Ryszard Bosek dla SportoweFakty.pl: Jestem pewny, że znajdziemy się w strefie medalowej

Kibice odliczają już dni do rozpoczęcia igrzysk olimpijskich w Londynie. Wielkie nadzieje pokładane są w reprezentacji siatkarzy, którzy są jednymi z głównych pretendentów do medalu w Londynie.

W tym artykule dowiesz się o:

Podopieczni Andrei Anastasiego spisują się koncertowo i w ostatnim czasie brylują we wszystkich turniejach, w których uczestniczą. Pod wodzą włoskiego szkoleniowca biało-czerwoni nie schodzą z podium w żadnej imprezie, a ostatnia efektowna wygrana w finale Ligi Światowej w Sofii zaostrzyła tylko apetyty kibiców. Zdaniem Ryszarda Boska, złotego medalisty z igrzysk w Montrealu w 1976 roku, nasi zawodnicy doskonale radzą sobie w roli jednego z faworytów turnieju i jest przekonany, że zespół może osiągnąć sukces. - Patrząc na ich grę i fakt, że do olimpiady pozostały tak mało czasu, to na pewno ten zespół stać na medal. Jestem pewny, że będą w stanie znaleźć się w strefie medalowej. Najważniejsze, że sami zawodnicy są o tym przekonani. Oni będą grali i muszą udźwignąć presję i rolę faworyta igrzysk. Muszą przede wszystkim wytrzymać presję psychiczną - podkreśla Ryszard Bosek w rozmowie ze SportoweFakty.pl.

Bosek zwraca uwagę na wielką powściągliwość naszych reprezentantów. Poszczególni zawodnicy po wygranej w turnieju w Sofii podkreślali, że to tylko przystanek w drodze do celu, jakim są igrzyska olimpijskie. - Z tego, co oni sami mówią, to w zasadzie nie muszę udzielać żadnych rad. Zawodnicy w wywiadach podkreślali, że po turnieju w Sofii zaczynają jeszcze cięższą pracę. Ważne jest to, że oni sami nie czują tej presji. Zdają sobie sprawę ze swojej siły. Wiedzą, że są mocni, ale jednocześnie nie odczuwają tego ciśnienia, które zostało wytworzone przez media. Muszą być razem w grupie i nawzajem się wspierać. To podstawa - dodaje Bosek.

Trudno przejść obok fantastycznych wyników naszej reprezentacji, które stały się udziałem za kadencji Andrei Anastasiego. Włoch niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zupełnie odmienił nasz zespół, któremu nie straszni obecnie najwięksi potentaci na świecie. Polacy regularnie odnoszą wielkie sukcesy, a dzięki wygranej w Sofii na stałe zapisali się w annałach polskiej siatkówki. Bosek zaznacza, że przed Włochem obecnie bardzo trudny okres i wspomina o pewnej powtarzalności.

- Mam nadzieję, że będzie tak dalej, bo u nas zawsze, kiedy przychodził szkoleniowiec przez pierwsze dwa lata miał wyniki. Niestety, potem się to rozpadało. Mam nadzieję, że obecny sztab szkoleniowy wyciągnie wnioski z tego, co się działo i również po tym okresie będzie notować dobre rezultaty. Anastasi pracuje dopiero półtora roku, a tak naprawdę kłopoty szkoleniowców zaczynają się po dwóch latach pracy - wspomina członek wybitnej reprezentacji prowadzonej przez Huberta Jerzego Wagnera.

Biało-czerwoni w opinii wielu fachowców są skazani na sukces w Londynie. Obok naszej reprezentacji w gronie faworytów do medalu wymienia się Brazylijczyków oraz Amerykanów. Lekceważyć nie można z pewnością również Rosjan i Włochów, których zabrakło w finałowym turnieju Ligi Światowej. - Myślę, że ta sama grupa zespołów będzie się liczyć w walce. Faworytami będziemy my, Włosi, Rosjanie, czy Brazylijczycy. Nie skreślałbym ich. Do tego Amerykanie. Wszystko powinno rozegrać się w gronie tych pięciu drużyn. Nie sądzę, by coś mogło się zmienić - dodaje Ryszard Bosek.

Dyrektor sportowy AZS-u Częstochowa doskonale wie, jak smakuje zwycięstwo w igrzyskach olimpijskich. Sam uczestniczył w trzech olimpiadach, a w 1976 roku stanął na najwyższym stopniu podium w Montrealu. Spektakularne sukcesy naszej ekipy w ostatnim czasie sprawiły, że pojawiły się nawet głosy porównujące obecną reprezentację ze złotą ekipą legendarnego Huberta Jerzego Wagnera. - Trudno jest porównywać oba zespoły. Na pewno pod względem charakteru, zacięcia w graniu i tego, że ciężko ich pokonać, to na pewno widać jakieś podobieństwo. To taki zespół, w którym każdy zawodnik ma swoją rolę. Wszyscy poświęcają się dla grupy. Myślę, że w tym można szukać podobieństw do drużyny, w której ja grałem – kończy Ryszard Bosek.

Źródło artykułu: