Milczał pół roku, nie odpisywał na wiadomości, nie odbierał telefonów. Przyznał później, że ciężko z nim miała przede wszystkim rodzina. Dziękował za wsparcie, ale nie owijał w bawełnę: "Trudno było ze mną wytrzymać". Później mówił jeszcze o bólu, który nie pozwalał mu wstać z łóżka i o tytanicznej pracy, która wynikała z odpowiedzialności za reprezentację. Historia walki o powrót do zdrowia Jakuba Błaszczykowskiego musi mobilizować innych piłkarzy. I - inaczej niż dwa lata temu przed Euro - nikt nie zadaje już pytania, czy zdąży. Wszyscy wiedzą, że akurat on na pewno da radę.
O tym, że się kończy, słyszał już często, zdrowie go nie rozpieszczało. Jeśli powtarzane hasło o tym, że po kontuzji wraca się mocniejszym, byłoby prawdziwe, Błaszczykowski stałby się najmocniejszy i niezniszczalny. Kontuzja zatrzymała go w drodze na Euro 2008, z poważnym urazem walczył też grając w Borussii. Przed wyjazdem do Francji dwa lata temu przechodził taką samą drogę co teraz przed mundialem, a nie przeszkodziło mu to zostać najlepszym polskim zawodnikiem na turnieju.
W marcu 2016 roku był zresztą w jeszcze gorszej sytuacji, bo wtedy kadra pomyślała, że sobie bez niego poradzi. Zdejmowanie Błaszczykowskiemu opaski kapitana z ramienia zazgrzytało, pierwszy raz na linii Kuba - reprezentacja był potężny szum na łączach. Błaszczykowski przyleciał do Poznania na towarzyski mecz z Serbią wiedząc, że jeśli mu nie wyjdzie, trener będzie miał już oficjalny powód, by go na Euro nie powoływać.
Mecz mu wyszedł, Polska wygrała 1:0, po jego golu. Nie wszystkim było z tym po drodze, ale na szczęście dla Adama Nawałki liczy się tylko to, co piłkarz ma do zaoferowania na boisku. Po dwóch latach Błaszczykowski wraca do Poznania na mecz towarzyski reprezentacji z Chile, będąc pewnym miejsca w 23-osobowej kadrze na mundial w Rosji, mimo że w sezonie zasadniczym Bundesligi w tym roku zagrał w dwóch meczach, dokładnie 86 minut. Bo nikt już nie wątpi - bez niego ta drużyna nie biłaby równym rytmem.
Błaszczykowski jest zagrożonym gatunkiem piłkarza, powinien być pod ochroną. Nie pasuje do każdego zespołu, nie jest najemnikiem, który szuka tylko lepszego kontraktu, myśli głową, ale gra sercem. Kiedy odchodził z Borussii, Dortmund płakał i pisał o nim piosenki. Ile znaczy dla reprezentacji zrozumiemy dopiero, kiedy przestanie dostawać powołania. Bo jak sam powiedział - nigdy nie zrezygnuje z gry dla Polski, ale może się wkrótce okazać, że jest po prostu za słaby.
Kuba to charakter, który przekłada się na reprezentację, jaką kochamy. Tak, kadrę, o której sile świadczy Lewandowski, która ma świetnych bramkarzy, a jeszcze niedawno miała skałę w obronie i żelazne płuca w pomocy. Ale to na Błaszczykowskiego można patrzeć, kiedy jest źle, kiedy coś się nie układa, bo ten piłkarz opanował sztukę podnoszenia się z kolan najlepiej ze wszystkich.
Dwa lata temu przypadkowo spotkaliśmy się na urlopie. Sześcioletni chłopiec rozpoznał Kubę na korytarzu i zapytał ojca, czy to ten, który nie strzelił karnego z Portugalią i przez niego odpadliśmy z Euro. Błaszczykowski to słyszał, uśmiechnął się pod nosem. Następnego dnia na śniadaniu przywitał się z chłopcem mówiąc: "Cześć, to ja nie strzeliłem tego karnego z Portugalią" - i dosiadł się do stołu.
Kiedy we wtorek w Arłamowie podczas wywiadu usłyszałem od niego: - "Tak, podejdę" - zanim zdążyłem zapytać o strach przed karnym na mundialu, po raz kolejny zrozumiałem, z kim mam do czynienia. Błaszczykowski znowu założył się z losem, podjął wyzwanie.
Michał Kołodziejczyk
ZOBACZ WIDEO MŚ 2018. Jakub Błaszczykowski dla WP SportoweFakty: Nie mogłem wstać z łóżka bez tabletek. Nie myślałem nawet o treningu