- Nie pamiętam dobrze walki. Oglądałem ją na powtórkach. Ja już w którymś momencie byłem odcięty. Nos poszedł, złamany. Rusza się już - powiedział Rafał Kijańczuk świeżo po porażce z Kowalskim.
Zawodnik Berkut WCA Fight Team był zdecydowanym faworytem bukmacherów przed starciem z olsztynianinem. Od pierwszego gongu "Kijana" chciał znokautować Adama Kowalskiego, ale sam przyjął też sporo mocnych uderzeń, a ostatecznie został poddany duszeniem zza pleców.
Zobacz także: Jurkowski o walce Głowackiego z Briedisem
- Tak samo jak w poprzedniej walce - poszedłem na żywioł. To się zemściło. Widocznie nie wyciągnąłem dobrych wniosków z tamtej walki. Nic nie ujmując Adamowi, bo jest solidnym zawodnikiem, ale jednak ja powinienem to wygrać - wyznał podopieczny trenera Roberta Jocza.
Dla Kijańczuka to druga porażka z rzędu w zawodowej karierze. 30 marca fighter z Chełma musiał uznać wyższość Chadisa Ibragimowa w walce o pas M-1 Global w kategorii półciężkiej. - Ta przegrana bardziej mnie dotknęła, niż ta ostatnia. Wtedy sobie tłumaczyłem, że dobry rywal, że jest w UFC i nie ma się czego wstydzić. A tutaj uważam, że mam i to mnie ruszyło - dodał.
[b]Zobacz także: "Underdog" nagrodzony w Koszalinie
ZOBACZ WIDEO Głowacki - Briedis. Promotor Polaka zapowiada protest
[/b]