- Jak spędzę piątkowy wieczór podczas balu? Myślę, że raczej krótko i spokojnie. Udało mi się planowo zrealizować dwa treningi. Ten drugi rozpocząłem troszeczkę wcześniej i dzięki temu mogłem tu przyjechać. Na szczęście udało mi się zdążyć, bo warunki pogodowe w górach są jakie są. Starałem się bezpiecznie, ale i szybko dotrzeć pod Zieloną Górę. Nie zjadłem kolacji, więc z wielka przyjemnością zjem tutaj taką wykwintną i myślę, że jeszcze przed północą będę musiał wracać. Tym bardziej, że rano czeka mnie kolejny trening i zwolnienia raczej nie dostanę - powiedział Michał Jeliński.
Mistrz olimpijski z Pekinu przyznał, że nagroda w plebiscycie na najlepszego lubuskiego sportowca ma dla niego duże znaczenie. - Bardzo się cieszę, że po raz kolejny jestem wyróżniony. Zwłaszcza po 2011 roku, który mimo wszystko był dla nas udany. Ogromnie cieszę się z drugiego miejsca w plebiscycie, tym bardziej, że nie miałem szans ze zwycięzcą, Radkiem Kawęckim, który miał znakomity sezon. Tym bardziej mu gratuluję. Nie spotykamy się często w Gorzowie, czy Zielonej Górze. Mieliśmy okazję zamienić słowo i stwierdziliśmy, że ostatnio widzieliśmy się Sierra Nevada, gdzie obaj byliśmy na zgrupowaniu. Taki los sportowca. Fajnie więc, że była okazja spotkać się na balu. Tym bardziej cieszę się, że udało mi się tu dotrzeć - zapewnił.
Czwórka podwójna mężczyzn w 2011 roku spełniła swój cel i może spokojnie przygotowywać się do Igrzysk Olimpijskich w Londynie. - Skończyliśmy na czwartym miejscu po roku pełnym kontuzji i niespodzianek. Mówi się, że jest ono najgorsze, ale najważniejsze, że udało się zakwalifikować na igrzyska. Był to dla nas cel numer jeden. Teraz wiadomo, spokojne przygotowania przez zimę, planowe. Żadnych nerwowych ruchów. Nie musimy jakoś super szykować się na regaty ostatniej szansy na dwa miesiące przed igrzyskami. Byłoby to bardzo trudne. Możemy więc teraz spokojnie realizować swój plan i przygotowywać się do naszego głównego celu, którym jest oczywiście Londyn. Mówiąc otwarcie, marzymy o drugim medalu - zakończył Jeliński.