Janowski zmierzył się z bolidem F1! Show we Wrocławiu nie zawiodło

Zdjęcie okładkowe artykułu: WP SportoweFakty / Katarzyna Łapczyńska / Na zdjęciu: David Coulthard, w tle Maciej Janowski
WP SportoweFakty / Katarzyna Łapczyńska / Na zdjęciu: David Coulthard, w tle Maciej Janowski
zdjęcie autora artykułu

Czy Maciej Janowski na motocyklu będzie szybszy od bolidu F1? Odpowiedź na to pytanie poznali w czwartek kibice zgromadzeni na Stadionie Olimpijskim. Żużlowiec stanął do rywalizacji z Davidem Coulthardem. Wynik zabawy jest zaskakujący.

Bilety na Red Bull Speed Ways wyprzedały się w mgnieniu oka, co nie powinno dziwić, bo kibice w Polsce rzadko mają okazję zobaczyć bolid Formuły 1 na żywo. Zainteresowanie imprezą było tak duże, że z myślą o tych, którzy nie nabyli wejściówek, zorganizowano preshow na błoniach Stadionu Olimpijskiego.

Red Bull Speed Ways we Wrocławiu

Organizatorzy niecodziennych zawodów zadbali o dawkowanie emocji. W programie imprezy był nie tylko pojedynek Macieja Janowskiego z Davidem Coulthardem. Kapitan miejscowej Betard Sparty Wrocław zmierzył się też z Adamem Małyszem i Jakubem Przygońskim. Ten pierwszy dostał do dyspozycji rajdówkę klasy WRC2, drugi - samochód do driftu.

Gdyby ktoś uznał, że to za mało emocji i adrenaliny, na murawie Stadionu Olimpijskiego... wylądował samolot. Za jego sterami zasiadł Łukasz Czepiela. Znany pilot zmierzył się z gospodarzem imprezy w pojedynku... na hamowanie. Janowski po maksymalnym rozpędzeniu motocykla zatrzymał się po ponad 41 m, Czepiela wyhamował samolot po 93 m.

ZOBACZ WIDEO: Krzysztof Cegielski prezesem klubu? "To jest miła perspektywa"

- Pogoda jest dość niepewna, więc nie wiedziałem, czy będziemy mieć zgodę na lot. Pierwsze podejście do lądowania było próbne. Chciałem zobaczyć warunki. Za drugim razem mokra trawa nieco wydłużyła te hamowanie - powiedział Czepiela po wykonaniu swojej próby.

Później mieliśmy konkurencję, w której liczył się czas reakcji... choć nie do końca. W wyścigu żużlowym do rywalizacji stanęli Bartłomiej Kowalski, Mateusz Cierniak, Marcel Kowolik i Jakub Krawczyk. Cierniak miał najgorszy refleks pod taśmą, a dojechał do mety jako drugi, czym udowodnił, że w żużlu liczy się nie tylko start.

Janowski lepszy od Małysza i Przygońskiego

Kolejnym elementem show był pojedynek Janowskiego z Małyszem. Obaj rywalizowali o to, kto szybciej będzie przyspieszał na prostej. Wygrał gospodarz. - Po dziewięciu latach znów zasiadłem za kierownicą, ale jednak terenówka z Dakaru różni się od samochodu WRC2 - zaznaczył obecny prezes PZN.

Janowski przegrał za to z Przygońskim, gdy obu sportowcom przyszło się mierzyć na precyzję. Żużlowiec nie przejechał idealnie przez specjalnie wyznaczone pola po zewnętrznej, a kierowca zrobił to bez większych przeszkód. - Najtrudniejsze było to, że znaleźliśmy się na szutrze. Samochód driftowy nie jest do tego przystosowany - powiedział Przygoński.

Po chwili wrocławski żużlowiec zmierzył się ponownie z Małyszem i Przygońskim w jeździe po torze. W obu przypadkach zapisał na swoim koncie zwycięstwa. Bardzo szybko dogonił zwłaszcza driftową Toyotę GR86. - Nawierzchnia mocno trzyma - tłumaczył Przygoński.

Janowski kontra bolid F1... na remis!

Zwieńczeniem imprezy był pojedynek motocykl żużlowy kontra bolid F1. Maszyna Red Bull Racing otrzymała opony przejściowe, ale na przyczepnej nawierzchni samochód prowadzony przez Davida Coultharda nie miał większych szans. - Powinniśmy to powtórzyć, ale niech teraz Maciej skręca w prawo. Wtedy będą równe szanse - zasugerował Szkot.

Janowski się zgodził, choć podkreślił, że "nie będzie łatwo", bo przecież żużlowcy skręcają "tylko w lewo". Szybko okazało się, że rację miał Coulthard, który z łatwością dogonił żużlowca i zakończył pojedynek.

- Pierwszy raz jestem bolidem na torze żużlowym i nie pomyślałbym, że kiedykolwiek do czegoś takiego dojdzie. Jednak nie powinno mnie to dziwić, bo w końcu Red Bull uwielbia wymyślać takie rzeczy - skomentował z uśmiechem Szkot, choć też przyznał, że... niekoniecznie chciałby wsiadać na motocykl żużlowy i zamienić się rolami z Janowskim.

W Red Bull Speed Ways chodziło głównie o show i należy przyznać, że było go nawet w nadmiarze. Chociaż impreza trwała ok. dwóch godzin, to tak naprawdę nie było w niej przestojów, a kibice nie mogli narzekać na nudę. Szczelnie wypełniony Stadion Olimpijski, tłumy na błoniach na darmowym preshow, a to wszystko w dniu, gdy przez Wrocław przechodziły intensywne burze. Jeśli ktoś chciał poczuć motorsport, to opuszczał trybuny ukontentowany.

Łukasz Kuczera, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj także: - Dosadny komentarz byłego prezesa. "Trzeba mieć jaja, żeby odwołać mecz" - Gigantyczny skandal w Gorzowie. Straty liczone w milionach złotych

Źródło artykułu: WP SportoweFakty