Mariusz Pudzianowski wyjaśnia "aferę hotelową". Współwłaściciel nie respektuje aktu własności

Kilka dni temu "Super Express" poinformował, że Mariusz Pudzianowski przegonił gości hotelu, którego od niedawna jest współwłaścicielem. "Pudzian" odniósł się do zarzutów i wyjaśnił, jak dokładnie wygląda sytuacja.

Michał Jankowski
Michał Jankowski
Mariusz Pudzianowski Materiały prasowe / kswmma.com / Na zdjęciu: Mariusz Pudzianowski
Mariusz Pudzianowski w lipcu nabył 50 procent udziałów w hotelu w Andrychowie od byłej żony właściciela, Andrzeja Kowalczyka. Problem w tym, że mężczyzna nie zgadza się z tym i czuje się stuprocentowym właścicielem. Sprawa trafiła do sądu, ale dwie instancje przyznały rację Pudzianowskiemu.

"Super Express" opublikował niedawno informacje oraz film z wydarzeń, które miały miejsce w Andrychowie. Z artykułu można było się dowiedzieć, że "Pudzian" kazał oddać klucze, wyłamał zamki, a z części pomieszczeń powynosił meble i sanitaria.

Większość z rzeczy się zgadza, ale problem w tym, że Pudzianowski chciał zrobić remont w swojej części hotelu, co utrudniał mu współwłaściciel. Przebieg sporu były strongman opisał na filmie, który opublikował na swoim kanale Youtube.

- Mój pracownik sprzątał pokoje i zginęły mu klucze. Wiedział kto mu te klucze "zawinął", więc kazałem mu iść na policję. Ja po powrocie ze Stanów Zjednoczonych wziąłem swoich pracowników, aby powymieniali zamki w pokojach. Hotel był prawie pusty. Chyba tylko dwa pokoje były zajęte. Miałem drugi komplet od swoich pięter. Pan Andrzej wezwał policję zgłaszając włamanie i rozwiercanie zamków. Pokazałem policji, że do każdego wyjętego zamka mam komplet kluczy. W niektórych były powkładane szpilki. Pan Andrzej nie może pogodzić się z tym, że kupiłem 50 procent udziałów w hotelu i mam prawo czerpać zyski - opowiada Pudzianowski.

UFC Sankt Petersburg: pewne zwycięstwo Krzysztofa Jotki. "Chcę nowy kontrakt, to mój dom!"

Zawodnik MMA chciał również przeprowadzić remont swoich pokoi. Okazuje się, że Andrzej Kowalczyk robił wszystko, aby to uniemożliwić. - Wyłączone zostało światło, prąd, gaz i kanalizacja. Pan Andrzej zamknął na cztery spusty kotłownie i rozdzielnie. Gdy zacząłem rozwiercać zamki została wezwana policja, że włamuje się do własnej kotłowni. Policja przyjechała i zaczęła się śmiać. Pierwsza i druga instancja sądu uznała, że jestem właścicielem. Tak samo trzech notariuszy i trzech adwokatów. Respektuje to również policja i prokuratura. Okazuje się, że nie mogę pomalować hotelu, bo o godzinie 16 wyłączane było światło - dodał.

Andrzej Kowalczyk nie może pogodzić się z utratą połowy hotelu i nie zamierza współpracować z Mariuszem Pudzianowskim, pomimo wyroków sądu.

ZOBACZ WIDEO Nie ma rywala dla Mateusza Rębeckiego. "Chciałbym walczyć jak najszybciej"
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×