Kosmiczny wynik Ryana Crousera. Tomasz Majewski: To "czysty" rekord świata

Pchnięć za 22. metr ma grubo ponad sto. W sobotę jako trzeci zawodnik w historii pokonał granicę 23 metrów. Ryan Crouser znów dał wyraźny sygnał, że w tym sezonie idzie po rekord świata. - Wystarczy mu jeden dobry konkurs - uważa Tomasz Majewski.

Grzegorz Wojnarowski
Grzegorz Wojnarowski
Ryan Crouser Getty Images / Marko Prpic/Pixsell/MB Media / Na zdjęciu: Ryan Crouser
Crouser, złoty medalista igrzysk olimpijskich z Rio de Janeiro, na zawodach w Tucson posłał kulę na odległość 23 metrów i jednego centymetra. To trzeci najlepszy wynik w historii, gorszy od rekordu świata tylko o 11 centymetrów. I pierwsze pchnięcie poza magiczną granicę 23. metrów od 31 lat.

- Potężny wynik. Prędzej czy później to musiało się stać, bo forma Ryana od kilku lat jest bardzo wysoka. Według mnie on już teraz jest najlepszy w historii dyscypliny. Wiemy, jak były osiągane rekordowe wyniki sprzed 30 lat. A Ryan robi to na czysto - mówi Konrad Bukowiecki, wicemistrz Europy sprzed trzech lat i rekordzista świata juniorów.

- Już w tej chwili można powiedzieć, że ten wynik jest "czystym" rekordem świata. Oficjalny rekord jest mocno skażony dopingiem - tak wyczyn Amerykanina komentuje Tomasz Majewski, mistrz olimpijski z 2008 i 2012 roku.

ZOBACZ WIDEO: Aleksander Matusiński o Justynie Święty-Ersetic: Podpowiadano mi, że są większe talenty niż ona

Rekordzistą świata w pchnięciu kulą jest rodak Crousera Randy Barnes. Wynik 23,12 uzyskał 20 maja 1990 roku na zawodach w szwedzkim Malmoe. Trzy miesiące później w jego organizmie wykryto niedozwolone sterydy i zawieszono go na 27 miesięcy. Osiem lat później amerykański miotacz raz jeszcze wpadł na dopingu. Za recydywę zapłacił dożywotnią dyskwalifikacją.

Mimo tych wpadek nazwisko Barnesa nie zostało wymazane z tabel lekkoatletycznych rekordów. Majewski jest jednak przekonany, że już niedługo zrobi to Crouser. - W tym sezonie Ryan pcha doskonale. W styczniu ustanowił nowy halowy rekord świata (22,82 - przyp. WP SportoweFakty), teraz po raz pierwszy przekroczył w zawodach 23 metry. Niedługo pewnie pobije oficjalny rekord na otwartym stadionie. Brakuje niewiele. Wystarczy jeden dobry konkurs, jedno trafione pchnięcie - zapewnia utytułowany polski kulomiot. - Na treningach on już bije ten rekord. Z tego co wiem, miał wyniki w okolicach 23 metrów i 70 centymetrów - dodaje.

Najpiękniejszy dla lekkiej atletyki scenariusz to rekordowe pchnięcie Crousera w finale konkurencji na igrzyskach olimpijskich w Tokio, jednak zdaniem Majewskiego 28-latek może poprawić rezultat Barnesa wcześniej, w czasie amerykańskich kwalifikacji do igrzysk. Ich poziom jest bardzo wysoki, a bilety do Tokio tylko trzy, więc czołowi kulomioci z USA właśnie na te zawody budują pierwszy szczyt formy.

- Nie tylko Crouser może wtedy pobić rekord. Aktualny mistrz świata Joe Kovacs też jest do tego zdolny. W końcu to on wykonał najdłuższe zarejestrowane pchnięcie, 24,23. Zrobił to kilka lat temu na rozgrzewce przed zawodami. Poślizgnął się, spalił próbę, ale ludzie to widzieli - przypomina dwukrotny złoty medalista IO.

Kovacs nie jest jednak tak regularny jak olbrzym z Oregonu. Nikt nie jest. Pchnięcia poza 22. metr, które jeszcze do niedawna były w tej dyscyplinie rzadkością, Crouser w prawie każdym starcie notuje kilka. - Ma ich tyle, co cała reszta czołowych kulomiotów razem wzięta. Chyba już 117 - mówi Majewski. - 117 to było kilka tygodni temu. Teraz jest ich więcej, bo od tego czasu Ryan zdążył kilka razy wystartować - poprawia starszego kolegę Bukowiecki.

Co sprawia, że Crouser jest w stanie osiągać tak znakomite wyniki? Na pewno bardzo pomagają mu warunki fizyczne. Gdyby 28-letni miotacz urodził się w Portland nie w 1992 roku, a 100 albo 200 lat wcześniej, pewnie byłby mistrzem w karczowaniu lasów Oregonu, które porastają około połowy obszaru jego rodzinnego stanu. Dwa metry wzrostu, 145 kilogramów wagi, długie ręce, ogromna siła fizyczna, a przy tym zaskakująca sprawność. Na drwala nadawałby się świetnie, ale na szczęście dla światowej lekkiej atletyki wybrał pchnięcie kulą.

- Warunki fizyczne do tego sportu ma genialne. Jak na swój wzrost jest niezwykle silny, a swoje długie ręce potrafi wykorzystywać, co wcześniej kulomiotom o jego posturze się nie udawało - tłumaczy fenomen Amerykanina Majewski. - Pcha specyficznie, ale bardzo poprawnie pod względem technicznym. W kole nie jest szybki, ale nie musi być. Prędkość, którą uzyskuje na końcu pchnięcia bardziej niż z szybkości obrotów bierze się ze składania napięć i kątów. On potrafi je składać i w efekcie kula leci szybko i daleko.

Bukowiecki szczerze przyznaje, że Crouser w tej chwili przewyższa go pod każdym względem. Jest wyższy, silniejszy, ma świetną technikę. - Jeżeli chcielibyśmy stworzyć modelowy wzór pchnięcia w technice obrotowej, trzeba by po prostu nagrać pchnięcie Crousera. On jest najbliżej ideału. Wszystko robi ładnie, obszernie i przede wszystkim skutecznie - podkreśla reprezentant Polski. - Jak działają na mnie jego wyniki? Ani mnie nie motywują, ani nie dołują. Pogodziłem się, że rywalizuję z takim gościem. Wierzę jednak, że ja też jestem w stanie pchnąć 23 metry. Gdybym nie wierzył, nie byłoby sensu trenować. Wciąż jestem młodym zawodnikiem. Mam nadzieję, że przede mną jeszcze kilkanaście lat w tym sporcie i dużo do osiągnięcia - dodaje.

Sportowcem Crouser jest fantastycznym, a może być legendarnym. A jakim jest człowiekiem? - Bardzo w porządku gość - mówi Bukowiecki. - Fajny chłopak, z rodziny ze sportowymi tradycjami - dodaje Majewski.

Hobby Amerykanina to wędkarstwo. Od czasu do czasu na swoim profilu na Instagramie Crouser chwali się złowionymi sztukami. Inną jego pasją jest majsterkowanie. Kiedy w czasie pandemii nie mógł korzystać z obiektów treningowych, sam zbudował sobie przenośne koło do pchnięć. Było o 30 centymetrów węższe niż standardowe koła, co mogło i pomogło łagodnemu olbrzymowi z Oregonu poprawić technikę. Efekty widzimy w tym roku.

Dodajmy, że kulomiot, w którym fachowcy widzą faworyta do złotego medalu igrzysk w Tokio i przyszłego rekordzistę świata, ma wielki szacunek do Majewskiego. Po zdobyciu złotego medalu olimpijskiego w Rio de Janeiro wypowiadał się o Polaku: - Tomasz to świetny zawodnik, jest jednym z tych, na których pchnięciach się wychowałem. W 2008 roku, gdy wygrał po raz pierwszy, igrzyska były dla mnie jeszcze w sferze marzeń, miałem wtedy dopiero 15 lat. Jako nastolatek bardzo podobała mi się jego technika, w pewnych aspektach wzorowałem się na nim. To niesamowity wojownik. Zarówno w 2008, jak i w 2012 roku nie był głównym faworytem do zwycięstwa, a mimo to dwukrotnie zdołał sięgnąć po złoto. Fantastyczne osiągnięcie.

Majewski tylko się uśmiecha, kiedy przypominamy mu te słowa. I mówi: - Cóż, coś tam mi kiedyś wychodziło.

Czytaj także:
Lekkoatletyka. Dwukrotny medalista olimpijski rozpoczął "last dance"
Lekkoatletyka. Zobacz świetny rzut Pawła Fajdka. "Nie tak źle jak na dziadka" [WIDEO]

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×