Przez fatalny wypadek córki stracił szansę na walkę o medal. "Przeszła poważną operację"

Ten sezon może być ostatnim w lekkoatletycznej karierze Marcina Lewandowskiego. 35-latek jest w życiowej formie i miał ogromne szanse na medal w Belgradzie. Nie pojechał tam jednak, bo obiecał sobie, że będzie przy córce.

Mateusz Puka
Mateusz Puka
Marcin Lewandowski Getty Images / Foto Olimpik/NurPhoto / Na zdjęciu: Marcin Lewandowski

Mateusz Puka, WP Sportowefakty: W ostatniej chwili odwołał pan swój wyjazd na halowe mistrzostwa świata z powodu kłopotów zdrowotnych córki. Co się stało?

Marcin Lewandowski (wicemistrz Europy w biegu na 1500 m): 25 lutego moja sześcioletnia córka uczestniczyła w zajęciach gimnastyki artystycznej i podczas jednego z ćwiczeń z trenerką złamała udo oraz biodro. Przeszła poważną operację, a sytuacja była bardzo trudna. Od wypadku minęło sporo czasu, dopiero teraz córka na nowo uczy się chodzić. Przed nami jeszcze długa rehabilitacja, ale najważniejsze, że znów zaczyna normalnie funkcjonować.

Ona ma dopiero sześć lat, ale jest niesamowicie zawzięta i robi wszystko, by jak najszybciej wrócić do zdrowia. To dodaje nam optymizmu. Patrząc na jej zaangażowanie, powiedziałem żonie, że jeśli córka zdecyduje się uprawiać sport, to na pewno będzie mistrzynią. Prognozy doktora Jaroszewskiego są dobre i wierzymy, że uda się przywrócić jej sto procent sprawności. Oczywiście, czekają ją jeszcze kolejne zabiegi.

Pierwsze tygodnie po tym wypadku faktycznie były tak trudne, że nie było szans, by pojechał pan na mistrzostwa świata i walczył o medal?

Podczas treningów cały czas o niej myślałem, ale oczywiście robiłem swoje i byłem w znakomitej formie. Chodziło jednak o coś innego. Po prostu tuż po wypadku podjąłem decyzję, że do momentu, gdy córka nie odzyska pełni sprawności, ja nie będę jeździł na żadne zagraniczne zgrupowania czy zawody. One są dla mnie bardzo ważne, ale rodzina ma priorytet. Za granicę pojadę pewnie dopiero czerwcu.

ZOBACZ WIDEO: "Trafiony, zatopiony". Nieprawdopodobna skuteczność mistrzyni olimpijskiej

Czy to faktycznie pana ostatni sezon?

Najprawdopodobniej. Nie jest to jednak tak, że mam już wpisany w kalendarz jakiś konkretny dzień, w którym skończę biegać. Czekam na rozwój sytuacji, ale ostatnio okoliczności nie są sprzyjające do kontynuowania kariery. Mówię o pandemii, sytuacji ze sponsorami, kiepskiej współpracy ze związkiem lekkoatletycznym. Na razie skupiam się na tym sezonie, a co będzie dalej, zobaczymy.

Nie szkoda panu kończyć karierę, kiedy jest pan w szczytowej formie?

Mimo szczytowej formy nie zgadzają się u mnie kwestie finansowe. Bieganie to moja praca, której poświęcam naprawdę dużo czasu. Zaczynam kalkulować, bo jestem spełnionym sportowcem i patrzę na to wszystko nieco inaczej niż jeszcze kilkanaście lat temu. Jestem aktualnym wicemistrzem Europy i brązowym medalistą świata, a zupełnie nie przekłada się to na finanse.

Niedawno decyzję o zakończeniu kariery podjął Adam Kszczot, a teraz pan myśli o tym samym. Co złego dzieje się wokół lekkiej atletyki, że w szczytowym momencie dla tej dyscypliny kluczowe osoby przedwcześnie chcą kończyć karierę?

Wydawać by się mogło, że gdy ktoś zdobywa medale na najważniejszych imprezach w sezonie, to nie powinien mieć żadnych problemów ze sponsorami czy pieniędzmi na przygotowanie. A one są chyba tradycją w Polsce, bo przecież Justyna Kowalczyk też pod koniec kariery musiała przejść do norweskiego klubu, by nie musieć już o wszystko walczyć. Wcześniej, żeby załatwić sobie odpowiednie warunki, musiała się ciągle o coś prosić. Czasami mam wrażenie, że to sportowcy są dla związku, a nie odwrotnie. To oczywiście jedna z kilku przyczyn mojego zniechęcenia.

Ma pan już plan na siebie po zakończeniu kariery sportowca?

Na moje nowe życie, po karierze sportowej, czekam z ogromną ekscytacją. Z tego też powodu w ostatnim czasie otworzyłem własną akademię biegania, wynajmuję namioty hipoksyjne, a ostatnio wypuściłem na rynek serię odżywek dla sportowców. Po zakończeniu kariery na pewno nie będę się nudził.
Marcin Lewandowski podpisuje olimpijską flagę Marcin Lewandowski podpisuje olimpijską flagę
Otworzenie akademii oznacza, że myśli pan o karierze trenerskiej?

Mam nadzieję, że życie ułoży się na tyle dobrze, że nie będę musiał być trenerem. Po pierwsze, finanse się nie zgadzają, a zarobki trenerów to po prostu śmiech na sali. A po drugie, nie po to kończę karierę, by znów większość czasu spędzać na zgrupowaniach. Chciałbym zostać w sporcie, ale raczej od strony organizacyjnej czy menedżerskiej. Jestem w tym od lat i myślę, że zdobyłem całkiem duże doświadczenie.

Jak wyglądają obecnie pana relacje z PZLA?

Otrzymuję od nich pieniądze na szkolenie, ale to nie jest coś, co jest ich zasługą. Pieniądze na przygotowania otrzymuję przecież tak naprawdę z ministerstwa, a związek jedynie pośredniczy w ich rozdzielaniu. Cieszę się, że w zeszłym roku udało mi się wywalczyć specjalne stypendium dla sportowców w podobnej sytuacji do mojej, czyli takich, którym nie wyszły jedne zawody, a wciąż chcą uprawiać sport na najwyższym poziomie.

Mi tuż po igrzyskach zaproponowano nieco ponad tysiąc złotych. W całej sprawie nie chodziło jednak tylko o pieniądze, ale sam fakt wsparcia zasłużonego sportowca. Mnie pewnie byłoby stać na kontynuowanie kariery, ale nie każdy musi mieć takie szczęście. Pamiętam reakcję ministra sportu, gdy powiedziałem mu, że halowy mistrz Europy ma stypendium 800 złotych miesięcznie. Na szczęście wyraził zrozumienie i część przepisów uległa zmianie. Stypendium za medal w tej imprezie nie uległo zmianie, ale dla najbardziej zasłużonych można stosować inne stawki.

Ze względu na kontuzję odniesioną podczas igrzysk w Tokio miał pan najdłuższą przerwę w karierze. Od początku był pan pewien, że uda się wrócić na najwyższy poziom?

Nie brałem pod uwagę innej możliwości. Robiłem wszystko, co mogłem, by jak najszybciej wrócić do biegania i znów osiągać dobre wyniki. Wyszło fajnie, bo po trzech miesiącach przerwy od treningów sezon rozpocząłem najszybciej w karierze. Jeszcze nigdy w 16-letniej karierze nie biegałem na tym etapie sezonu tak szybko, a przecież w sumie w zawodach nie startowałem siedem miesięcy.

Nie było nawet chwili zwątpienia?

Podczas igrzysk byłem w życiowej formie i naprawdę wierzyłem, że te zawody będą pięknym zwieńczeniem całej mojej kariery. Jestem osobą wierzącą i wiem, że wszystko dzieje się z jakiegoś powodu. Przecież dopiero po powrocie do Polski dowiedziałem się od doktora Jacka Jaroszewskiego, że mam zakrzepicę. Mogło zdarzyć się tak, że tuż po przebiegnięciu linii mety zakrzep by się oderwał i spowodował zator płuc. Wychodzę z założenia, że jak coś się stało, to widocznie tak miało być.

Nie ma pan pretensji do lekarzy, że mimo wyraźnych oznak choroby, nie potrafili wystarczająco wcześnie zdiagnozować problemów?

Pierwsze objawy, czyli puchnięcie oraz sinienie nogi zaobserwowałem dość wcześnie i byłem z lekarzami w stałym kontakcie. Nikt tego nie bagatelizował, ale żadne z badań nic wykazało nic podejrzanego. Abolutnie nie mam więc żadnych pretensji do lekarzy. Nie ukrywam, że trenując do igrzysk w Tokio, postawiłem wszystko na jedną kartę i leciałem tam po medal. Wiedziałem, że to moja ostatnia szansa na taki sukces.

Od lat jest pan także ambasadorem biegu 1MILA, który w tym roku odbędzie się w Warszawie i Poznaniu. Czy tym razem pobiegnie pan razem z amatorami? Nie mogę jeszcze tego obiecać na sto procent, ale wszystko wskazuje na to, że będę obecny na tych zawodach. Mówiłem o mojej działaności około sportowej i to jeden z takich przykładów. Chcę promować bieganie, a uważam, że bieg "1MILA - mityng lekki i atletyczny" jest wyjątkowy, bo daje sympatykom biegania jedyną możliwość, by sprawdzić się na bieżni i poczuć inną atmosferę związaną z biegiem na stadionie. Dodatkowo bieg ma wymiar dobroczynny, bo każdy uczestnik może wesprzeć program "Wybiegaj w Przyszłość", pomagający młodym, zdolnym sportowcom w trudnej sytuacji materialnej.
Marcin Lewandowski podczas igrzysk w Rio Marcin Lewandowski podczas igrzysk w Rio
Podczas tych zawodów powalczy pan o rekord Polski na jedną milę?

Traktuję to raczej jako możliwość przebywania z ludźmi i cieszenia się sportem. Już raz startowałem zresztą w takim biegu i zakończyłem rywalizację na piątym miejscu. 5 czerwca w Warszawie będzie więc dla wielu jedną z nielicznych okazji, by pokonać mnie na bieżni. Zresztą zawody 1MILA to także okazja do występu w sztafecie 4x400 metrów oraz biegu na pięć kilometrów na bardzo szybkiej trasie.

Poza rolą sportowca jest pan także żołnierzem Wojska Polskiego w randze starszego kaprala. Czy sytuacja za naszą wschodnią granicą spowodowała, że cześciej niż zwykle musiał pan stawiać się w jednostce?

Jesteśmy w grupie sportowej i naszym zadaniem jest jak najlepiej reprezentować Polskę i Wojsko Polskie na arenie międzynarodowej. Nasza sytuacja od wybuchu wojny w Ukrainie nie zmieniła się jakoś radykalnie, bo od wielu lat systematycznie spotykamy się na jednostce i uczymy się obsługiwać broń. To nasz normalny obowiązek i przez wiele lat nauczyliśmy się to robić. Nie musimy więc nagle przechodzić jakiś kursów, bo normalne żołnierskie obowiązki nie są nam obce. Byliśmy wiele razy na poligonie i jesteśmy dobrze wyszkoleni.

Rozważa pan, by po zakończeniu kariery sportowej kontynuować przygodę z wojskiem?

Na służbie jestem już od 12 lat i jest to powód do dumy. Sportowcy też mają spore możliwości kontynuowania pracy w wojsku nawet po skończeniu karier i wielu już z takiej furtki skorzystało. Ja też czasami o tym myślę i jestem przekonany, że udałoby się znaleźć mi jakieś zajęcie.

Boi się pan, że wobec aktualnej sytuacji politycznej w Europie będzie pan musiał brać udział w działaniach wojennych i bronić Polski z karabinem w ręku?

W ogóle w tych kategoriach nie myślę, bo jestem optymistą. Zobowiązałem się do służby wojskowej i oczywiście zdaję sobie sprawę z konsekwencji tego wyboru. Jeśli zajdzie taka konieczność, to jestem do tego zobowiązany. Mam jednak nadzieję, że nigdy nie dojdzie do sytuacji, w której będę musiał chwycić za broń i strzelać we wroga. Na razie skupiam się przede wszystkim na celach sportowych, bo w tym roku będę bronił medali na mistrzostwach świata i Europy.

Przez lata kariery spotkał pan na swojej drodze sporo sportowców z Ukrainy. Ktoś z nich zwrócił się do pana z prośbą o pomoc?

Sam zaproponowałem pomoc Oldze Lachowej, z którą jeszcze nie tak dawno trenowałem w jednej grupie. Chciałem, by przyjechali do nas do domu z mężem i dzieckiem. Ostatecznie zdecydowali się jednak wybrać pomoc mojego kolegi, który zaproponował pobyt w Warszawie. Z nikim więcej się nie kontaktowałem, ale znam wielu ukraińskich sportowców i jestem przygotowany, by w razie czego udzielić pomocy.

Wracając do sportu, w tym roku odbędą się zarówno mistrzostwa Europy, jak i świata. Jest pan w stanie przygotować dwa szczyty formy?

Rola starego lisa ułatwia mi to, bo dzięki doświadczeniu jestem w stanie zrobić nawet trzy szczyty formy w jednym sezonie. Przez całą moją karierę unikałem wpadek i cały czas byłem w stanie utrzymywać formę na wysokim poziomie. Nigdy nie przeżyłem czegoś takiego, by nagle biegać trzy sekundy wolniej niż rok wcześniej, więc jestem spokojny o swoją dyspozycję. Czuję się dobrze i liczę na kolejne sukcesy.

Czytaj więcej:
Sensacyjne informacje ws. Kurka
Było blisko rekordu ligi

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×