidzkim, których rządek stał przy mecie. Rywalizację ukończyło 40 z 68 uczestniczek, a Amerykanka Roberta Groner nazwała sobotni bieg "najbardziej brutalnym, w jakim kiedykolwiek brała udział".
Mistrzostwa Grecji
Całe szczęście, że mistrzostwa bronią się sportowo - poziom rywalizacji w pierwszych dniach jest znakomity. 9.76 Christiana Colemana i 10.71 Fraser-Pryce w sprincie, skok w dal na 8.69 m Tajaya Gayle, rekord mistrzostw świata Beatrice Chepkoech, a do tego rekord świata w sztafecie mieszanej, świetny skok wzwyż kobiet, najbardziej emocjonujący finał biegu na 5000 m ostatnich lat czy elektryzujący konkurs tyczkarek.
Szkoda, że mało kto to widzi. Jedna z bohaterek tej ostatniej rywalizacji, brązowa medalistka Ekaterini Stefanidi, oznajmiła wprost: - To była najmniejsza widownia, przed jaką kiedykolwiek rywalizowałam. Wliczając w to mistrzostwa Grecji.