Marek Wawrzynowski z Rosji
W 1994 roku w Stanach Zjednoczonych niemieccy piłkarze poskarżyli się swojemu selekcjonerowi: "Jest tak gorąco i duszno, że nie da się biegać". Berti Vogts, wedle legendy, spojrzał na nich z pogardą i powiedział: "Macie tak zapier… żeby zrobiło się wam chłodno". Wtedy Niemcy wiele w turnieju nie zdziałali, ale przynajmniej zagrali w ćwierćfinale. A w meczu decydującym o wyjściu z grupy pokonali Koreę Południową 3:2. Teraz widocznie nie miał kto im powtórzyć tych słów i nie byli w stanie strzelić nawet jednej bramki.
Jeśli wtedy ich występ został oceniony jako klęska, to co powiedzieć teraz? W Rosji, po raz pierwszy w powojennej historii, nie wychodzą z grupy. Ich występ na mundialu 2018 to jedna z największych kompromitacji niemieckiej drużyny w historii. Podobnie było tylko podczas EURO 2000 i 2004, co doprowadziło do wielkich zmian i odrodzenia niemieckiego futbolu. Nie mam wątpliwości, że teraz też będzie trzęsienie ziemi i koniec Joachima Loewa. Przecież już przed mundialem w Brazylii mówiono, że jeśli nie wygra złota, to się pożegna. Przegraną w Euro 2016 usprawiedliwiono, bo przecież celem miał być mundial w Rosji. Ten występ jest więcej niż klęską.
Niemcy w meczu z Koreą Południową grali dokładnie tak jak zawsze. Technicznie, kombinacyjnie na bardzo wysokim poziomie, oddali 26 strzałów. Wszystko wyglądało jak zawsze, tyle że wolniej. Nie trochę, a znacznie wolniej. Biegali, jakby mieli kilka kilogramów w nogach więcej, ich akcje nie miały tempa, wszystko to było straszliwie powolne, nawet strzały były lekkie. Tak jakby robione od niechcenia.
Wydawało się, że po meczu ze Szwecją i fenomenalnym rzucie wolnym Toniego Kroosa w 95. minucie Niemcy dostały drugie życie. Ale go nie wykorzystały. Czy to jakiś koniec świata? Spodziewam się raczej szukania realnych przyczyn, analizy i korekty a nie polowania na czarownice. Pamiętajmy, że od 2006 roku Niemcy byli w półfinale na każdej dużej imprezie, klęska - bo tak to trzeba nazwać - nie zmienia faktu, że mają tabuny uzdolnionych piłkarzy, że ich futbol to potęga. Widzę nad Wisłą wielkie podniecenie po niemieckiej klęsce, ale przecież to tak, jakbyśmy cieszyli się, że w BMW, Mercedesie, Audi i Porsche w tym samym czasie zabrakło benzyny, samemu nie mając przemysłu samochodowego.
Ale teraz stare zasługi się nie liczą. Co dalej? Na pewno pojawi się wiele kontrowersji dotyczących powołań. Choćby taka, że nie pojechał Leroy Sane i nie było nikogo, kto odwróciłby losy meczu. Bo taka rola mediów - selekcjoner wybiera przed, dziennikarze oceniają po. I "po" trzeba powiedzieć sobie jasno, że Niemcom zabrakło kogoś, kto by przyspieszył, zmienił losy meczu. Kroos w meczu ze Szwecją dał radę, ale teraz nie był w stanie. Loew pogubił się wstawiając na boiska w trudnych chwilach Mario Gomeza, który po raz kolejny udowodnił, że nadaje się na mecze towarzyskie, ale niewiele więcej. Jego szczytem możliwości, nieco niezrozumiałym, była faza grupowa EURO 2012. Poza tym Jorgi Loew zawsze miał z nim problem. I miał rację. Co go podkusiło, żeby zmienić zdanie?
Katastrofalnie zagrał Mesut Oezil, który nic nie wniósł. A w związku z aferą polityczną i poparciem dla prezydenta Turcji Erdogana, może mieć problemy z dalszym funkcjonowaniem w kadrze.
Choć tak naprawdę, można sobie pogadać, ale przyczyna musi być głębsza. Przecież Niemcy powinni wygrać z Koreą i bez tych niepowołanych i z tymi powołanymi. Po prostu coś nie zagrało w przygotowaniach, zobaczyliśmy zespół, który nie jest w stanie przyspieszyć w kryzysowej chwili. To co jest pewne, to to, że w czwartek zapowiada się pasjonująca lektura niemieckiej prasy.
ZOBACZ WIDEO Co z przyszłością reprezentacji? Kadrowicze potrzebują czasu