Michał Kołodziejczyk z Kazania
Wierzyliśmy w okrągłe słowa. Nie domagaliśmy się wyjaśnień. Nawet żartowaliśmy z tego, że zamiast przyprowadzać trenera na konferencje, mogliby puścić jego wypowiedzi z odtworzenia sprzed lub po ostatnim meczu. Adam Nawałka ciągle analizował, dokonywał szczegółowej oceny, ważna była dla niego zarówno defensywa, jak i ofensywa, szanował rywali, skupiał się na najbliższym przeciwniku, no i liczyło się dla niego przygotowanie zarówno fizyczne, jak i motoryczne, techniczne oraz oczywiście "mental". Mówił tak nudno, że chyba uśpił sam siebie i przespał najważniejszy turniej w swojej trenerskiej karierze.
Kiedy ktoś jest fanatycznie zorganizowany, gubi się w kryzysowym momencie. Ktoś, kto regularnie zapomina telefonu, wie, jak po niego wrócić zachowując spokój, a jednocześnie nie spóźnić się do pracy. Ktoś, kto nigdy nie zapomina telefonu i zdarza mu się to po raz pierwszy, w panice może wyskoczyć z jadącego pociągu podmiejskiego i starać się szybko zmazać plamę na własnym honorze. W Rosji Nawałka wyskoczył z pociągu. Nie potrafił przygotować odpowiednio zespołu do kluczowego meczu z Senegalem, a dokonując rewolucyjnej zmiany na spotkanie z Kolumbią wykonał gest frustrata - jakby chciał pokazać, że nie ma lepszych piłkarzy, że kogo nie wystawi, Polskę i tak czeka porażka.
Tyle tylko że to on miał sprawić, żeby było inaczej. Ani razu nie uderzył na alarm, nie sugerował kłopotów, zapewniał, że wszystko idzie zgodnie z planem. W decydującym meczu z Kolumbią zagrał va banque, tylko że wtedy było już za późno. Jeśli obawiał się o formę liderów kadry, powinien to dostrzec wcześniej i testować młodzież w meczach towarzyskich dając do zrozumienia, że liczy na nią w kluczowych momentach. Stawiał na starą gwardię, a później ją zdradził zrzucając na nią winę za Senegal. Nikt nie powie głośno o podzielonej kadrze, ale ten podział dokonał się automatycznie.
ZOBACZ WIDEO Mundial 2018. Polska - Kolumbia. Ostre komentarze po kompromitacji. Kołodziejczyk: Niżej upaść się nie da
Na stadionie w Kazaniu wszyscy polscy piłkarze mówili o tym, że nie chodzi o personalia, że z taką Kolumbią nie mieliby szans wygrać będąc nawet w optymalnej formie i w najsilniejszym zestawieniu. Dziwne, bo takich słów nie słyszeliśmy na Euro, kiedy w grupie mierzyliśmy się z aktualnymi mistrzami świata Niemcami, a po ćwierćfinałowej porażce z przyszłymi mistrzami Europy, Portugalią, dowiadywaliśmy się, że zabrakło tylko odwagi i wiary w to, że rywali warto docisnąć i strzelić zwycięskiego gola. Kolumbia na mundialu była zdecydowanie silniejsza od Polski, ale od Polski jakiej za Nawałki zapomnieliśmy - bez skrzydeł, bez zębów i bez pomysłu. Bo jeśli jednych szans nasi zawodnicy upatrywali w długich podaniach na pole karne przeciwnika, trudno było oczekiwać sukcesu.
Nawałka świetnymi wynikami w ostatnich latach dostał u kibiców nieograniczony kredyt zaufania z wyjątkowo niskim oprocentowaniem. Zasłużył, nikt nie zabierze mu tego, co z kadrą osiągnął. W Kazaniu zachował się jednak tak, jakby na złość mamie chciał odmrozić sobie uszy. Aż trudno wyobrazić sobie biadolenie, jakie byłoby w narodzie, gdyby Kamil Grosicki, Jakub Błaszczykowski i Arkadiusz Milik nie mogli zagrać w którymś z meczów eliminacji. W najważniejszym meczu tego pokolenia selekcjoner zrezygnował z nich jednak na własne życzenie. A warto przypomnieć, że Nawałka na poważnie zastanawiał się także nad wykreśleniem z listy startowej na Kolumbię Łukasza Piszczka. Trener wyrzucił ze swojej talii asy i może łudził się, że nikt nie powie "sprawdzam". Za klęskę na mundialu odpowiada tylko on, nawet jeśli więcej niż połowa leży po stronie zawodników.
Teraz szafa już się otworzyła, trupy zaczną z niej wkrótce gęsto wypadać, a z książek o reprezentacji dowiemy się czegoś więcej, niż tego że selekcjoner nie lubi, kiedy autokar cofa, a Michał Pazdan lubi krem truskawkowy. Ta kadra ma też inne oblicza. Może dowiemy się, że przygotowania fizyczne do turnieju zostały koncertowo zepsute i to dlatego piłkarze biegali w meczu z Senegalem jakby nogi mieli po kolana w budyniu, może dowiemy się, że jednak upał w Soczi byłby świetny, ale tylko na urlop. Być może wyjdzie na wierzch, że jednej grupie piłkarzy nie podobał się sposób spędzania wolnego czasu przez drugą i wcale nie chodzi o to, że zwolennicy Playstation złoszczą się na tych, którzy wybrali xboxa.
Adam Nawałka powinien zrezygnować z pracy jak najszybciej. Nie zrobi już tego przed ostatnim meczem na mundialu z Japonią, ale dobrze byłoby, gdyby oddał buławę zaraz po powrocie do Polski. Nawałki nie wolno odsądzać od czci i wiary, robić z niego patałacha i obwiniać za całe zło w naszym futbolu. Powinien zostać pożegnany godnie dla najlepszego selekcjonera naszej reprezentacji w XXI wieku. Dał nam tyle radości, co wszyscy inni trenerzy reprezentacji w ostatnich trzydziestu latach razem wzięci, można nawet wybudować mu mały pomnik - z brązu. Dzięki niemu uwierzyliśmy, że możemy wygrywać z najlepszymi, to on przeprowadził drużynę zwycięsko przez dwie rundy eliminacji, a na Euro dał nam miejsce w najlepszej ósemce. Tyle że teraz sam nam odebrał - i radość, i wiarę. Tej reprezentacji już nie ma. Zostały nam piękne wspomnienia.
Michał Kołodziejczyk
Zobacz inne teksty autora