Austria, Wielka Brytania i Węgry - tylko te trzy europejskie państwa miałyby gościć Formułę 1 w sezonie 2020. Tak wynika z nieoficjalnych informacji "Bilda". Jest to oczywiście związane z obecną pandemią koronawirusa, przez którą część krajów ma zamknięte granice i wprowadzone restrykcje m.in. dotyczące przemieszczania się.
- Ten kalendarz to fakenews - powiedział w Sky Sport 24 Angelo Sticci Damiani, który z ramienia włoskiego automobilklubu odpowiada za organizację Grand Prix Włoch na torze Monza.
- Jesteśmy przekonani, że nasze Grand Prix będzie w kalendarzu, choć prawie na pewno bez publiczności na trybunach. Nie rozumiem, po co ktoś rozpowszechnia nieprawdziwe informacje o odwołaniu naszego wyścigu - dodał Damiani.
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Czy zabraknie pieniędzy na polski sport? "Liczę na to, że budżet ministerstwa sportu będzie wyglądał tak samo"
Problem toru Monza polega na tym, że leży on w Lombardii, a więc w miejscu, które zostało najbardziej dotknięte koronawirusem we Włoszech. To właśnie w tym rejonie wprowadzono najsurowsze restrykcje, aby zahamować rozpowszechnianie się COVID-19. Mimo to, Damiani jest optymistą.
- Nie wiemy, co się stanie na początku września, jaka będzie sytuacja. Liczę jednak na to, że stan nadzwyczajny się skończy. Mamy nadzieję na cud, ale ciągle przygotowujemy się do organizacji Grand Prix Włoch - stwierdził prezes włoskiego automobilklubu.
Damiani potwierdził też informacje włoskiej agencji ANSA, że działacze odpowiedzialni za Grand Prix Włoch chcą renegocjacji umowy z Liberty Media ws. organizacji wyścigu Formuły 1. - Oczywiste jest to, że robienie zawodów bez kibiców to forma poświęcenia z naszej strony. Nie mamy w tym żadnego interesu. Z wielu powodów - stwierdził Włoch.
- Jednak staramy się jakoś rozwiązać ten problem, biorąc pod uwagę, że to właśnie publiczność jest dla nas głównym źródłem dochodu. To jest największy kłopot - poinformował Damiani, który zaprzeczył też możliwości zorganizowania na Monzy dwóch wyścigów, przy czym ten drugi miałby się odbywać na innej konfiguracji toru. Taki wariant rozważany jest w kontekście Austrii czy Wielkiej Brytanii.
- U nas to niemożliwe. Tory mają swój kierunek jazdy, który uwzględnia zamontowanie w odpowiednim miejscu barier ochronnych, krawężników, itd. - podsumował Damiani.
Czytaj także:
Dietrich Mateschitz ratuje F1. Właściciel Red Bulla straci miliony na wyścigach
Nici z ambitnych planów Bergera. DTM w rozsypce