Przykra, ale konieczna decyzja. Lewandowski o rozstaniu z bratem: Zrobiliśmy to, żeby mi pomóc

- Chciałem pracować z Tomkiem do końca kariery. Zdalne trenowanie z miesiąca na miesiąc stawało się jednak coraz trudniejsze. Uznaliśmy, że czas z tym skończyć - tak Marcin Lewandowski tłumaczy zakończenie współpracy ze swoim bratem.

Grzegorz Wojnarowski
Grzegorz Wojnarowski
Marcin Lewandowski PAP / Leszek Szymański / Na zdjęciu: Marcin Lewandowski
- Pracowaliśmy razem od 2001 roku. Zaczynaliśmy jako młode "łebki", a potem razem zawojowaliśmy świat - opowiada Marcin Lewandowski. W ciągu 20 lat treningów pod okiem starszego brata zdobył 10 medali najważniejszych imprez lekkoatletycznych. Najpierw w biegach na 800 metrów, potem na 1500.

Srebrny medalista niedawnych Halowych Mistrzostw Europy w Toruniu bardzo długo nie potrafił sobie wyobrazić tego rozstania. Gdyby mógł, pracowałby z Tomaszem do końca kariery. Nie wszystko zależało jednak od niego.

Na początku 2020 roku Tomasz Lewandowski nie przyjął propozycji przedłużenia kontraktu z Polskim Związkiem Lekkiej Atletyki. Tłumaczył to niskim wynagrodzeniem oferowanym przez związek i nieprzejednaną postawą działaczy, którzy nie chcieli iść na ustępstwa, choć on sam zrezygnował z wielu stawianych początkowo warunków.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: LeBron James z Legii Warszawa

Efekt był taki, że starszy z braci Lewandowskich, który poza Marcinem trenował również Adama Kszczota, przestał jeździć na zgrupowania organizowane przez PZLA. Zastąpił go Piotr Rostkowski. Współpraca czołowych polskich średniodystansowców z Tomaszem była kontynuowana na odległość. Biegacze pracowali według planów opracowanych przez Lewandowskiego, a Rostkowski w czasie zgrupowań koordynował ich treningi.

Dwa i pół miesiąca przed igrzyskami olimpijskimi w Tokio, prawdopodobnie najważniejszą imprezą w karierze Marcina, bracia wspólnie zdecydowali, że dalsze zdalne trenowanie mija się z celem. - Ta sytuacja, w której trwaliśmy od ponad roku, i tak była przeciągana zbyt długo. Myśleliśmy, że jakoś się to ułoży. Ale się nie ułożyło. Od ponad roku Tomek nie był z nami na żadnym obozie, na żadnym zgrupowaniu. A przecież jego praca polega w dużym stopniu na obserwacji. Trener patrzy, jak zawodnik reaguje na dany trening, jakie ma samopoczucie i na tej podstawie podejmuje kolejne decyzje. Tomek od dawna nie mógł nas obserwować, a co za tym idzie wykorzystać swojej ogromnej, fachowej wiedzy - tłumaczy Marcin Lewandowski w rozmowie z WP SportoweFakty.

Trzykrotny halowy mistrz Europy dodaje, że współpraca na odległość z miesiąca na miesiąc stawała się coraz trudniejsza. I dlatego wspólnie z bratem uznał, że czas z nią skończyć. - Bez Tomasza nie byłoby mnie jako sportowca. On mnie ukształtował, zarówno jako lekkoatletę, jak i jako osobę. Rozstanie to dla nas bardzo trudna i przykra decyzja, do tego w najgorszym możliwym momencie, bo tuż przed igrzyskami. Podjęliśmy ją jednak po to, żeby mi pomóc. Rozumiem Tomka i wiem, że to, co robi, robi dla mojego dobra. Ma świadomość, że trener, który będzie przy nas, pomoże nam teraz dużo bardziej niż on. Gdybyśmy trwali w tej sytuacji, skutki mogłyby być dużo gorsze niż skutki zmiany, na którą się zdecydowaliśmy.

Pełnię trenerskiej władzy nad Lewandowskim i Kszczotem przejął Rostkowski. - Znam Piotra od lat i całkowicie mu ufam. W ciągu ostatniego roku spędziliśmy z nim na zgrupowaniach więcej czasu niż ze swoimi rodzinami. Zdążył się nam przyjrzeć, nauczyć się nas. Razem kontynuujemy filozofię treningową Tomka, bo ona dobrze na mnie działała, ale pojawiły się też nowe bodźce. Inne prędkości, inne odcinki. Efekty są takie, że jak na maj, jestem bardzo szybki. Jeszcze nigdy nie czułem się tak mocny w początkowym okresie sezonu - mówi biegacz, który obecnie trenuje razem z Adamem Kszczotem we francuskim Font Romeu.

Lewandowski oficjalnie zmienił trenera, zmienił też część metod pracy, ale wciąż przywiązuje bardzo dużą wagę do przygotowania mentalnego. Jego ważnym elementem są wizualizacje przyszłych sukcesów. A sukces, który jest teraz dla Marcina najważniejszy, to medal igrzysk olimpijskich.

- Jak wyobrażam sobie finał w Tokio? Tak, że biegnę w swoim stylu - nie jestem frontrunnerem, trzymam się raczej na końcu lub w środku stawki, a moją wielką siłą jest ostatnie okrążenie. I tak właśnie widzę ten bieg. Wpadam na ostatnią prostą, wyprzedzam swoich rywali i przekraczam linię mety na jednym z trzech pierwszych miejsc. W głowie już od paru miesięcy odbieram olimpijski medal codziennie. Staram się wbić do swojej podświadomości, że jest to coś, co już zrobiłem - zdradza utytułowany średniodystansowiec.

W zrealizowaniu tego celu Lewandowski korzysta z interesującej technologii - specjalnych namiotów do symulowania wysokogórskich warunków. Im dłużej przebywa się na dużej wysokości, tym lepszą wydolność zyskuje organizm. I dlatego 34-letni reprezentant AZS-u UMCS Lublin często śpi w namiocie, w którym powietrze ma takie właściwości, jak na prawie trzech tysiącach metrów n.p.m.

- Używałem tych namiotów, kiedy nie mogłem wyjechać na obóz. Śmiałem się wtedy, że choć jestem w domu w Warszawie, to śpię w Etiopii, bo na noc ustawiałem takie warunki, jakie panują 2700 m.n.p.m. Korzystałem z tego sprzętu również przed obozami, żeby potem na miejscu szybciej się zaaklimatyzować, albo nawet brałem namiot na obóz i tam w nim spałem, żeby w czasie snu być jeszcze wyżej, niż byłem - tłumaczy.

Trzykrotny uczestnik Igrzysk Olimpijskich uznał nawet, że takie namioty to dobry biznes i od niedawna oferuje ich wypożyczenie. - Kilkoma przyciskami ustawia się w nich właściwości powietrza - od niespełna tysiąca metrów do nawet pięciu tysięcy - tłumaczy Lewandowski. Sprzęt już u mnie jest. Na razie działamy tylko pocztą pantoflową, ale niedługo ruszy strona internetowa, na której będzie można zabukować namioty. Minimalny okres wypożyczenia to dwa tygodnie, dzienny koszt - około stu złotych.

Czytaj także:
100 dni do Igrzysk Olimpijskich w Tokio. Oto nasze największe nadzieje na medale
Polka zszokowała lekkoatletyczny świat. "Ten rzut to hit, ale narobił mi problemów"

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×