"Nie mieliśmy wyjścia". Organizacja KSW zdecydowała w sprawie rosyjskich zawodników

- To było jedyne wyjście z tej niełatwej sytuacji - mówi Maciej Kawulski. Kierowana przez niego organizacja KSW zapowiedziała zawieszenie współpracy z rosyjskimi zawodnikami.

Artur Mazur
Artur Mazur
Maciej Kawulski Materiały prasowe / KSW / Na zdjęciu: Maciej Kawulski
Ze współwłaścicielem największej organizacji MMA w Polsce rozmawiamy na temat sobotniej gali KSW 67, wpływie wojny na sport oraz przyszłości gwiazd KSW.

Artur Mazur, WP SportoweFakty: Mam wrażenie, że tuż przed rozpoczęciem gali KSW 67, wszyscy zgromadzeni na hali, myślami byli w zupełnie innym miejscu.

Maciej Kawulski, współwłaściciel KSW: W dzisiejszych czasach trudno jest tworzyć ogólnie rozumianą rozrywkę. Z jednej strony powinniśmy reagować, z drugiej - twarda reakcja zamieni istotę rozrywki w debatę polityczną. Jedyne, co możemy zrobić jako KSW, to opowiedzieć się za jedynym, słusznym i apolitycznym zdaniem: powstrzymajmy tę agresję. Te trzy słowa powinni powtarzać wszyscy, bo eskalacja konfliktu prowadzi do dramatu ludzi. I my to przed sobotnią galą zrobiliśmy.

Poszliście również krok dalej - zablokowaliście transmisje z gali w rosyjskiej telewizji.

To nie była łatwa decyzja, bo nie każdy Rosjanin odpowiada za to, co dzieje się w Ukrainie. Wielu Rosjan sprzeciwia się temu atakowi, wielu protestuje na ulicach. Uznaliśmy jednak, że sytuacja wymaga od nas zablokowania sygnału do Rosji. Tylko budowanie kolektywnej odpowiedzi na atak może wpłynąć na ludzi odpowiedzialnych za ten akt terroru. Rosja to ogromne pojęcie, to pewna idea, w której trudno jest odróżnić dobro od zła. Dziś wrzucamy do jednej szuflady wszystkich kibiców i sportowców, którzy mają paszport tego kraju. Pamiętajmy jednak, że wielu z nich zostało zaaplikowanych do Rosji w podobny sposób, jak teraz próbuje się zaaplikować Ukrainę. Musimy pamiętać, że wciąż są kraje, które nie chciały należeć do Federacji Rosyjskiej. Powinniśmy o tym pamiętać, chociaż dziś wydaje się to niemożliwe.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: "Jest ogień!". Internauci oczarowani pokazem Kowalkiewicz

Tym sposobem z karty kolejnej gali został usunięty Szamil Musajew, który reprezentuje Rosję.

To było jedyne wyjście z tej niełatwej sytuacji. Do odwołania nie będziemy współpracować ze sportowcami, którzy w sposób jasny, deklaratywny i osobisty reprezentują Federację Rosyjską. Będziemy zachowywać się dokładnie tak, jak cały świat sportu, którego czujemy się częścią. Zdaje sobie sprawę, że wielu sportowców nie ponosi winy za to, co się stało, ale podobnie jak PZPN nie mieliśmy wyjścia. W naszej organizacji walczy kilku Rosjan, ale sytuacja nie jest zero-jedynkowa, bo oni pochodzą z krajów, które z Rosją połączone są nie do końca dobrowolnie. Na tym właśnie polega trudność. Nie chcę również być kimś, kto będzie nawoływał sportowca do jasnej deklaracji, bo to nie jest rola promotora. Jako promotor powinienem jednak wysłać w świat jasny sygnał i to się właśnie stało.

Wróćmy do sobotniej gali. Gdybym miał wskazać jej największego zwycięzcę, wybór padłby na Adama Soldajewa. I nie chodzi tylko o efektowny nokaut, ale też to, co po nim powiedział.

Myślę, że paru zawodników pokazało się ze wspaniałej strony i paru powiedziało piękne rzeczy. Cieszę się, że staliśmy się taką platformą, dzięki której ktoś mógł powiedzieć "dość ludzkiego cierpienia". Z klatki KSW w świat poszedł klarowny przekaz: żadna wojna nie jest dobra. Jest jeszcze druga strona medalu - ta sportowa. W sobotę zwyciężyła młoda krew. Ci debiutanci, którzy w klatce nie kalkulują, są głodni sukcesu, udowodnili, że są w stanie ponieść tłumy. Myślę, że oni są w stanie zastąpić tych, którzy z natury rzeczy będą musieli pożegnać się z naszą klatką.

Co zrobicie z Filipem Pejiciem po porażce z Dawidem Śmiełowskim? Rekord w KSW ma koszmarny (2 wygrane, 5 porażek), ale na nudę w jego walkach narzekać nie można.

O takich zawodnikach zawsze mówi się najgłośniej. Nie chciałbym, żeby KSW stało się zbiorem statystyk, liczb i cyferek. Chcemy być wyspą, na której emocje i serce będą decydować o przyszłości, dlatego nie chcę się z nim żegnać. Uważam, że bez względu na pozycję w rankingu jest gościem, dla którego jest miejsce w KSW.

Trudno o lepszy debiut dla Śmiełowskiego. Na kartach punktowych przegrywał, ale w trzeciej rundzie zmiażdżył Chorwata.

Zaraz po walce podszedł do mnie konferansjer Waldek Kasta i zdradził, co mu powiedział Śmiełowski. "Słuchaj, nie wygrałem w życiu żadnej rundy, ale żadnej walki nie przegrałem". Piękno MMA polega na tej różnorodności - są tacy, którzy budują obraz walki, a obok są myśliwi, którzy polują na nokaut.

Czy traktujesz porażkę Andrzeja Grzebyka z Adrianem Bartosińskim w kategoriach niespodzianki?

Nie da się ukryć, że to był eliminator zbliżający się do walki o pas. Wydaje mi się, że obaj prezentują podobny poziom, ale paradoks polega na tym, że po kapitalnej akcji Grzebyka, walka przeniosła się do płaszczyzny, w której on nie mógł być lepszy. Słowa uznania dla Bartosińskiego za to, że po nokdaunie potrafił zachować zimną krew i popisać się takim poddaniem.

Co powiesz na zestawienia Adrian Bartosiński - Roberto Soldić oraz Andrzej Grzebyk - Igor Michaliszyn?

Jeden i drugi pomysł mi się podoba, ale pamiętajmy, że Michaliszyn dopiero co na KSW zadebiutował. Grzebyk na swoją pozycję pracował długo, ale chcę, żeby była jasność: jeśli jest atmosfera do zorganizowania walki, to nie ma co patrzeć na cyfry, tylko podążać za emocjami.

W przypadku Bartosińskiego rodzi się pytanie, czy w organizacji zostanie Soldić. On pojawił się na gali, ale po to, żeby porozmawiać o kontrakcie.

Nie da się ukryć, że aktualnie rozmawiamy tylko o pieniądzach. On czuje się u nas dobrze, ale też korzysta ze świetnego stanowiska negocjacyjnego. Mam nadzieję, że dojdziemy do porozumienia. Mówimy o bardzo dużych kwotach, co w jego przypadku nie powinno nikogo dziwić, ale w takich sytuacjach rozsądek jest mile widziany. Wierzę, że spotkamy się w jednym punkcie.

W walce wieczoru sobotniej gali Phil de Fries rozbił Darko Stosicia. Podobała ci się ta walka?

Nie. Doceniam postawę Stosicia, który zbierał kolejne potężne ciosy w parterze, ale nie chciał się poddać. Spodziewałem się, że w stójce pokaże nieco więcej i jest to mój jedyny zarzut pod jego adresem. Natomiast de Fries jest profesorem, w tym co robi. Kłopot w tym, że na jego wykładach niektórzy przysypiają i nie ukrywam, że ja też się nudziłem. Gdyby na świecie powstała akademia nudnych i skutecznych wygranych, to Phil z pewnością byłby na niej nie tylko profesorem, ale i rektorem. Ale przecież to nie jest jego problem. To jego rywale nie są w stanie znaleźć na niego sposobu i na tym polega MMA.

Wszystko spod klatki obserwował Mamed Chalidow. W którą stronę potoczy się jego kariera - w kierunku rewanżu z Soldiciem czy walki z Mariuszem Pudzianowskim?

Obie te opcje są dla nas interesujące, ale warunek jest jeden: Mamed Chalidow musi dojść do pełni zdrowia. Jesteśmy umówieni na rozmowy, do których dojdzie po konsultacji u doktora Michała Michalika. Podchodzę do Chalidowa nie tylko jak do zawodnika, który zawsze podejmuje największe wyzwania. Być może przed rewanżem z Soldiciem, Chalidow stoczy inną dużą walkę. Chcemy zobaczyć, jak on pracuje w klatce po bardzo ciężkim nokaucie.

Czy taką walką mogłaby być konfrontacja z Pudzianowskim?

Mariusz publicznie zgodził się na taki pojedynek. Uważam, że dla niego to jest dobry moment kariery na stoczenie takiego pojedynku. To byłoby ciekawe starcie. Jeszcze przed walką z Soldiciem chcieliśmy walki, w której Chalidow miałby okazję do szermierki na pięści. Rozważaliśmy kilka interesujących opcji. Po mocnej ingerencji chirurgicznej, będę go namawiał do zmierzenia się z przeciwnikiem, który zagwarantuje różne płaszczyzny. Pudzianowski jest jednym z nich.

Zobacz także:
Mocne słowa Czeczena mieszkającego w Polsce
Polacy odchodzą z ACA

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×