W tym artykule dowiesz się o:
Tylko jeden producent w DTM
Audi w poniedziałek poinformowało o odejściu z DTM, przez co przyszłość serii jest mocno niepewna. Wiele wskazuje na to, że rok 2020 będzie ostatnim w historii niemieckiej serii wyścigowej. Powód jest prozaiczny. Wśród firm motoryzacyjnych brakuje chętnych, by uczestniczyć w mistrzostwach, które pochłaniają miliony euro, a nie przekładają się na wyniki sprzedaży w salonach.
Formuła 1 musi pamiętać wydarzenia sprzed dekady
Ciekawe będzie obserwowanie tego, co w najbliższych dniach będzie się dziać w Formule 1. Obecnie mamy w niej czterech producentów - Mercedesa, Ferrari, Hondę i Renault.
Gdy przed dekadą szalał kryzys finansowy wywołany upadkiem banku Lehman Brothers, F1 postanowiły pożegnać aż cztery wielkie firmy - BMW, Toyota, Honda i Renault. Wprawdzie dwie ostatnie marki po kilku latach wznowiły program wyścigowy związany z F1, ale nie udało się wrócić do sytuacji sprzed recesji.
Czytaj także: Włosi oskarżają Niemców o rozpowszechnianie fakenewsa
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Czy zabraknie pieniędzy na polski sport? "Liczę na to, że budżet ministerstwa sportu będzie wyglądał tak samo"
Po sezonie 2020 wygasają umowy wszystkich producentów i zespołów na starty w F1. Dlatego jest to idealny moment, by wycofać się z rywalizacji. Jeszcze zanim zaczął się kryzys wywołany koronawirusem, ostre cięcia finansowe zapowiedziała grupa Daimler - właściciel Mercedesa. Źle dzieje się też w Renault, które już odczuwa pierwsze skutki mniejszej sprzedaży samochodów.
Rajdy - tęsknota za Citroenem i Volkswagenem
Przed laty Citroen potrafił seryjnie wygrywać tytuły mistrzowskie w WRC z Sebastienem Loebem, później Volkswagen zaczął dominować do spółki z Sebastienem Ogierem. Obecnie próżno szukać obu marek w Rajdowych Mistrzostwach Świata.
Francuzi od kilku lat grymasili, aż w końcu opuścili stawkę przed sezonem 2020, po tym jak poczuli się zdradzeni przez Ogiera. Francuz zapragnął bowiem transferu do Toyoty. Z kolei Volkswagen wycofał się z WRC wskutek afery z silnikami Diesla. Marka szybko musiała poprawić swój PR, więc postanowiła zrezygnować z rajdów, które nie wpisują się w modny ekologicznie trend.
Starsi kibice mogą też pamiętać jak przed laty oesy w WRC wygrywały samochody Peugeota, Subaru czy Mitsubishi. Zespołów fabrycznych tych ekip też próżno szukać na listach startowych. Powód? Pieniądze.
Wyścigi długodystansowe - Toyota i nic więcej
Jeśli kibice rajdów narzekają, że przychodzi im oglądać głównie walkę kierowców Toyoty z Hyundaiem, to co mają powiedzieć sympatycy wyścigów długodystansowych? Jeszcze kilka lat temu seria WEC potrafiła przyciągać takich potentatów jak Porsche, Audi czy Toyota. Obecnie w stawce pozostali tylko Japończycy.
Magnesem na kibiców, producentów i sponsorów nie okazały się nawet starty Fernando Alonso w WEC. Hiszpan spełnił swoje życiowe marzenie - wygrał 24h Le Mans, został mistrzem świata w wyścigach długodystansowych, ale też trzeba przyznać, że nie miał żadnej konkurencji. Rywalizować mógł jedynie z drugą załogą wystawianą przez Toyotę.
Formuła E jako jedyna zyskuje
W tych trudnych realiach, w których liczy się każde euro, tylko jedna seria zyskuje na znaczeniu i to jej poświęcają się kolejni producenci. Mowa o elektrycznej Formule E. Starty w niej ciągle są stosunkowo tanie, a dodatkowo można w nich rozwijać technologię elektryczną, która w przyszłości opanuje rynek samochodowy.
Mercedes potrafił zrezygnować z DTM, by pojawić się w FE. Większy nacisk na elektryczną serię po wycofaniu się z DTM ma postawić Audi. Po uporaniu się z kryzysem finansowym BMW postanowiło nie wracać do F1, ale chętnie pojawiło się w FE.
Do tego w Formule E mamy markę DS (powiązana z Citroenem), Jaguara, Nissana i Porsche. Nikt inny w motorsporcie nie może się pochwalić tak różnorodną listą startową.