Na Ukrainie od kilku dni dochodzi do rozlewu krwi. To efekt inwazji rosyjskich wojsk. Nasi sąsiedzi dzielnie się bronią, ale Władimir Putin na razie nie zamierza się wycofać. To, co dzieje się w ukraińskich miastach, na własne oczy widział Wiaczesław Kaliniczenko.
To trener skoku o tyczce, który prowadził m.in. Monikę Pyrek, Pawła Wojciechowskiego czy Piotra Liska. Od dłuższego czasu jego domem jest Polska. Do ojczyzny jednak udał się z rodziną na mistrzostwa Ukrainy. Zawody nie doszły do skutku z powodu agresji zbrojnej reżimu Putina.
Szkoleniowiec zdołał uciec z kraju. Dziś jest już bezpieczny w Polsce. Pojawił się na zawodach w Toruniu. Tak opowiada, jak wyglądał powrót do naszego kraju.
ZOBACZ WIDEO: Sporty zimowe nie są domeną Polaków? "Często nie mamy warunków, żeby trenować"
- Powrót do Polski był najcięższą fizycznie, ale przede wszystkim psychicznie, drogą w moim życiu - mówi w PAP.
Kaliniczenko z Ukrainy uciekał z 16-letnią córką, 7-letnim synem oraz żoną. Po drodze widział skutki wojny, w tym wybuchy bomb. Cały czas jest mocno wstrząśnięty wydarzeniami w ojczyźnie. Zdaje sobie sprawę, że życie tracą niewinni rodacy, a końca wojny na razie nie widać.
- Na zawsze pozostanie już nienawiść do Putina, do jego podopiecznych, którzy wydawali rozkazy i naciskali na spust - przyznaje.
Mistrzostwa Ukrainy miały się odbyć w miejscowości Sumy. Tam obecnie toczą się zacięte walki. Miasto zostało mocno zniszczone, ale ukraińscy żołnierze cały czas starają się odeprzeć atak rosyjskiego wroga.
Pomoc dla Ukrainy. Tak można wesprzeć naszych sąsiadów
Zwrócił się bezpośrednio do Putina. Padły poruszające słowa [WIDEO] >>
Zatrudnia kilkunastu Ukraińców. Jeden z nich zostawia rodzinę i jedzie na wojnę >>