UFC Sankt Petersburg: pewne zwycięstwo Krzysztofa Jotki. "Chcę nowy kontrakt, to mój dom!"

Getty Images / Jeff Bottari / Na zdjęciu: Krzysztof Jotko
Getty Images / Jeff Bottari / Na zdjęciu: Krzysztof Jotko

Krzysztof Jotko (20-4) udowodnił, że jego miejsce jest w UFC. Czołowy polski "średni" zdominował i pokonał Alena Amedovskiego (8-1) podczas gali w Sankt Petersburgu.

W tym artykule dowiesz się o:

[b]

Być albo nie być w UFC[/b]

Konfrontacja, która otworzyła kartę główną gali UFC on ESPN+ 7 w Rosji, była ważna dla obu zawodników. Krzysztof Jotko powrócił do klatki po trzech porażkach z rzędu, a Alen Amedovski zastąpił kontuzjowanego Romana Kopyłowa i zadebiutował w szeregach światowego giganta.

Macedończyk starciem w Sankt Petersburgu dopiero pierwszy raz wychodził do oktagonu najlepszej organizacji na świecie, to należało być świadomym jego wysokich umiejętności. Przede wszystkim stójkowych, ponieważ Macedończyk zasłynął z bezlitosnych nokautów.

Chociaż Polak przed pojedynkiem był pewny siebie, stawiali na niego bukmacherzy i kibice, to martwił się o niego prekursor polskiej sceny mieszanych sztuk walki, Mirosław Okniński. - Nie wiem, czy wygra - mówił w rozmowie z WP SportoweFakty były szkoleniowiec 29-latka z Ornety.

ZOBACZ WIDEO Prezes FEN: Trzeba było sięgnąć głębiej do kieszeni

15 minut dominacji. Polała się krew

Polak od początku starał się pokazać swoją efektowną stójkę, której nauczył się podczas przygotowań w Tajlandii. Pierwsze minuty zawodnicy poświęcili na wyczuwanie się. W końcu walka przeszła do stójki, gdzie z góry znalazł się Jotko. Amedovski starał się wydostać i w końcu sam mógł rozbić Polaka. Tak się jednak nie stało i starcie powróciło na środek oktagonu. Wrażenie na Macedończyku zrobiło obrotowe uderzenie łokciem Jotki, po którym zawodnik z Ornety przeniósł walkę do parteru i udowodniał, że przeważa w pojedynku.

Drugą rundę Jotko rozpoczął od kopnięcia frontalnego. Wywierał presję, a po nieco ponad minucie ponownie obalił Amedovskiego. W tej płaszczyźnie nie dawał żadnych szans mieszkańcowi Włoch. Na macie oktagonu pojawiła się pierwsza krew, która spływała z ran na twarzy rzymianina. Tej było już bardzo dużo, przeciwnik nie miał nic do powiedzenia, ale sędzia, mimo to, nie przerwał starcia.

Po dziesięciu minutach na punkty zdecydowanie wygrywał Polak. Tylko kataklizm mógł sprawić, że świetnie dysponowany Jotko przegra z Amedovskim. Trzecia runda zaczęła się podobnie co poprzednie - chwila wyczuwania w stójce i przejście do parteru. Tam 29-latek porozbijał konkurenta i dzięki temu dopisał do swojego rekordu jubileuszowe, dwudzieste zwycięstwo. Na koniec walki uniósł swoje ręce w geście triumfu, a chwilę później uścisnął się z przeciwnikiem.

Formalność dopełnili sędziowie, którzy jednogłośnie punktowali na korzyść byłego zawodnika MMA Attack - 30-26, 30-25 i 30-25. Po triumfie Jotko zatańczył charakterystyczny dla siebie breakdance.

- Mam nadzieję, że każdemu podobała się moja walka. Przez dwa lata miałem problemy. Myślałem, czy nie skończyć z MMA, ale powiedziałem sobie, że muszę wrócić. Mam nadzieję, że po tej walce UFC da mi nowy kontrakt. To mój dom! - powiedział szczęśliwy Polak po walce.

Miejsce Jotki jest w UFC

Po przegranych z Davidem Branchem, Uriah Hallem i Bradem Tavaresem, zwycięstwo nad Alenem Amedovskim było koniecznością dla Krzysztofa Jotki, aby utrzymać się w szeregach kategorii średniej Ultimate Fighting Championship. Po wygranej w dominującym stylu reprezentant American Top Team może być spokojny, że pozostanie wśród najlepszych.

Macedończyk przegrał, jednak powinien dostać kolejną szansę od Ultimate Fighting Championship. Była to dopiero jego pierwsza walka w UFC. Na jego nieszczęście, przeciwnik okazał się być ze zbyt wysokiej półki.

Krzysztof Jotko był ostatnim reprezentantem Polski, który wystąpił w Sankt Petersburgu. W karcie wstępnej Michał Oleksiejczuk znokautował Gadżymurada Antigułowa, a Marcin Tybura padł po uderzeniach Szamila Abdurachimowa.

W walce wieczoru imprezy w Jubileuszowym Pałacu Sportu Alistair Overeem zmierzy się z Oleksiejem Olejnikiem.

Komentarze (0)