Mistrz olimpijski o nowych tezach ws. katastrofy smoleńskiej. "Szopka, na którą ofiary tej tragedii nie zasługują"

Getty Images / Neal Simpson/EMPICS / Na zdjęciu:  Szymon Ziółkowski
Getty Images / Neal Simpson/EMPICS / Na zdjęciu: Szymon Ziółkowski

- Pod Smoleńskiem zginęły osoby ważne dla wielu z nas. Tymczasem wmawia się nam, że jeśli myślimy o katastrofie inaczej niż prezes i jego wyznawcy, to nie szanujemy ich pamięci - mówi mistrz olimpijski i były już członek PO Szymon Ziółkowski.

W tym artykule dowiesz się o:

[b]

Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty: Dlaczego zrezygnował pan z członkostwa w Platformie Obywatelskiej?[/b]

Szymon Ziółkowski, mistrz olimpijski w rzucie młotem z 2000 roku, poseł na Sejm VIII kadencji, obecnie trener Pawła Fajdka: Dojrzewałem do tej decyzji już jakiś czas. Na Twitterze napisałem, że mierzi mnie nijakość i to jest najlepsze uzasadnienie. Mam tu na myśli nie tyle ogólnokrajową politykę Platformy, a to, co dzieje się u mnie w regionie, w Poznaniu. Wpienia mnie, że nikomu nie chce się ruszyć tyłka.

Co pan przez to rozumie? Za dużo straszenia PiSem, a za mało konkretnych działań?

Tak to niestety często wygląda. Podam przykład: w Poznaniu mamy duży problem związany z dworcem PKP. Zaraz na początku obecnej kadencji powstała grupa parlamentarna celem wypracowania planu zmodernizowana dworca. No i uwaga, w ciągu całej kadencji udało im się spotkać raz. Poznań to jedno z miast, które są kolebkami PO. Jeżeli nawet tam nie możemy się dogadać, słabo to wygląda. Ja się wywodzę ze sportu. Jestem przyzwyczajony, że rozlicza się mnie z efektów mojej pracy. Mogę leżeć do góry brzuchem i nic nie robić, ale tylko pod warunkiem, że te efekty będą. Mogę też ciężko trenować przez 365 dni w roku, a przy braku efektów i tak dostanę po głowie. Polityka powinna moim zdaniem wyglądać podobnie.

ZOBACZ WIDEO: "Trafiony, zatopiony". Nieprawdopodobna skuteczność mistrzyni olimpijskiej

Skoro mówi pan, że dojrzewał pan do tej decyzji, to pewnie przykładów na taką apatię ma pan więcej.

Zdecydowanie tak. Nie chcę ich jednak podawać.

Kończy pan z polityką?

Z nią jest podobnie, jak ze sportem. Jak raz się wejdzie do tej rzeki, nigdy się z niej do końca nie wychodzi. Zawsze będę się polityką interesował, zawsze będę mówił i pisał, jakie jest moje zdanie na ważne tematy. Wszedłem do polityki nie będąc członkiem żadnej partii politycznej, nic nie stoi na przeszkodzie, żebym zrobił to jeszcze raz. Na razie skupiam się jednak na pracy trenera Pawła Fajdka. Na przygotowaniu go do nowego sezonu, w którym już po raz czwarty będzie bronił tytułu mistrza świata w rzucie młotem, jest dla mnie teraz najistotniejsze. Jesteśmy teraz na obozie w Portugalii. Zawodnik zdrowy, rzuca dobrze, są perspektywy.

W niedzielę ktoś zapytał pana na Twitterze kiedy wstępuje pan do Polski 2050. Wstępuje pan?

Absolutnie nie. Uważam, że parlamentarzyści w danej kadencji nie powinni mieć możliwości przechodzenia z jednego ugrupowania do drugiego. Jak nie podoba ci się program partii, z której listy zostałeś wybrany, możesz zostać posłem czy senatorem niezależnym. Ale transferów z jednej partii do drugiej być nie powinno. Moim zdaniem to nieetyczne. Ja od 2019 roku parlamentarzystą nie jestem, ale wstępowanie do jednego ugrupowania zaraz po opuszczeniu drugiego byłoby sprzeczne z moimi przekonaniami i na pewno nie nastąpi.

Dlaczego takie zmiany barw powinny być niedopuszczalne? Bo polscy wyborcy w ogromnej większości głosują na listę, a nie na konkretną osobę?

Tak. Wydaje mi się, że świadomych wyborców mamy bardzo mało, a patrząc na to, co proponuje nasz wspaniały minister edukacji Przemysław Czarnek, za chwilę zamiast karty do głosowania idąc do urny dostaniemy obrazek "pokoloruj drwala". Tak skończy się odejście od wiedzy o społeczeństwie, która w liceum ma być tylko w programie rozszerzonym, i zastąpienie jej historią i teraźniejszością. Dla mnie to totalna paranoja. Moim zdaniem WOS powinien być w programie nauczania nawet od pierwszych klas szkoły podstawowej. Ludzie nie zdają sobie sprawy, jak wiele rzeczy w ich życiu zależy od polityki.

Da się od niej oddzielić sport? Często powtarza się hasło, że akurat on powinien być poza polityką.

Całkowite oddzielenie jest niemożliwe. Sport nigdy nie będzie poza polityką, ale powinien być ponad podziałami, tak samo jak kultura. Żeby wychować sportowca, potrzeba dekad, kilku kadencji sejmu. Nie można mówić, że medale, które obecnie zdobywamy, są dzięki rządom Prawa i Sprawiedliwości czy dzięki działaniom ministra sportu Kamila Bortniczuka. Mój złoty medal z Sydney zaczął się wykuwać jeszcze w PRL-u, potem swoje dołożyły do niego rządy SLD, a wywalczyłem go, gdy władzę sprawowała AWS. A odznaczenia państwowe odbierałem od trzech prezydentów. Od Aleksandra Kwaśniewskiego, Lecha Kaczyńskiego i Andrzeja Dudy.

Czy postawienie sportu ponad polityczne podziały zakłada, że aktywni sportowcy nie powinni się wypowiadać publicznie na ważne tematy?

Nic z tych rzeczy. Nie możemy odbierać im prawa do wyrażania swoich opinii tylko dlatego, że są sportowcami. Teraz jest tak, że duża część czołowych polskich sportowców jest w pewnym stopniu uzależniona od obecnej władzy i woli nie robić sobie pod górę, żeby nie stracić wsparcia spółek skarbu państwa. A przecież jako świadomi obserwatorzy życia publicznego mają prawo do słowa krytyki. Krytyka nie jest niczym złym. Jakie efekty przyniosłaby moja współpraca z Pawłem, gdybym za nic go nie krytykował? Jest czterokrotnym mistrzem świata, ale to nie znaczy, że wszystko robi dobrze. Jesteśmy dorosłymi ludźmi i rozumiemy, że krytyczne spojrzenie jest potrzebne, że pomaga dojść do celu.

Co do krytyki, w niedzielę użył pan bardzo mocnych słów, żeby ocenić wystąpienie Jarosława Kaczyńskiego w 12. rocznicę katastrofy smoleńskiej. Napisał pan na Twitterze: "Prezes grubo odleciał, a włączanie w swoje fobie wojny na Ukrainie, jest zwykłym sk***em". Nie za ostro?

Uważam, że nie, bo to słowo najlepiej odzwierciedla to, co się dzieje. Gra PiS-u na emocjach Polaków przekracza wszelkie granice. Dzisiejsze wystąpienie Antoniego Macierewicza tylko to potwierdza. Cały czas mam wrażenie, że fobia jednego człowieka skłania część społeczeństwa do rezygnacji z używania własnych szarych komórek i podążania za tłumem. Powtarza się tezę o zamachu w kontekście lotu, który w ogóle nie powinien się odbyć. W kontekście lotniska, na którym nigdy niczym nie powinno się lądować. To był zbieg wielu nieprzemyślanych, takich "polskich" działań, bo według mnie jesteśmy narodem, który dobrze radzi sobie z walką, ale już gorzej z organizacją.

Dla mnie katastrofa smoleńska to wyjątkowo traumatyczne przeżycie. W 2010 roku nie miałem żadnego związku z polityką. Najważniejszą z osób, które wtedy zginęły, był dla mnie prezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego Piotr Nurowski. Człowiek, który wzniósł PKOl na wyższy poziom. Dlatego bardzo mi się nie podoba zawłaszczanie tej tragedii przez PiS. Wielu z nas miało tam ważne dla siebie osoby, tymczasem wmawia się nam, że jeśli myślimy inaczej niż prezes i jego wyznawcy, to nie szanujemy ich pamięci. I jeszcze jedna rzecz: Pamiętam, jak w kampanii prezydenckiej 2010 roku Jarosław Kaczyński dziękował Rosjanom za pomoc i życzliwość okazaną po katastrofie. Chory temat. Znowu wracamy do robienia z niego szopki, na którą ofiary smoleńskiej tragedii nie zasługują.

Rezygnacja z członkostwa w Platformie Obywatelskiej oznacza, że przestanie pan, przynajmniej na jakiś czas, komentować życie polityczne w mediach społecznościowych?

A w życiu! Mam z tego dużą satysfakcję. Im więcej wyzwisk czy gróźb karalnych od anonimowych trolli, tym bardziej mi się chce. A po niedzielnych wpisach otrzymałem ich mnóstwo. Gdyby dało się w jakiś sposób zmagazynować energię, którą ci ludzie wkładają w hejt, nie musielibyśmy budować elektrowni atomowych, a z rosyjskich surowców można by zrezygnować ot, tak. Wystarczyłoby zatrudnić ich do kręcenia wiatrakami, a prądu mielibyśmy pod dostatkiem.

Czytaj także:
Koniec procesu gwiazdora! Trafi do więzienia na długie lata
Jest reakcja na skandaliczny gest Rosjanina