Jerzy Janowicz: Nie panikuję, następna olimpiada za cztery lata

Jerzy Janowicz do Poznania przyjechał po awansie do czołowej setki rankingu. Zawodnik broni punktów za ubiegłoroczny występ w finale, na razie uczynił ku temu pierwszy krok - jest w II rundzie.

Dominika Pawlik
Dominika Pawlik

W I rundzie rywalem Jerzego Janowicza był znacznie niżej notowany Piotr Gadomski, występujący w Poznaniu z dziką kartą. - Wiedziałem, jak ten mecz będzie wyglądał. Na korcie spotkali się dwaj agresywni zawodnicy z dobrym serwisem. To spotkanie nie mogło inaczej wyglądać w takich warunkach, kiedy kort był mokry od ciągłych opadów. Trudno się returnowało, trzeba było trzymać koncentrację i czekać na słabsze momenty rywala. Nie spodziewałem się łatwiejszego wyniku na moją korzyść, nie z takim przeciwnikiem - mówił po meczu.

Janowicz w ubiegłym tygodniu debiutował jako najwyżej rozstawiony tenisista w turnieju, w Poznaniu jest podobnie. - Nigdy na takie rzeczy nie zwracałem uwagi. Nie ma dla mnie różnicy czy jestem rozstawiony, czy jestem ostatnim zawodnikiem na liście. Przyjechałem, żeby grać, jeżeli zagram dobrze, to wygram. Trzeba wychodzić na kort i zrobić dobrą robotę, wygrać i myśleć o następnych meczach - stwierdził tenisista, który zajmuje aktualnie 87. miejsce w rankingu ATP. Dla Janowicza nie ma znaczenia, z kim zagra, nie ma także zawodników, z którymi szczególnie nie chce się mierzyć na korcie: - Nigdy nie patrzę na swoich przeciwników ani na to z kim chciałbym grać, a z kim nie. Trzeba walczyć z każdym, więc to nie ma znaczenia. Nie wiem nawet z kim zagram jutro, koncentruję się po prostu na kolejnym meczu - dodał. W tym roku pogoda nie rozpieszcza tenisistów, przez opady deszczu mecze są ciągle przerywane i przekładane. - Pogody się nie obawiam jakoś szczególnie, jedynie tego, żeby nie grać dwóch meczów jednego dnia, to nie jest fajna opcja. Rok temu graliśmy na hali, mam nadzieję, że w tym roku tego unikniemy - stwierdził zawodnik, dla którego ostatnie tygodnie były wypełnione tenisem po brzegi. - Po turnieju w Poznaniu robię sobie parę dni wolnego, trzeba odpocząć, żeby nie narazić się na jakieś kontuzje. Potem turnieje ATP World Tour Masters 1000 w Toronto i Cincinnati, następnie tydzień przerwy i US Open.

Zwyciężając w turnieju w Scheveningen łodzianin jest już niemal pewny startu w ostatniej tegorocznej lewie Wielkiego Szlema bez konieczności gry w eliminacjach. - Zaświecił mi się napis "US Open" w głowie, kiedy doszedłem do finału. Wiedziałem, że to zwycięstwo będzie prawie równoznaczne z drabinką główną w Nowym Jorku. Musze wykorzystać chwilę, którą mam. Do końca roku po Poznaniu bronię tylko 90 punktów. Jest to dobra okazja na zagnieżdżenie się w Top 80. Nie mogę podniecać się setką, turniejem głównym US Open, tylko robić swoje i grać na najwyższych obrotach - stwierdził zawodnik. - Cztery czy pięć miesięcy temu byłem 240 w rankingu ATP, na razie wszystko się udaje.

Tenisiści na całym świecie żyją już igrzyskami olimpijskimi w Londynie. - Trzy miesiące temu ciężko było mi myśleć o igrzyskach. Z moim rankingiem mogłem zagrać na olimpiadzie... młodzieży. Nie spodziewałem się, że znajdę się tak wysoko. Nie ma jednak co panikować, olimpiada jest raz na 4 lata, ale są inne istotne turnieje. Szkoda, ze zgłoszenia nie są w tym momencie. Mam nadzieję, że Polacy startujący w Londynie pokażą się z jak najlepszej strony - zakończył Janowicz.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×