Maciej Mikołajczyk: Czemu wybrałeś właśnie panczeny, a nie narty, piłkę, czy szczypiorniaka?
Jan Szymański: Zanim postawiłem na łyżwy, to trenowałem jazdę szybką na rolkach, która jest bardzo podobna do mojego sportu. Niestety wrotkarstwo nie jest obecnie dyscypliną olimpijską, ale uprawiam je w okresie przygotowawczym do sezonu łyżwiarskiego.
Jak zachęciłbyś młodych ludzi do uprawiania twojej dyscypliny sportu?
- Ten sport daje mnóstwo przyjemności. Pierwsze kroki w tej dyscyplinie można stawiać praktycznie wszędzie. Łyżwiarstwo jest ogólnodostępne. W Polsce znajduje się aktualnie pięć torów do jazdy szybkiej, więc każdy może spróbować swoich sił. Trening łyżwiarza jest bardzo zróżnicowany i nie polega tylko na jeździe na łyżwach. Latem uprawia się wiele dyscyplin, takich jak kolarstwo, jazda na rolkach, czy lekkoatletyka. Poza tym odbywa się też ćwiczenia na siłowni.
W jakiej konkurencji czujesz się najsilniejszy, a nad jakim dystansem czeka cię najwięcej pracy?
- Mój najlepszy dystans to 5000 metrów i nad nim staram się najwięcej pracować, ponieważ czuję, że tkwią we mnie duże rezerwy.
Jak udaje ci się pogodzić studia ze sportową karierą?
- I tu z pomocą przychodzi mi Akademia Wychowania Fizycznego w Poznaniu, na której mam indywidualny tok studiów i wspólnie z wykładowcami ustalam terminy moich zaliczeń. Mimo wszystko nie zawsze jest mi łatwo, ale wiem, że w życiu istotne jest to, by mieć wyższe wykształcenie.
Rok 2012 przyniósł tobie sporo sukcesów. Jakie najbardziej utkwiły ci w pamięci?
- Na pewno wysokie miejsce na mistrzostwach Europy w wieloboju, trzy złote medale na akademickich MŚ oraz mistrzostwo Polski w wieloboju.
[b]
Jak oceniasz przygotowanie łyżwiarskiego toru COS-u w Zakopanem i organizację w Polsce akademickich MŚ?[/b]
- Organizację tych zawodów oceniam bardzo wysoko. Pogoda dopisała. Nie było żadnych opóźnień i zawody toczyły się zgodnie z planem. Warto pochwalić samego organizatora, czyli AZS, ponieważ pierwszy raz w naszym kraju miała miejsce taka impreza, jeśli chodzi o zimowe konkurencje.
Polskie panczeny powoli wychodzą na prostą. Skąd tak duży progres w tym sezonie?
- Każdy z nas jest coraz bardziej doświadczonym zawodnikiem i wie, co dla niego jest dobre. Dodatkowo uczy się na swoich i cudzych błędach. Poza tym fakt, że na igrzyskach w Vancouver nasze dziewczyny zdobyły brązowy medal, utwierdził nas w przekonaniu, że możemy rywalizować z najlepszymi.
Czym różnią się letnie treningi od zimowych?
- Zimą oczywiście jest znacznie chłodniej i przez to trzeba się cieplej ubierać. W okresie letnim robi się więcej ćwiczeń objętościowych i jest większe urozmaicenie w treningu, a z kolei zimą ukierunkowujemy się już tylko na łyżwiarstwo.
[b]
Jak spopularyzowałbyś panczeny?[/b]
- Myślę, że zacząłbym przede wszystkim pokazywać je w telewizji, bo jest to bardzo ciekawa i interesująca dyscyplina. Poza tym zbudowałbym też to, czego najbardziej nam w Polsce brakuje, czyli hale do łyżwiarstwa szybkiego.
Jaki jest holenderski przepis na sukces w tym sporcie?
- Holendrzy posiadają mnóstwo obiektów sportowych, a co za tym idzie dokonują bardzo dużej selekcji. Panczeny to ich sport narodowy. Wątpię, by był jakiś dorosły Holender, który nie miał jeszcze łyżew na nogach (śmiech).
Jakie są twoje sportowe cele na najbliższe lata?
- Jeśli chodzi o ten sezon, to dobry start w mistrzostwach globu, a w przyszłym oczywiście jak najlepszy występ na igrzyskach w Soczi.