Mundial 2018 - historia. Kuriozalny awans Chile na MŚ 1974 po meczu z rywalem widmo

PAP/EPA / Werek Natascha Haupt / Piłkarze reprezentacji Chile podczas meczu z RFN podczas MŚ 1974. Drużyna niemiecka zwyciężyła 1:0.
PAP/EPA / Werek Natascha Haupt / Piłkarze reprezentacji Chile podczas meczu z RFN podczas MŚ 1974. Drużyna niemiecka zwyciężyła 1:0.

Chile rozpoczyna grę o awans na mundial i po chwili strzela gola. Następnego dnia media z hukiem ogłoszą: "Po pokonaniu ZSRR jedziemy do RFN!". Po czym krótko wspomną, że 21 listopada 1973 roku rywali w ogóle nie było na boisku...

W tym artykule dowiesz się o:

Legenda spotkania określonego dzisiaj mianem "najbardziej żałosnego meczu w historii" zaczęła się kilka tygodni wcześniej. Z dala od stadionów. 11 września 1973 roku doszło w Chile do przewrotu wojskowego. Pucz generała Augusto Pinocheta obalił prezydenta Salvadora Allende. Socjalistyczny rząd rozwiązano, rozpoczęły się represje. Ludzi aresztowano, torturowano, mordowano. Działania prowadzono na taką skalę, że w pewnym momencie zabrakło miejsca w więzieniach. Wtedy osoby "zagrażające władzy" zaczęto umieszczać na stadionach, m.in. Estadio Nacional w Santiago.

Arbiter był antykomunistą

Tymczasem z dala od politycznych gabinetów dobiegały końca kwalifikacje do piłkarskich mistrzostw świata. Do rozegrania pozostał już tylko baraż, w którym zwycięzca jednej z grup eliminacyjnych w Ameryce Południowej musiał zagrać z triumfatorem dziewiątej grupy w Europie. Na siebie trafili Chile i ZSRR. Pierwsze starcie zaplanowano w Moskwie.

Pinochet, który u siebie w kraju obalił socjalistyczną władzę, nie chciał nawet słyszeć o wyjeździe kadrowiczów do Związku Radzieckiego. Junta zakazała obywatelom jakichkolwiek podróży, a na dodatek gwiazdy drużyny - Carlos Caszely i Leonardo Veliz - deklarowały się, jako sympatycy socjalizmu. Ostatecznie jednak udało się przekonać generała, że spotkanie może przynieść wiele korzyści. Zespół mógł wyjechać do rosyjskiej stolicy. Padł remis 0:0. Dzięki świetnemu golkiperowi i sędziemu. Armando Marques robił bowiem co mógł, by Chilijczycy wywieźli z Europy dobry rezultat.

- Arbiter był jawnym antykomunistą. Wraz z Francisco Fluxą, przewodniczącym federacji, przekonaliśmy go, żeby nie pozwolił nam przegrać i prawda jest taka, że pomógł nam w znaczący sposób - podkreślał po latach Hugo Gasc, jedyny dziennikarz, który poleciał z Santiago na pamiętne starcie.

Anglik liczył na wycofanie się Polski

Rewanż miał się odbyć na Estadio Nacional, który jednak został zamieniony w więzienie! To wywołało oczywiście ogromne zamieszanie. Rodzima federacja sugerowała przeniesienie meczu do Visca El Mar, ale na to nie godził się Pinochet. On bowiem chciał, by znienawidzeni przez niego Sowieci zagrali na tym samym boisku, na którym parę dni wcześniej zabijano komunistów. ZSRR złożyło więc do FIFA oficjalny protest, by mecz przenieść na neutralny teren. Podobnie jak kilkanaście tygodni wcześniej starcie Bułgarii z Irlandią Północną w czasie niepokojów w Belfaście. Anglik Stanley Rous, ówczesny szef FIFA, miał jednak inny plan...

Jego rodacy w ogóle nie zakwalifikowali się na mundial. Na ich drodze stanęła Polska. Słynny "zwycięski remis" na Wembley kosztował mistrzów świata z 1966 roku awans, ale Rous wierzył w przepchnięcie rodaków na imprezę tylnymi drzwiami. Liczył, że jeśli wyrazi zgodę na mecz w Santiago, to turniej zbojkotują kraje bloku komunistycznego, w tym Polska. FIFA jednak musiała wysłać komisję, która miała zbadać, czy stadion jest więzieniem. Pinochet oczywiście kazał wywieźć większość osadzonych, innych służby ukryły w zamkniętych pokojach stadionu i tunelach obiektu. Działacze FIFA i dziennikarze nikogo nie znaleźli.

Wstyd dla całego świata

Oficjalnie nie było przeciwwskazań, więc mecz mógł się odbyć. Ale ZSRR odmówił przyjazdu. Jako powód podano "kwestie humanitarne”. Prawdopodobnie obawiano się jednak porażki, która mogłaby zostać wykorzystana propagandowo przez juntę w Chile. Podobne zdanie ma zresztą obrońca ówczesnej Sbornej, Jewgenij Lowczew. - Przypuszczam, że gdybyśmy wygrali u siebie, pozwolono by nam zagrać rewanż - stwierdził.

W związku z niestawiennictwem rywali, Chilijczykom przyznano walkower,. Pinochet jednak nie mógł sobie pozwolić, by nie świętować nawet takiej wygranej z wrogiem i... postanowił rozegrać spotkanie! To nic, że nie było przeciwnika. Zrobił z tego festyn, nakazał normalną sprzedaż biletów. Pojawiło się około 18 tysięcy widzów, piłkarze odsłuchali hymnów, po czym odegrali scenkę rozpoczęcia pojedynku. Czterej piłkarze wymienili kilka krótkich podań, po których piłka wylądowała w siatce. Gola strzałem z najbliższej odległości zdobył Francisco Valdez. Po tej bramce sędzia zakończył mecz.

Zaraz po całym przedstawieniu z gratulacjami do zawodników pospieszył sam przywódca. Piłkarze nie byli jednak dumni z uczestnictwa w tej szopce, a Carlos Caszely nie podał ręki wodzowi. - To była najbardziej niedorzeczna rzecz w historii futbolu, wstyd dla całego świata - wytłumaczył po latach. Podczas mundialu w RFN ówczesny gwiazdor kadry przeszedł do historii, otrzymując pierwszą czerwoną kartkę w MŚ w przegranym meczu przeciwko gospodarzom. Chilijczycy odpadli tam w grupie. Zdobyli ledwie dwa punkty, remisując z NRD i Australią.

Podobnie jak start Chile, nie powiódł się także spisek brytyjskiego szefa FIFA. Wbrew temu, na co liczył Stanley Rous, ZSRR nie naciskał na wycofanie się swoich sojuszników. A turniej wygrali Niemcy.

ZOBACZ WIDEO Kuba Błaszczykowski wykonuje tytaniczną pracę. "Prawdziwą weryfikacją będą mecze towarzyskie"

Komentarze (1)
Tomasz Zalewski
8.06.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Przeżyłem te czasy i też mnie wqrw Junta z Chile ale Sowieci nie lepsi powinni zagrać ich sprawa a jak najechali Afganistan to co lepsi.