Waldemar Ossowski: Jak ocenisz swój występ na minionej gali?
Łukasz Rajewski: Jestem niezadowolony i załamany.
Odpowiedź krótka, ale w sumie oddaje ona przebieg twojej walki z Jakubem Kowalewiczem. Spodziewałeś się jednak, ze ten pojedynek może tak wyglądać?
[ad=rectangle]
- Tak, wiedziałem, że Kuba będzie dążył do klinczu, ale nie wiedziałem, że aż do takiego. W sumie przez te ponad trzy minuty nie pozwalałem mu na to. Trafiłem kopnięciem, udało mu się mnie złapać i wtedy jakby zaczęła się ta jego gra. Musiałem się bronić, później popełniłem mały błąd i tak to się skończyło.
Spodziewasz się, że teraz będziesz musiał odbudować swój rekord poza KSW, czy liczysz jeszcze na jedną szansę?
- Ogólnie muszę powiedzieć, że mam kontrakt z KSW na cztery walki, czyli zostały mi jeszcze dwie. Nie wiem jednak, kiedy będą następne. Szczerze mówiąc, w KSW nie mogę liczyć na dużą ilość walk. Są tam mocni rywale, każde starcie ma duży poziom. Ja chcę jeszcze trochę dorosnąć do tego, nabrać trochę doświadczenia. Z drugiej strony cieszy mnie jednak, że zdałem sobie teraz sprawę z moich braków, a nie za jakieś pięć lat.
W Ankosie Zapasy Poznań nadal łączysz funkcję zawodnika i trenera?
- Tak, nadal łącze obydwie funkcje.
Czyli wychodzi na to, że to od ciebie stójki uczy się mistrz KSW w wadze półśredniej czy niepokonany Mateusz Gamrot?
- Dokładnie tak.
A czy w twoim kontrakcie jest zapis, który mówi, ze możesz walczyć poza federacją?
- Tak, do pierwszej mojej wygranej w KSW mogę walczyć też w innych organizacjach. Wychodzi więc na to, że jeszcze mogę (śmiech).
Z twoim zdrowiem po walce wszystko dobrze?
- Tak, raczej nic mi nie jest. Wydaje mi się nawet, że nie przyjąłem żadnego uderzenia. Wszystko jest okej.
Czyli jeszcze do czerwca tego roku będziesz chciał stoczyć kolejną walkę?
- Chciałem za trzy tygodnie już walczyć, ale trochę mnie chłopacy ostudzili. Na pewno jeszcze w maju zawalczę. Chciałbym do końca roku stoczyć trzy pojedynki.