Róże i ciernie: po sezonie WRC cz. 2

Mimo, że na koniec sezonu wynik klasyfikacji generalnych nie był niespodzianką, ten sezon nie należał do nudnych. W mistrzostwach Świata pojawiło się kilka ciekawych propozycji, które w przyszłości mogą stanowić trzon rywalizacji o tytuły.

W tym artykule dowiesz się o:

W pierwszej części "Róż i cierni" oceniliśmy poszczególnych kierowców Citroena i Subaru startujących w rajdowych mistrzostwach Świata. Teraz przyszła kolej na dwie pozostałe marki, które w minionym sezonie podjęły się misji. Ford i Suzuki – na koniec sezonu można by stwierdzić, że te dwa zespoły poniosły porażkę, jednak to tylko pobieżna opinia. Przyglądając się bliżej poczynaniom tych zespołów można dostrzec wyraźny progres.

Ford

Trzy zespoły producenckie korzystające z Focusów WRC zgłosiły się do walki, w poszczególnych rundach liczba rajdówek spod znaku Forda oscylowała przy dziesięciu. To także odbiło się na klasyfikacji generalnej cyklu, bowiem aż dziewięciu kierowców Forda zdobywało punkty do indywidualnej klasyfikacji. Żaden inny zespół nie może pochwalić się podobnym osiągnięciem. Jedyne, czego zabrakło to mistrzostwo Świata.

Zdecydowanie najlepiej w tegorocznym cyklu radził sobie lider BP Ford Abu Dhabi Mikko Hirvonen, który dzięki swojej postawie dokonał pewnego precedensu. Otóż Fin jako jedyny w historii mistrzostw Świata zdobywał punkty w każdej rundzie sezonu. Owszem, i jemu przytrafiały się gorsze momenty, jak np. dachowanie na Rajdzie Wielkiej Brytanii czy piruety podczas Rajdu Niemiec jednak z perspektywy całego sezonu można powiedzieć, że Hirvo odrobił pracę domową zadaną mu przez Marcusa Groenholma. Kierowca wygrał trzy szutrowe rundy WRC w Argentynie, Turcji i Japonii, w większości stawał na podium. Na asfalcie nie był w stanie podjąć walki z Sebastienem Loebem. Hirvonen był liderem mistrzostw po pierwszej części, jednak przegrane w Finlanii i Nowej Zelandii spowodowały spadek z fotela, na który kierowca Forda już nie powrócił. Tegoroczna przegrana z pewnością będzie dodatkową motywacją do pracy dla Hirvonena zapowiadającego wzięcie rewanżu na rywalach w przyszłym sezonie. Ocena końcowa: 8.5/10

Nieco inny charakter miał tegoroczny sezon u drugiego kierowcy pierwszego teamu Forda. Jari-Matti Latvala z pewnością poczynił ogromny postęp w porównaniu z czasami, kiedy jeździł jeszcze w Stobarcie. Młody Fin zdecydowanie poprawił szybkość, mocno popracował nad techniką jazdy, co przyniosło efekt w postaci wygranej w Rajdzie Szwecji. Tym samym Latvala został najmłodszym zwycięzcą rundy WRC. Jednak przed kierowcą BP Ford Abu Dhabi wiele pracy, bowiem nadal ma problemy ze skutecznością. Po udanym Rajdzie Turcji (2. miejsce) nastąpił spadek formy i przez trzy kolejne rundy Latvala przez brak precyzji nie kończył rajdów. Przez wypadki w Finlandii, Niemczech i Nowej Zelandii spadł z trzeciej pozycji w generalce i osiadł na stałe w sąsiedztwie Chrisa Atkinsona. Na pewno Latvala ma bardzo dobre widoki na przyszłość i jest materiałem na przyszłego mistrza Świata. To, jakie postępy poczyni w przyszłym sezonie będzie miało bardzo duży wpływ na rywalizację w WRC. Ocena końcowa: 7.5/10

Wśród kierowców Stobarta zabrakło dobrych wyników w klasyfikacji końcowej. Zespół zajął 4. miejsce wśród producentów, a najlepszym kierowcą zespołu był Franocois Duval, który nie jeździł przez połowę sezonu. Belg zdobył 22 punkty, co dało mu 7. lokatę. Startował w ekipie Stobarta oraz po słabych występach Latvali, w Katalonii i na Korsyce pojechał w BP Ford Abu Dhabi. Swoje najlepsze wyniki jak zawsze osiągał na asfalcie (3. miejsca w Rajdzie Niemiec i Korsyki). Być może wynik byłby lepszy, gdyby nie ciężki wypadek w Japonii, z którego nie bez szwanku wyszedł pilot Duvala Patrick Pivato. Belgijski kierowca miał w planach start w Walii, jednak bez swojego etatowego "umysłowego" nie zdecydował się na starty. Ocena końcowa: 6.5/10

Pech nie ominął też Gigi Gallego. Lider Stobarta najlepszy wynik osiągnął w Szwecji, gdzie był trzeci. Później nie było już tak różowo, chociaż włoski kierowca dwoił się i troił. Najwięcej namieszał w Turcji, gdzie wygrywał oesy w imponującym stylu. Po tej imprezie musiał zrobić sobie przerwę, bowiem jego organizm był wycieńczony. Charyzmatyczny Włoch powrócił do ścigania w Rajdzie Niemiec - tego powrotu na pewno nie będzie dobrze wspominał. Na jednym z odcinków wypadł z trasy i złamał nogę – kontuzja wykluczyła go z dalszej walki. Ocena końcowa: 6.5/10

Swój kunszt w sezonie 2008 pokazał także Henning Solberg. Norweg kiedy tylko pojawiała się możliwość zdobywania punktów brał się w garść i pilnował pozycji. Najlepiej pojechał w Jordanii, gdzie był czwarty. Jednak brak spektakularnych wyników spowodował, że starszy z braci Solbergów miał niewiele do powiedzenia w klasyfikacji generalnej. Częściej niż kiedyś kończy rajdy w strefie serwisowej a nie na mecie. Ocena końcowa: 5.5/10

W Fordzie jeździli też Matthew Wilson (Stobart), Federico Villagra i Luis Perez Companc (obaj Munchi’s). Ci trzej kierowcy już raczej nie zrobią wielkiej kariery na rajdowych szlakach. Młody Wilson ma zadatki na dobrego kierowcę, jednak brak w nim zapału, toteż wyniki są słabe. Brytyjczyk punktował w sześciu rundach i tyle tylko można o nim powiedzieć. Ocena końcowa: 4.0/10 Villagra po zdobyciu mistrzostwa Argentyny nie jest w stanie wykrzesać z siebie dodatkowych pokładów, aby podłączyć się pod punktowane miejsca w WRC. Zdobywał punkty w 4 rajdach, co na zakończenie sezonu dało mu 12. lokatę. Ocena końcowa: 3.5/10 Companc wystartował w trzech rajdach, żadnego nie może zaliczyć do udanych. Znacznie lepiej wychodzi mu prowadzenie firmy Munchi’s, raczej nie wróci już do WRC. Ocena końcowa: brak.

Focusami WRC w tym sezonie jeździli także: Andreas Mikkelsen, Barry Clark czy Valentino Rossi. Jedynie pierwszy z nich ma szanse na zaistnienie w rajdowych mistrzostwach Świata. Młody Norweg szkolił się pod okiem samego Marcusa Groenholma, więc możemy liczyć na kontynuację jego startów w cyklu WRC.

Suzuki

Krótka historia startów Suzuki SX4 WRC ledwie zaczynała się rozkręcać a już się zakończyła. Przez większą część sezonu zespół zmagał się z problemami technicznymi auta, które nie potrafiło się oprzeć chorobom wieku dziecięcego. Lider zespołu Suzuki Toni Gardemeister częściej kopał ze złości w opony swojej rajdówki niż faktycznie walczył o jak najlepszy czas. Jeszcze przed sezonem doświadczony Fin wyjawił, że założeniem zespołu jest zdobywanie doświadczenia i dopracowywanie konstrukcji auta. I to odbiło się na wynikach, bowiem po Rajdzie Szwecji nastąpiła czarna dziura w wynikach. Przez sześć kolejnych rund mistrzostw Świata Fin nie był w stanie zdobyć punktów. Dopiero w Nowej Zelandii nastąpił przełom- ósme miejsce i jeden punkt. Później było już znacznie lepiej, Toni w Japonii był szósty, w Walii siódmy. Na koniec 13. miejsce wraz z Anderssonem. Ocena końcowa: 5.0/10

Gardemeister na koniec sezonu został przyćmiony przez swojego zespołowego kolegę P-G Anderssona, który w ostatniej części sezonu wyraźnie poprawił swoje wyniki. Dla młodego Szweda sezon zaczął się od 8. miejsca w Monte Carlo, co bardzo go ucieszyło. Później, podobie jak u lidera Suzuki nastąpiła długa przerwa podczas której aż przez dziewięć(!) rajdów nastąpiła totalna susza. W Nowej Zelandii Andersson przypomniał sobie jak walczył w cyklu JWRC w barwach Suzuki i pokazał, że stać go na wiele. Zajął szóste miejsce i obiecywał, że to nie koniec. Tak też się stało i w kolejnych rundach było jeszcze lepiej: W Japonii i Wielkiej Brytanii był piąty, dzięki czemu dopisał na swoje konto cenne 8 punktów. Szwed w Walii narobił wokół siebie wiele szumu, bowiem po pierwszej pętli był sensacyjnie na trzecim miejscu. Jeśli dodać do tego pierwszy (i ostatni) wygrany oes na konto Suzuki to przed Anderssonem rysuje się dobra przyszłość. Jednak już chyba nie w mistrzostwach Świata... Ocena końcowa: 5.5/10

Źródło artykułu: