Zatrudnia kilkunastu Ukraińców. Jeden z nich zostawia rodzinę i jedzie na wojnę

WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Witold Skrzydlewski
WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Witold Skrzydlewski

Witold Skrzydlewski to znany łódzki biznesman. Prowadzi potężną sieć kwiaciarni i zakładów pogrzebowych. Zatrudnia wielu Ukraińców. - Jeden z nich jedzie w poniedziałek walczyć. Zostawia tutaj całą rodzinę - mówi.

Skrzydlewski jest także szanowanym działaczem żużlowym. Od 2005 roku prowadzi klub Orzeł Łódź, który ściga się obecnie w eWinner 1. Lidze na jednym z najnowocześniejszych stadionów na świecie.

Skrzydlewski mówi nam, że przeżywa rosyjską inwazję na Ukrainę w sposób szczególny, bo na co dzień ma do czynienia z osobami, które mierzą się z wielkim dramatem. - Zatrudniam kilkanaście osób z Ukrainy. To porządni ludzie. W 80 proc. nie mamy do nich zastrzeżeń. Wyjątki się zdarzają, ale tak jest w każdym narodzie, u nas też. Warto też dodać, że w tym gronie są tacy, którzy w naszej firmie coś więcej znaczą. Panie są kierowniczkami sklepów, a panowie też pełnią ważne funkcje. To nie tylko i wyłącznie te podstawowe stanowiska - mówi.

Niektóre historie opowiedziane przez Skrzydlewskiego chwytają mocno za serce. - W poniedziałek jeden z naszych pracowników zostawia całą swoją rodzinę tutaj w Łodzi i wraca walczyć do ojczyzny. To młody, 24-letni chłopak. Jest ochotnikiem. Jedziemy z nim nawet do sklepów militarnych, żeby go wyposażyć. Wiadomo, że karabinu mu nie kupimy, ale chcemy, żeby miał porządne buty i ubranie - relacjonuje.

ZOBACZ WIDEO Żużel. Lech Kędziora wskazał, co trzeba zmienić w częstochowskim torze

- Mamy też panią, która zostawiła tam 16-letniego syna. Teraz postanowiła wrócić. Została odwieziona na dworzec. W całym autobusie, który jechał w tamtą stronę, były cztery kobiety. Reszta to młodzi mężczyźni, którzy chcieli walczyć za ojczyznę. Nie zamierzali tu zostać i grzecznie "siedzieć". Na ich twarzach było widać wielką zawziętość. Niektórzy mówili, że tu im dobrze, że tu jest rodzina, ale jest też obowiązek, więc trzeba wrócić - opowiada.

Firma Skrzydlewskiego mocno solidaryzuje się z wszystkimi obywatelami Ukrainy. Jest także gotowa do pomocy na większą skalę. - Jeśli do kogoś przyjedzie tutaj rodzina, to będziemy próbowali pomagać. Gdy ściągną brata, siostrę lub kogokolwiek innego, to chętnie damy pracę. Nie będziemy z tym robić problemów. Tyle dla nich możemy zrobić - przekonuje.

Główny sponsor Orła jest zasmucony sytuacją w Ukrainie, ale wierzy, że walki w końcu ustaną. Skrzydlewski nie chce natomiast dołączać do dyskusji na temat sankcji w sporcie. Od dłuższego czasu środowisko dyskutuje, czy należy wykluczyć rosyjskich żużlowców ze startów w polskiej lidze. - Nie chcę w ogóle o tym mówić, bo zostanie to od razu źle zinterpretowane. Jeśli powiedziałbym, że chce wykluczenia tych zawodników, to zaraz pojawią się głosy, że nie mam żadnego w kadrze, więc myślę, jak ugrać coś dla siebie - podsumowuje.

Zobacz także:
Prezes PZM zabrał głos w sprawie sankcji dla Rosjan
Co z Grand Prix w Warszawie?