Kilka dni temu na jaw wyszła informacja, że Wrocław stracił swój jedyny lekkoatletyczny stadion. Trener Marek Rożej ogłosił, że władze AWF Wrocław wydały bezwzględny zakaz korzystania z obiektu od 17 lipca. Uczelnia miała też poinformować o wzywaniu ochrony i policji, celem usunięcia zawodników z bieżni.
I choć policji nie było, już tego samego dnia ze stadionu wyrzuceni zostali pierwsi lekkoatleci.
"Panowie, proszę opuścić stadion"
Treningu na bieżni nie byli w stanie wykonać Łukasz Krawczuk (m.in. halowy mistrz świata w sztafecie 4x400 m) oraz Przemysław Waściński, złoty medalista z mistrzostw Europy w Belgradzie w tej samej konkurencji.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: nie tylko świetnie skacze o tyczce. Akrobatyczne umiejętności Piotra Liska
Obaj zamieścili w tej sprawie mocne posty w mediach społecznościowych.
"Dzisiaj zostałem wyrzucony z treningu (...) W taki sposób chcą zniszczyć lekkoatletykę we Wrocławiu. Jest mi wstyd, że jestem absolwentem tej uczelni. (...)
Pan Prezydent Wrocławia Jacek Sutryk pisze na swoim Facebooku, że Wrocław jest miastem sportu, ale chyba nie wie co dzieje się w lekkiej atletyce. W ostatnim czasie 20 trenerów straciło pracę, budowy hali dalej nie rozpoczęto, a dziś zamknięto jedyny stadion we Wrocławiu. Co dalej z lekkoatletyką??" - pisał Krawczuk.
"Od dzisiaj Stadion Olimpijski we Wrocławiu zostaje całkowicie zamknięty, czego następstwem jest dla nas brak możliwości trenowania, ponieważ jest to jedyny obiekt tego typu we Wrocławiu. Nie ma hali lekkoatletycznej, a od dziś nawet stadionu. Dziękujemy za pomoc w przygotowaniach! Wrocław miastem sportu..." - dodawał młodszy z polskich 400-metrowców.
Bezdomna królowa sportu
Dlaczego w ogóle AWF wydał decyzję o zamknięciu stadionu? Wszystko przez odebrany atest przez Polski Związek Lekkiej Atletyki. Powód? Pojawiające się "bąble" na tartanie, co miało grozić utratą zdrowia przez zawodników. Jednak według "Przeglądu Sportowego", PZLA odebrał klubowi tylko zgodę na organizowanie zawodów.
- Otrzymaliśmy opinię prawną, z której wynika, że treningi także nie powinny się na tym tartanie odbywać. Zawodnik nie może się zastanawiać, czy nic mu się nie stanie. A najgorsze, że gwarancja na wykonanie skończyła się w 2016 roku - tłumaczył rzecznik AWF Ireneusz Cichy.
Anita Włodarczyk: są rozmowy z nowym trenerem. Czytaj więcej--->>>
Sprawa zrobiła się jednak głośna. Do prezydenta Wrocławia Jacka Sutryka zaapelował m.in. Marek Plawgo, były wybitny płotkarz, związany z tym miastem od wielu lat. "Od dzisiaj królowa sportu jest tutaj bezdomna. To apel o pomoc. To piękne miasto staje się właśnie czarną dziurą na sportowej mapie Polski" - napisał na Twitterze.
Panie Prezydencie @SutrykJacek, od dzisiaj królowa sportu jest bezdomna we @wroclaw_info. To apel o pomoc. Zarówno o krótko jak i długofalową. To piękne miasto staje się właśnie czarną dziurą na sportowej mapie Polski https://t.co/kZyBaw5ihx
— Marek Plawgo (@maras400) July 17, 2020
We Wrocławiu do tej pory trenowali czołowi polscy 400-metrowcy. Nie tylko Waściński czy Krawczuk, ale także Rafał Omelko, Joanna Linkiewicz czy Natalia Kaczmarek. Przez zamknięcie stadionu część z nich zdecydowała się na zgrupowanie w Karpaczu. I podobno nie wykluczali, że w przypadku braku zmiany decyzji, po prostu zdecydują się na zmianę klubu.
Powstanie przyniosło efekt
W sprawie pojawiły się jednak nowe, pozytywne informacje.
Trener AWF Wrocław Kamil Kobiałka przekazał nam, że doszło do zawarcia porozumienia między władzami klubu, trenerami a PZLA.
- W tym tygodniu byłem na spotkaniu z władzami AWF-u. Ustalono, że stadion ma zostać otwarty w najbliższą środę. Problemy z tartanem na niektórych torach mają zostać poprawione. Jest już pismo z Polskiego Związku Lekkiej Atletyki, jest wystawiona opinia architekta, prawnik je przyjął, czyli nic już nie stoi na przeszkodzie, by obiektu nam nie udostępnić.
To nie koniec. - Ponadto władze AWF-u wreszcie przychyliły się do innych naszych próśb. Wreszcie zostaną nam udostępnione szatnie, dostęp do toalety. Bo do tej pory nie mogliśmy tam wchodzić. Swoje potrzeby chłopacy musieli załatwiać po prostu pod drzewem.
Od lat trenerom i zawodnikom obiecywany jest remont, jednak sprawa jest przekładana z roku na rok. Przede wszystkim brakuje pieniędzy, a koszt prac wyniósłby kilkanaście milionów złotych.
- Obecnie sam jestem na obozie w Bogatyni. 30 lipca wracamy i mam nadzieję, że będziemy mieli do czego. Do tej pory władze mówiły o generalnym remoncie, który miałby zostać przeprowadzony za dwa lata. Ale co nas interesuje, co będzie za dwa lata, jak zawodnicy teraz nie mają jak trenować? - słusznie pyta trener.
Igrzyska bez kibiców? Czytaj więcej--->>>
Szkoleniowiec liczy, że wreszcie będzie partnerem do rozmów z władzami uczelni.
- Szum zrobił się naprawdę duży. Dostawałem telefony z Rady Gminy, także od jednego z posłów. Zainteresowały się też sprawą media, zrobiło się zamieszanie, może dzięki temu coś wreszcie ruszyło.
- Mam nadzieję, że władze wreszcie będą nas traktować jako partnerów do rozmów. W końcu udało się obrać wspólny kierunek. Musieliśmy sprawę nagłośnić, nie mieliśmy już innych argumentów. Mnie trochę namaszczono na nieformalnego przywódcę powstania. Ale dobrze, że przyniosło to efekt - kończy.
Władze zapowiedziały drobne poprawki, by gotowy do użycia był choćby pierwszy tor. To jednak nie do końca rozwiązuje problem. Dla Wrocławia wstydem jest fakt, że w całym mieście nie ma ani jednego obiektu lekkoatletycznego z działającą bieżnią. Jak to możliwe, że 9 lat po remoncie tartan jest do wymiany?