Pandemia koronawirusa to oczywiście wielki cios dla sportu, ale też poważne utrudnienie dla WADA, Światowej Organizacji Antydopingowej.
Kontrolerzy siłą rzeczy nie są w stanie tak skutecznie sprawdzać sportowców jak wcześniej. Liczba kontroli znacznie się zmniejszyła. Pojawiają się więc różne pomysły, np. Amerykanie z USADA (Amerykańska organizacja antydopingowa), proponują testy, które zawodnik wykonuje sobie sam, pod okiem kamery. Ale wg Witolda Bańki, szefa WADA, przy dzisiejszych możliwościach manipulowania zapisem wideo, nie będzie to do końca skuteczne.
- Koronawirus wpłynął na światowy antydoping. Kontrole w wielu miejscach, w wielu państwach, zostały zawieszone bądź bardzo mocno ograniczone. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że sytuacja jest korzystna dla oszustów. Ale w dzisiejszych czasach testy to nie wszystko. Mamy paszport biologiczny, mamy długotrwałą analizę, śledztwa oraz innowacje. Poza tym część federacji już deklaruje powrót do badań. Wierzę, że w perspektywie kilku, kilkunastu tygodni będziemy wracać do pełnych kontroli - mówi Witold Bańka.
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Czy zabraknie pieniędzy na polski sport? "Liczę na to, że budżet ministerstwa sportu będzie wyglądał tak samo"
Bańka zauważa, że w antydopingu może dojść do wielkiej rewolucji. WADA pracuje nad tzw. metodą suchej krwi. A więc pobierania krwi za pomocą urządzeń. To oznacza zwiększenie liczby kontroli, uproszczenie ich i znacznie wyższą skuteczność. Możliwe, że już w 2021 roku program będzie funkcjonował pilotażowo, zaś przed ZIO 2022 w Pekinie mają być normą. - To dobra wiadomość dla czystych sportowców, zła dla oszustów - mówi Bańka.
Wracając do uników stosowanych przez sportowców, jednym z popularniejszych jest unikanie systemu "ADAMS". Sportowcy mają obowiązek meldowania swojego miejsca pobytu i często tego nie robią. - Jest wiele takich przypadków. Część sportowców nieprecyzyjnie funkcjonuje w ADAMSie. Następuje pewien wzrost. Unikanie kontroli też jest formą oszustwa i niesie za sobą konsekwencje - mówi Bańka.
W związku z przesunięciem Letnich Igrzysk Olimpijskich 2020 na następny rok, część sportowców zdyskwalifikowanych za doping, może odetchnąć z ulgą. - Dyskwalifikacje nie przesuwają się, gdyż nie obowiązują na konkretne imprezy, są czasowe - mówi Bańka.
- Cieszę się, że powoli sport jest odmrażany, ale perspektywy najbliższych kilku miesięcy nie wyglądają jakoś hiperoptymistycznie, żebyśmy mogli powiedzieć, że wszystko wróci do stanu sprzed pandemii. Być może będziemy musieli z wieloma obostrzeniami nauczyć się żyć - kończy.
ZOBACZ Polska agencja antydopingowa pomoże sygnalistce z Siedlec