Miesha Tate i Raquel Pennigton otwierały kartę historycznej gali UFC w Nowym Jorku. Była mistrzyni nie sprostała przeciwniczce i przegrała jednogłośną decyzją sędziów ze swoją byłą uczennicą z 18. sezonu TUF-a. Po ogłoszeniu werdyktu Tate ze łzami w oczach ogłosiła, że to czas, by zakończyła swoją karierę.
Obrażenia zawodniczki po walce były tak duże, że jeden z właścicieli UFC, Dana White, bezwzględnie zalecał jej wizytę w szpitalu. 30 latka nie przyjęła tego z entuzjazmem. - Pi*prz się, nie jesteś już moim szefem i nie będziesz mi mówił co mam robić - podsumowała gwiazda.
Sytuację postanowił skomentować później White: - Mieliśmy spięcie, ponieważ Miesha odmówiła pójścia do szpitala ze swoimi obrażeniami po walce. W końcu nawet ją błagałem obiecując, że załatwię jej nową pracę, ale jej smutek był zbyt duży, by chciała ze mną dyskutować. Jest bardzo emocjonalną kobietą i martwię się o nią. Mam nadzieję, że wszystko u niej w porządku - skomentował.
Miesha Tate to jedna z pierwszych zawodniczek, które walczyły w oktagonie Ultimate Fighting Championship. W najlepszej organizacji MMA na świecie toczyła ona pojedynki w latach 2013-2016. Od marca do lipca była nawet mistrzynią organizacji. Wcześniej związana była między innymi ze Strikeforce, gdzie również dzierżyła pas.
ZOBACZ WIDEO Kowalkiewicz: to było bardzo fajne uczucie