Tomasz Lorek: Ostatni tacy artyści - rzecz o freestyle motocrossie
Nad ranczo w kalifornijskim Temecula powoli wschodzi słońce. Do drzwi przestronnego domu zawieszonego nad gigantycznym torem do freestyle motocrossu puka dwóch dżentelmenów.
Jeden z nich trzyma w ręku nowiuteńki kask, drugi podziwia pachnący świeżością tatuaż. - Zanim założę kask i zacznę trenować nowe triki, muszę upuścić go na ziemię. Dopiero wtedy gdy pojawi się na nim choć jedna rysa, poczuję się bezpiecznie - mówi Adam Jones. Koledzy z toru mówią o nim "Angry" Adam (zły, niepocieszony), bo słynie z sarkazmu i wiecznie demonstruje kwaśne miny, choć tak naprawdę jest pogodnym człowiekiem. - Poza tym, że nie lubię sędziów, którzy oceniają moje skoki, podoba mi się cała planeta. Za żadne skarby nie chciałbym chodzić codziennie do pracy. Człowiek żyje tylko wtedy kiedy frunie na motocyklu w powietrzu - dodaje "Angry" Adam.
Jones i Stenberg ponownie pukają do drzwi. Otwiera lekko zaspany Nate Adams. - Wejdźcie, właśnie wczytuję się w Biblię - mówi Nate. Na torze nosi przydomek "Niszczyciel", bo ewolucje, które wykonuje są perfekcyjne technicznie i niedoścignione dla rywali. Prywatnie Nate to prawdziwy anioł. - Czytam codziennie Biblię, ale nie chcę, aby uważano mnie za religijną osobę. Jezus przeważnie wpadał w gniew kiedy stykał się z osobami, które pochodziły z kręgów głęboko religijnych. Pamiętacie jak przepędził ze świątyni handlarzy? Biblia sprawia, że uspokajam się. Troszczę się o kontakt z drugim człowiekiem - mówi dwukrotny zwycięzca serii Red Bull X - Fighters.
Jeremy Stenberg w akcji:
Jego dom jest otwarty dla wszystkich. Dziś śniadanie zjedzą z nim Jones i Stenberg, ale całkiem normalne jest to, że w ciągu dnia czy też w środku nocy wpadnie na pogawędkę Robbie Maddison czy Andre Villa - gwiazdy freestyle motocrossu, ale przede wszystkim przyjaciele Nate’a Adamsa. - Prześcigamy się w kreatywności. Każdy z nas chce zaskoczyć nowym trikiem, pragnie wymyślić nową kombinację skoków, ale po zawodach razem bawimy się na after party. Pewnego razu sędziowie przyznali mi lepsze noty za styl, różnorodność, wrażenia artystyczne i wykorzystanie toru, a Japończyk Eigo Sato wcale nie był załamany faktem, że gorzej wypadł w oczach arbitrów. Podszedł do mnie tuż po zawodach i powiedział: widzisz, Nate i znów Ameryka pokonała Japonię, znów jest jak w operze Giacomo Pucciniego "Madame Butterfly". Przytulisz mnie? Będziesz bardziej wyrozumiały dla Cio-cio-san płaczącej za Pinkertonem, wyglądającej za łodzią na horyzoncie i biednej Suzuki? Uśmialiśmy się z kolegą samurajem do łez. Współczesny freestyle motocross różni się od początków tego sportu z lat 90 - tych, kiedy imprezy były ekstremalnie huczne, ale to wciąż zajęcie dla pozytywnie zakręconych ludzi. Jeśli zobaczę trik u kolegi, podbiegam do niego, pytam o wrażenia i biję brawo. To kanon freestyle motocrossu. Brak bezpośredniej rywalizacji, nie ma walki na łokcie, aby zmieścić się w pierwszym wirażu. To wspaniałe, że Bóg dał mi dar do podniebnych ewolucji. Jestem szczęściarzem - mówi Adams.