Cyrograf z diabłem. "Znam tylko kilku, którzy tym gardzą"

- Doping bierze połowa zawodników. I to w wariancie optymistycznym. Widać, jak puchną, potem mają zjazd wagi. Znacznie szybciej się starzeją. Uzależniają od tego - opowiada nam jeden z czołowych zawodników KSW, Marian Ziółkowski.

Mateusz Puka
Mateusz Puka
Marian Ziółkowski WP SportoweFakty / Mateusz Czarnecki / Na zdjęciu: Marian Ziółkowski
Mateusz Puka, WP SportoweFakty: Od lat walczy pan o wprowadzenie przepisów antydopingowych do MMA. Dlaczego - bo skala dopingu jest tam duża?

Marian Ziółkowski, były mistrz KSW w kategorii lekkiej: Nikogo za rękę nie złapałem, ale mówić mogę tylko na podstawie obserwacji. Niestety, MMA w Polsce i na świecie od zawsze bazuje właśnie na tym, że ludzie korzystają z dopingu, dzięki czemu tworzą - w teorii -lepsze widowisko. Można założyć, że doping bierze połowa zawodników. I to w wariancie optymistycznym. Znam ledwie kilku, którzy tym gardzą.

Zawodnicy przyznają się do brania dopingu w prywatnych rozmowach?

Nie trzeba pytać. Po zawodnikach stosujących doping widać wyraźnie, gdy na dwa miesiące przed walką stają się znacznie więksi. Ich mięśnie nagle zyskują na objętości, czasami wyglądają jak napuchnięci. Na dwa tygodnie przed walką sylwetka znów się zmienia, a mięśnie stają się bardziej zbite. Można odnieść wrażenie, że na ciele widać każde włókno mięśniowe. To potwierdza się w wielu przypadkach.

Kto po to sięga: młodzi zawodnicy, czy ci bardziej doświadczeni?

Bardzo często jest tak, że jak ktoś już zacznie przyjmować doping i na tym buduje swoją karierę, potem nie jest w stanie przestać brać tych substancji. Były takie przykłady zawodników, którzy po przejściu do UFC, gdzie są regularne kontrole antydopingowe, bili się zupełnie inaczej. Nie byli tak agresywni, odważni, a ich ciosy nie miały tyle siły. Doping to trochę jak cyrograf z diabłem, za który wcześniej czy później trzeba będzie zapłacić wysoką cenę.

ZOBACZ WIDEO: Mieczkowski prosto z mostu po KSW: byłem w szoku

Jak w takim środowisku można pozostać czystym i wytłumaczyć sobie, że warto trzymać się swoich zasad?

To może paradoks, ale najłatwiej, gdy klub, w którym się trenuje, nie ma w nawyku tego typu suplementacji. Obecnie to jednak rzadkość, bo nawet osoby, które się na tym nie znają, wychodzą z założenia, że warto coś wziąć, bo to może zwiększyć szansę na zwycięstwo. W moim przypadku potoczyło się to na szczęście inaczej.

To znaczy jak?

Przez wiele lat w ogóle nie miałem pojęcia, że można się wspomagać zakazanymi substancjami. Ten temat dla mnie nie istniał, nigdy się z tym nie spotkałem. Dopiero pod koniec okresu amatorskiego usłyszałem od trenera Mirosława Oknińskiego, że niestety w naszym sporcie doping jest powszechnym zjawiskiem. Zszokowało mnie to. Na tamten czas można było mieć podejrzenia, że doping mógł być stosowany nawet na zawodach amatorskich.

A mimo to postanowił pan, że nie będzie tego zażywał. Dlaczego?

Nie chcę po zakończeniu kariery mieć problemów ze zdrowiem i zmagać się z konsekwencjami przyjmowania sterydów. Drugi powód to, że im lepiej szło mi bez wspomagania dopingiem, tym zyskiwałem wiarę, że faktycznie da się coś osiągnąć uczciwie. Przynajmniej kilka razy biłem się z zawodnikami i byłem praktycznie pewny, że są nakoksowani. Byli nienaturalnie silni, praktycznie się nie męczyli. Były momenty, że mnie to deprymowało.

Były pomysły, by spróbować wspomóc się dopingiem?

Pojawiały się myśli, że bez dopingu nie pójdę dalej, że nie wskoczę na wyższy poziom. Na szczęście moja wiara w siebie nie została zachwiana, a z każdym pojedynkiem utwierdzałem się w przekonaniu, że mam rację. Uwierzyłem, że nawet jeśli przegram z zawodnikami stosującymi niedozwolone substancje, to i tak nie będę miał sobie nic do zarzucenia. To do dziś dodaje mi mocy, jestem dumny, że walczę na czysto i to czyni mnie jeszcze silniejszym psychicznie.

Tendencja wśród federacji sportów walki jest taka, że zawodnicy mają być coraz silniejsi, wytrzymalsi, a walki coraz bardziej interesujące.

Jeśli istnieje tego typu tendencja to bardziej występuje na galach freak-fightowych. Rzeczywiście na tego typu wydarzeniach od zawodników oczekuje się, by ich walki dostarczały jeszcze większych emocji. Najgorszy jest fakt, że osoby z tego środowiska jawnie chwalą się stosowaniem dopingu.

Ich zachowanie ma potem wpływ na to, co dzieje się na waszych galach?

Może mieć. Przecież tego typu gale są masowo oglądane przez młode pokolenie. Ci ludzie dorastają w przekonaniu, że w sportach walki nie da się startować bez nielegalnego wspomagania. Wielu z nich przed pójściem na salę treningową będzie już miało doświadczenia ze środkami wspomagającymi. To może się przyczynić do upadku tej dyscypliny.

Podczas gal KSW też zdarzają się jednak freak-fighty. To panu nie przeszkadza?

Chodzi o proporcje. Potrafię zrozumieć, że KSW w celu zbudowania rozpoznawalności sięgnęło po kilka znanych postaci spoza sportów walki. Jestem jednak dumny, że ta federacja wykorzystuje zdobyte zasięgi do promowania sportu. Dzisiaj nikt nie ma wątpliwości, że to miejsce dla sportowców.

Ale mimo to nie udało się panu wywalczyć kontroli antydopingowej podczas swojej ostatniej walki na KSW Colosseum. Dlaczego?

POLADA była gotowa podjąć się tego zadania, ale obawiali się braku odpowiednich procedur na wypadek wpadki antydopingowej. W sumie to zrozumiałe, bo co jeśli ktoś zostałby złapany, a władze KSW nie byłyby logistycznie gotowe, by to ujawnić. Nie poddaję się jednak i jeszcze raz będę chciał porozmawiać z właścicielami KSW o przyszłości tej sprawy. Nie trzeba przecież badać wszystkich zawodników, a można jedynie poinformować o wyrywkowych kontrolach. Liczę, że następnym razem uda mi się doprowadzić do kontroli.

Chce pan doprowadzić do rewolucji w polskim MMA?

Chciałbym, żeby zarówno polskie, jak i światowe MMA zmieniło się pod tym względem i czerpało przykład z największej organizacji, jaką jest UFC. Zależy mi, by ludzie bardziej docenili ten sport i zawodników, jak ma to miejsce w USA, a żeby mogło tak się stać - niezbędne będą testy.

Jak reagują władze federacji i inni zawodnicy na pana propozycję?

Przedstawiciele KSW doskonale wiedzą, że gdy uda mi się wyegzekwować testy po swoich walkach, to za chwilę zgłoszą się kolejni, którzy będą chcieli pójść podobną drogą. Jeśli zrobię to jako pierwszy, to już nie będzie odwrotu.

Jak pan ocenia szanse na wprowadzenie regularnych testów na galach KSW?

Biorąc pod uwagę, że z inicjatywy jednego z włodarzy powstało stowarzyszenie amatorskiego MMA, działające na rzecz rozwoju, profesjonalizacji i poprawienia statusu tego sportu mam nadzieje, że w najbliższej przyszłości idea testów antydopingowych zostanie wprowadzona.

W UFC wprowadzono nie tylko obowiązek testów, ale nawet przez cały rok monitoruje się zawodników.

Zawodnicy zostali przyłapani, a mimo to dobre imię organizacji na tym nie ucierpiało. To wciąż najlepsza federacja MMA na świecie. Poza tym mam wrażenie, że wprowadzenie testów antydopingowych pomogłoby odróżnić się od organizacji freak-fightowych i pokazać, że zależy nam na innych wartościach.

Nigdy nie pomyślał pan, że ta walka nie ma sensu, bo i tak nie wyeliminuje pan tego zjawiska z polskiego MMA?

Mam 33 lata i nawet jeśli zakończę karierę, to wciąż będę walczył o czystość w MMA. W innych sportach walczy się przede wszystkim z samym sobą, a z rywalami można się jedynie ścigać. W sportach walki jest trochę inaczej, bo skutki konfrontacji osoby stosującej doping z czystym sportowcem mogą być znacznie poważniejsze, niż tylko porażka. Można doznać poważnego uszczerbku na zdrowiu i latami dochodzić do sprawności. Dopingowicz wychodzi do ringu i tłucze uczciwego sportowca po twarzy. To jest najsmutniejsze w tym wszystkim.

Z pana słów wynika, że dziś trzeba mieć naprawdę odwagę, by nie brać środków dopingujących przed swoimi walkami. Bo rywal raczej to robi.

Walczę z tym całą swoją karierę. Mogę jednak zapewnić, ze jeśli ma się talent, mocny charakter i ciężko się pracuje, to da się nawiązać walkę z rywalami na sterydach. Gorzej, jak trafi się na równie utalentowanego zawodnika, który wkłada wiele wysiłku na treningach, a dodatkowo jeszcze się wspomaga.

Nigdy nie miał pan pokusy?

Były takie momenty, ale szybko zostały wyrzucone z mojej głowy. Przy okazji mojej niedawnej kontuzji , docierały do mnie sugestie, by przyspieszyć regeneracje i powrót do zdrowia, ale nie po to walczę z dopingiem praktycznie całą karierę, by teraz w ramach „specjalnej sytuacji” zacząć coś przyjmować. Spokojnie i uczciwie dojdę do pełni zdrowia, bo przede mną jeszcze wiele lat kariery. Wybrałem naturalne sposoby i dłuższą przerwę. Dziś mam 33 lata i wciąż świetne zdrowie. Oraz pewność, że mogę być jeszcze lepszy.

Rozmawiał Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj więcej:
Wysyp kontuzji w reprezentacji Polski
Wolna amerykanka w sportach walki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×