Najpierw żyli pełni obaw, czy w ogóle uda im się dostać do Serbii i wystartować w jednej z najważniejszych lekkoatletycznych imprez w tym roku.
Podczas Halowych Mistrzostw Świata wystąpiło finalnie sześć reprezentantek Ukrainy, które zdołały wywalczyć dwa medale: złoty i srebrny.
Impreza dobiegła końca i sportsmenki miały swoje kolejne obawy. Musiały bowiem gdzieś wrócić. W ich ojczyźnie nadal trwa przecież dalej wojna, którą niemal cztery tygodnie temu rozpoczął Władimir Putin.
ZOBACZ WIDEO: #3 "Z pierwszej piłki". Pierwsze krajowe powołania Michniewicza, transfer Krychowiaka i wojna w Ukrainie
Pomimo tego są takie, które zdecydowały się wrócić do ojczyzny. To Julia Loban i Hanna Płoticyna. Inną drogę wybrała z kolei m.in. Jana Hladijczuk, która trafiła do Polski.
Już niebawem w naszym kraju może znaleźć się więcej ukraińskich sportowców, bo w pomoc zawodnikom z tego kraju zaangażował się Polski Związek Lekkiej Atletyki. O wszystkim opowiedział Hubert Trochimowicz, sekretarz generalny PZLA.
- Koordynowaliśmy do tej pory już wiele tematów związanych z ukraińskimi sportowcami i zapewne to nie koniec. W najbliższym czasie do Polski chcą przyjechać choćby ukraińskie młociarki. Jesteśmy w bieżącym kontakcie z ukraińską federacją i w razie możliwości staramy się pomóc - stwierdził dla tvpsport.pl.
Sama Hladijczuk, która przyznała, że jej tyczki przez całą Ukrainę wieźli dla niej rodzice nie zważając na spadające bomby, ma z kolei przesłanie do wszystkich.
"Ukraińscy sportowcy, tacy jak ja, są w śmiertelnym niebezpieczeństwie we własnych domach. Mogę tylko krzyczeć na cały świat, by zwarł szyki w walce z agresorem. Z Rosją, której armia już zabiła ukraińskich sportowców, którzy nie powinni byli ginąć" - napisała w mediach społecznościowych.
Zobacz także:
Ukrainki startowały w jednym stroju. Jedna w czasie mistrzostw dostała szokującą wiadomość
Chcieli zablokować start Polki na MŚ. Za to, jak wsparła Ukrainę