Tor Nurburgring to jeden z najbardziej znanych torów wyścigowych na świecie. Zwłaszcza jego północna pętla ("Nordschleife"), nazywana "Zielonym Piekłem", stanowi olbrzymie wyzwanie dla umiejętności kierowcy. To w tym miejscu swoje życie mógł stracić Niki Lauda, którego bolid F1 stanął w płomieniach po fatalnym wypadku. Właśnie ze względu na niebezpieczeństwo obecne samochody Formuły 1 nie mają wstępu na tę nitkę toru.
Koszmarny wypadek Polaka na Nurburgringu
Niemiecki obiekt kusi jednak amatorów - głównie ze względu na swoją legendę. Nie brakuje śmiałków, którzy chcą poczuć się jak gwiazdy F1. Obiekt ma szeroką ofertę - można wykupić na nim pojedynczy przejazd samochodem, jak i wziąć udział w zorganizowanym szkoleniu. Ceny zaczynają się już od 30 euro. Wystarczy zatem mieć prawo jazdy i własny samochód, aby wyjechać na tor, na którym ścigali się kierowcy F1.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: spędziła urodziny na Malediwach. Co za widoki
W okolicy toru funkcjonuje też szereg wypożyczalni, które oferują wynajem różnej maści samochodów, dzięki którym można poczuć adrenalinę za kierownicą. Przykładowo koszt wynajęcia Porsche GT3 RS 992 na cztery okrążenia kosztuje ok. 4 tys. euro (ok. 17 tys. zł). Wynajem na dwadzieścia "kółek" to już wydatek rzędu 11 tys. euro (ponad 46 tys. zł). Nieco mniej zamożni klienci mogą wypożyczyć Forda Fiestę (400 euro za cztery okrążenia) albo VW Golfa (650 euro za cztery okrążenia).
Niemal co roku na Nurburgringu dochodzi do śmiertelnych wypadków. W ostatnich dniach w poważnym incydencie udział brał polski kierowca. Okazało się, że był nim Waldemar Pietrzak, który w sieci prowadzi kanał "Po Daily". Porsche prowadzone przez Pietrzaka zderzyło się z BMW, uderzyło w barierki i stanęło w płomieniach.
Pietrzak po wypadku trafił do szpitala i chociaż z samochodu nic nie zostało, to Polak wyszedł z niego niemal bez szwanku. - Żyję. Takie małe wypadeczki mnie nie ruszają. Chodzę normalnie - przekazał za pośrednictwem swojego konta na Instagramie przedsiębiorca i influencer, który wkrótce ma opuścić szpital.
- Nie wiem totalnie nic o ubezpieczeniu. Będzie zajmował się tym prawnik. Wysłałem to do kilku niemieckich prawników i i powiedzieli mi, że to wygląda na definitywną winę kierowcy BMW M2. Co na to policja? Nie wiem. Finansowo nie wiem, jak to będzie. W najgorszym wypadku zapłacę z własnej kieszeni maksymalnie 0,5 mln euro. Między Bogiem a prawdą, jakoś mnie to nie zaboli. Bardziej boli duma, że takie coś się zdarzyło - dodał Pietrzak na opublikowanym nagraniu.
Polak podkreślił, że "zachował bezpieczeństwo". - Czekałem, aż mnie koleś puści i to zrobił, po czym we mnie wjechał - sprecyzował.
W poniedziałkowy poranek Pietrzak wydał też oświadczenie w języku angielskim, w którym poinformował, że nie ma obrażeń wewnętrznych, a ból mięśni "prawie minął". "Były trzy uderzenia. Najpierw w barierę przy prędkości 190 km/h, co wygenerowało siłę 50 G. Następnie uderzenie o ziemię i na końcu ponowne zderzenie z BMW już po moim dachowaniu. Pamiętam wszystko. Sam wysiadłem z samochodu, poczułem zawroty głowy i położyłem się na ziemi" - napisał w komunikacie polski kierowca.
Koniec ze ściganiem
Pietrzak w swoim oświadczeniu ujawnił, że nie ma kontaktu z kierowcą BMW. "Nie wiem też, kto zawinił. Niemieckie prawo drogowe nie zawsze jest precyzyjne. To sąd będzie musiał ocenić. Jedną rzeczą na moją korzyść jest to, że hamowałem i czekałem, aż ustąpi mi pierwszeństwa, a on to zrobił. Zacząłem wyprzedzać i wtedy skręcił. To tak, jakby ktoś nagle skręcił w lewo na prawym pasie autostrady, przecinając trzy pasy, żeby skręcić w prawo" - wyjaśnił Polak.
Kierowca rozbitego Porsche "nie chce spekulować", jaką decyzję podejmie sąd. Równocześnie zdradził, że "nie ma traumy", a wypadki się zdarzają. "Uwielbiam Nurburgring. Przejechałem na nim ponad 100 okrążeń, ale to był mój pierwszy raz w Porsche GT3RS. Jechałem wolno, aby rozgrzać opony…" - dodał.
"Muszę przestać się ścigać na torze z powodu mojej rodziny. Mam żonę, z którą nie miałem kontaktu przez trzy godziny, a także 2,5-letniego syna. Mam dla kogo żyć, więc nie będzie mnie już na torze. Nie będę się już ścigał. To zbyt ryzykowne. Ubezpieczenie pokryje szkody, bo polskie ubezpieczenie obejmuje jazdę rekreacyjną" - podsumował Pietrzak i podziękował wszystkim, którzy pomogli mu w pierwszych chwilach po wypadku.
Kto ponosi koszty wypadków na Nurburgringu?
Kwestia odpowiedzialności za szkody na torze Nurburgring nie jest jednoznaczna. Choć formalnie tor jest traktowany jako płatna droga publiczna, w praktyce ubezpieczenia mogą nie pokrywać wszystkich kosztów.
Nurburgring, poza okresem trwania oficjalnych imprez sportowych, funkcjonuje jako "płatna, jednokierunkowa droga publiczna". Oznacza to, że obowiązują tam zasady ruchu drogowego, a teoretycznie także ubezpieczenia. Na niektórych odcinkach toru wprowadzono ograniczenia prędkości, a ogólne przepisy niemieckiego kodeksu drogowego wymagają, by kierowca zawsze miał kontrolę nad pojazdem. Wyprzedzanie jest dozwolone tylko z lewej strony, a manewry muszą być sygnalizowane kierunkowskazami.
Jednak w praktyce sytuacja jest bardziej złożona. Niemieccy ubezpieczyciele często niechętnie pokrywają szkody powstałe na Nurburgringu. Nawet jeśli wypłacą odszkodowanie, może ono być pomniejszone z powodu przyczynienia się poszkodowanego do wypadku lub korzystania z pojazdu w warunkach podwyższonego ryzyka. Z kolei niektórzy brytyjscy ubezpieczyciele traktują Nurburgring jako tor wyścigowy, co oznacza, że bez specjalnego ubezpieczenia sportowego nie można liczyć na pokrycie szkód.
Właściciel toru ma też ustalony cennik za uszkodzenia infrastruktury, takie jak barierki, oraz za usługi, takie jak wysłanie lawety czy zamknięcie toru. Już same te opłaty mogą stanowić znaczną kwotę.