Koronawirus. Łukasz Kuczera: Niepotrzebna histeria czy niebezpieczeństwo? Sezon F1 może się zacząć w maju (komentarz)

Materiały prasowe / Mercedes / Na zdjęciu: start do wyścigu F1
Materiały prasowe / Mercedes / Na zdjęciu: start do wyścigu F1

Katar nie chce wpuścić Włochów do swojego kraju ze względu na koronawirusa, co poskutkowało odwołaniem wyścigu MotoGP. To dopiero wierzchołek góry lodowej. Za chwilę z tym samym problemem zmierzy się Formuła 1 w Australii.

Stwierdzenie, że połowa padoku MotoGP to Włosi nie będzie grubą przesadą. W stawce są dwa zespoły z tego kraju - Ducati oraz Aprilia, do tego aż sześciu zawodników pochodzi z Włoch. Po tym jak Katar wprowadził 14-dniową kwarantannę dla wszystkich podróżujących z półwyspu Apenińskiego, odwołanie pierwszego w sezonie wyścigu MotoGP było czymś naturalnym.

Włochy w tej chwili są najbardziej zagrożonym państwem w Europie, jeśli chodzi o koronawirus. Liczba zgonów wzrosła do 41. Samych zarażonych jest już ponad 1600, najwięcej po Chinach i Korei Południowej.

We Włoszech odwołuje się mecze piłkarskiej Serie A, wkrótce należy oczekiwać kolejnych ruchów dotyczących obywateli tego państwa albo osób podróżujących z półwyspu Apenińskiego. W świecie motorsportu już mówi się o odwołaniu kolejnego wyścigu MotoGP - zaplanowanego na końcówkę marca Grand Prix Tajlandii. To jednak dopiero początek problemów.

ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Ministerstwo Zdrowia opublikowało specjalny film

Nad wprowadzeniem zakazu wjazdu dla Włochów myślą też Australijczycy, którzy już w tej chwili wymagają 14-dniowej kwarantanny przed przybyciem do kraju dla obywateli Chin i Iranu. To właśnie na Antypodach 15 marca zostanie zainaugurowany nowy sezon Formuły 1. Choć w obecnych okolicznościach należałoby napisać ma zostać zainaugurowany.

Jeśli Włosi otrzymają zakaz wstępu do Australii, to F1 nie będzie mieć wyboru - odwołanie wyścigu w Melbourne będzie koniecznością, tak jak było to w przypadku MotoGP i Grand Prix Kataru. Przecież nikt nie wyobraża sobie rywalizacji bez Ferrari na polach startowych. Dość powiedzieć, że zakaz wstępu do Australii otrzymałby też Robert Kubica, który na co dzień mieszka we Włoszech.

Podczas testów F1 w Barcelonie żartowano, że jak tak dalej pójdzie, to nowy sezon zostanie zainaugurowany w maju przy okazji rundy w holenderskim Zandvoort. Po Europie zespoły mogą bowiem podróżować samochodami, ryzyko związane z koronawirusem jest zatem znacznie mniejsze. To, co jeszcze kilka dni temu brzmiało jak żart, powoli staje się ponurą rzeczywistością. Bo jeśli odwołany zostanie wyścig w Australii, to efekt domina może sprawić, że nie dojdą do skutku też zawody w Bahrajnie i Wietnamie.

Zawodnicy F1 czy MotoGP powtarzają jak mantrę, że "zdrowie jest najważniejsze", ale też część z nich nie rozumie decyzji o odwołaniu zawodów. Podobnie zresztą jak kibice. Znajdą się tacy, co wszelkie informacje o koronawirusie puentują sformułowaniem, że panikę wywołują i nakręcają głównie media.

Jak podaje "Puls Medycyny", w styczniu 2020 roku w Polsce z powodu zwykłej grypy zmarło 10 osób. Co więcej, z danych Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego wynika, że tylko w okresie od 16 do 22 lutego zarejestrowano u nas 211 983 zachorowań i podejrzeń zachorowań na grypę. Czy ktoś o tym masowo informował? Czy zastanawiano się nad rezygnacją z imprez masowych? Koronawirusa nie należy lekceważyć, ale pytanie czy podejmowane środki nie są zbyt stanowcze i radykalne.

Już teraz wiadomo, że koronawirus będzie mieć ogromny wpływ na gospodarkę światową w roku 2020. Wstrzymał handel, podróże między państwami, uderzył nawet w sport. Formuła 1 już odwołała Grand Prix Chin, na czym straci ponad 40 mln dolarów. W przypadku rezygnacji z rund w Australii, Bahrajnie i Wietnamie, straty mogą sięgnąć nawet 200 mln dolarów.

Stracą też zespoły F1, których kontrakty sponsorskie uzależnione są od liczby transmisji telewizyjnych i ekspozycji logotypów. Stracą też kibice, którzy całą zimę czekali na wznowienie rywalizacji, którym zimowymi testami jedynie pobudzono apetyt, a teraz będą musieli czekać i czekać.

Za to koronawirus nie czeka, atakuje kolejne rejony świata, wzrasta liczba zarażonych. Pytanie, czy nie robiłby tego w takim samym tempie, nawet gdybyśmy nie zrezygnowali z imprez masowych czy sportowych. W końcu nie da się zatrzymać świata ani na jeden moment.

Łukasz Kuczera

Czytaj także:
Ferrari żąda gwarancji od F1 z powodu koronawirusa
Robert Kubica najszybszy spośród kierowców Alfy Romeo

Źródło artykułu: