"To było ostatnie ostrzeżenie". Tak mistrz świata musiał zmienić swoje życie

Newspix / Grzegorz Michałowski
Newspix / Grzegorz Michałowski

Jego pojedynki z Mariuszem Pudzianowskim były kiedyś ozdobą, jeśli chodzi o pojedynki Strongmanów. Po zakończeniu kariery Jarosław Dymek musiał jednak ułożyć swój świat na nowo, odcinając się od wielkiego sportu.

W tym artykule dowiesz się o:

To jedna z legend jeśli chodzi o zawody siłaczy. Był nie tylko mistrzem Polski, ale też Europy czy świata w parze z Mariuszem Pudzianowskim. Nigdy się nie poddawał, czym zapalił do siebie miłość fanów.

Jarosław Dymek to przy tym również bardzo skromny człowiek. - Nawet jak byłem gwiazdą, to ja ją raczej udawałem - mówił w rozmowie z Arturem Mazurem z WP SportoweFakty.

Przyznał też, że już nie jest tym Jarosławem Dymkiem sprzed lat. Pracuje w ośrodku wychowawczym dla młodzieży, a z czynnego sportu musiał się usunąć. Dlaczego?

- Taki już jest los sportowców, że na pewnym etapie muszą ułożyć życie na nowo. Mnie też to dopadło. Kiedy odeszli wielcy sponsorzy, najpierw z telewizji zniknęła moja twarz, później pojawiły się problemy, przez które musiałem się usunąć z czynnego sportu - wyjaśnił.

ZOBACZ WIDEO: Mamed Chalidow po operacji. Lekarze zdradzili drastyczne szczegóły

Swego czasu był osobą mocno rozpoznawalną. Zawody strongmanów śledziły tłumy fanów i widzów. Dymek nie mógł narzekać na popularność, ale ta bywała uciążliwa. - Cieszę się, że w tamtych czasach nie było smartfonów - przyznaje.

Wspomina, że kiedyś podczas wakacji nad morzem czuł się jak... wieloryb wyrzucony na brzeg. - Byłem zjawiskiem - dodał.

A popularność mógłby mieć jeszcze większą. Mogłaby też trwać dłużej. Wszystko przez to, że strongmani pojawili się w Polsce tak późno. - Zacząłem, gdy miałem 29 lat. W zasadzie uczyłem się tego sportu na zawodach i robiłem wszystko "na pałę". Gdybym zaczął wcześniej, myślę, że osiągnąłbym więcej - komentuje.

fot. Jarosław Dymek i Robert Burneika (źródło: Facebook / Jarek Dymek)
fot. Jarosław Dymek i Robert Burneika (źródło: Facebook / Jarek Dymek)

Wcześniej próbował karate, potem była kulturystyka. Przyznaje, że śmiało mógłby wylądować w oktagonie i podjąć się rywalizacji w MMA.

50-letni obecnie Dymek swoją sportową karierę zakończył w 2010 roku. Jednym z powodów takiej decyzji były kontuzja, np. dwa zerwane bicepsy. - Musieli mi je przyszywać do kości. Poważna sprawa - wyznał dodając jednak, że za każdym razem wracał silniejszy.

Najważniejszym powodem, przez który zdecydował się jednak skończyć, był wiek. - Zauważyłem, że ci, z którymi wygrywałem bez wysiłku, zaczęli mi deptać po piętach. Wiek zaczął mnie gonić - wyjaśnił.

Dodał, że z każdym kolejnym rokiem było coraz ciężej. Przyznał, że czasami "w namiocie" musieli tlenem przywracać go do życia. - Czasem mdlałem i trzeba mnie było cucić. Zacząłem balansować na granicy. Od dramatu dzieliło mnie niewiele - komentował i powoływał się na piosenkę "Trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść".

Pojawiły się też inne problemy, te ze sfery mentalnej. Zawody, treningi, nie dawały już tej energii. Nie były tym czymś, co dawało wielką radość i satysfakcję.

Brakowało też zdrowia. - Zaczęło się sypać rok, dwa, trzy po zakończeniu kariery - wyjaśnił Dymek. Urwał się mięsień piersiowy, potem "zepsuł się" prawy bark. - Nie jestem w stanie normalnie podnieść ręki do góry - dodał. Dla niego to frustrujące, ale stwierdził, że taki los sportowca.

Zajął się biznesem. Miał swój sklep i siłownię, ale nie przetrwały ostatniego lockdownu spowodowanego pandemią koronawirusa. Poświęcił się zatem pracy w ośrodku wychowawczym.

- Może ten bark był ostatnim ostrzeżeniem, żebym sobie dał spokój z żelastwem. Gdybym tego nie zrobił, mógłbym sobie zniszczyć kręgosłup i kolana. Wtedy dopiero byłby dramat. Dziś mogę normalnie funkcjonować, nie licząc tej ręki. No i mam robotę, która daje mi dużą satysfakcję - mówił.

W ośrodku też walczy o zwycięstwa, bo w ośrodku też są i pozytywne chwile, ale i przytrafiają się porażki. - Jeżeli ktoś nie wróci, albo wróci i widać, że ćpał przez dwa tygodnie, bo aż mu krew leci z nosa i jest blady. Wtedy wiem, że przegrałem, że cała moja praca poszła na marne - przyznał.

Zobacz także:
Wielkie wyzwanie dla Tomasza Narkuna na KSW 66
Co dalej z karierą Mameda Chalidowa? KSW komentuje sytuację

Źródło artykułu: