Cztery tygodnie tamu życie w Ukrainie się zmieniło. Wszystko przez decyzję jednego człowieka, Władimira Putina, który wydał rozkaz o rozpoczęciu wojny.
Od tego czasu Ukraińcy bronią się dzielnie przed agresorem, który nie ma żadnych świętości. Bombardowane są nawet szpitale, szkoły, przedszkola. Giną dzieci.
- Nie sądziłem, że ten idiota Putin będzie strzelał do bezbronnych ludzi. Mam nadzieję, że go dopadną i zostanie osądzony w Hadze - grzmi Wiaczesław Kaliniczenko w rozmowie z "Faktem".
On sam od 22 lat mieszka w Polsce, ale wojnę poczuł na własnej skórze, gdy wybrał się z rodziną na halowe mistrzostwa Ukrainy. Musiał się szybko ewakuować. 25 lutego wrócił do Polski.
W Kijowie ma swoje mieszkanie, ale nie wie w jakim jest stanie. - Nie mam żadnych informacji. Daj Boże, aby nadal było całe - przyznał i dodał, że ostatnie informacje ma sprzed dziesięciu dni.
Kaliniczenko wie, że w Polsce jest bezpiecznie. Ściągnął tutaj aż 25 osób, m.in. mamę, siostrę z dziećmi. - Mają gdzie mieszkać. Umożliwił im to Rafał Jerzy. Kiedyś był lekkoatletą, teraz jest biznesmenem - wyjaśnił. Dodał, że biznesmen udostępnił swój dom i przywozi jego bliskim jedzenie.
Co z męską częścią rodziny? Ojciec mógłby wyjechać, ale został. 30 kilometrów od Kijowa. - Zapisał się do obrony terytorialnej, wziął do ręki broń - przyznał. Jego brat z kolei wozi ludzi z Ukrainy do Polski.
W ostatnich dniach doświadczony szkoleniowiec przebywał z kolei w Belgradzie, gdzie odbywały się Halowe Mistrzostwa Świata. Dumnie nosił dres w barwach Ukrainy i pomagał zawodniczkom z tego kraju. Ostatni raz miał taki na sobie mając 20 lat.
- Włożyłem strój ukraiński z flagą na piersi. I byłem z tego powodu dumny - przyznał.
Zobacz także:
Ukrainki startowały w jednym stroju. Jedna w czasie mistrzostw dostała szokującą wiadomość
Rosjanie opublikowali komunikat ws. polskiej gwiazdy. Nie uwierzysz w te słowa!
