Z Moskwy Mateusz Skwierawski
Obcokrajowiec powie po mundialu: w Rosji można się bawić, jak się chce. Wszystko tu można. To super kraj, przyjazny.
Młody, na oko kilkunastoletni chłopak, wolontariusz pomagający przy organizacji mistrzostw chyba też w to uwierzył. Jego zakres obowiązków ma ograniczać się do prostych komunikatów. Pod stadionem działa w wyznaczonym sektorze, w którym porusza się z megafonem. Co jakiś czas przykłada mały mikrofon do ust i powtarza: "drodzy kibice, pozostało niewiele czasu do meczu. Sektory A, B i C zostały otwarte. Zapraszamy do bramek, udanej zabawy!".
Fala entuzjazmu rozgrzanych fanów z Ameryki Południowej w pewnym momencie podziałała na jego wyobraźnię. Te jaskrawe, wyraziste kolory ubrań, energiczne ruchy biodrami akcentujące takty w latynoskich piosenkach i głośne śpiewy przeniosły go do innego świata. Poczuł, że i on może oddać się zabawie. Podniósł megafon i krzycząc "vamos" chciał się do barwnej grupki fanów przyłączyć. Zanim ktoś z tłumu zareagował, przy chłopaku stał już smutny pan w wojskowym mundurze. Przy wszystkich, kibicach i innych wolontariuszach, nachylił się nad chłopakiem i nawrzeszczał jak na psa. Zachowanie chłopaka, odstępstwo od wyznaczonej normy, nie miało się już prawa powtórzyć.
W tym przypadku mundurowy okazał miłosierdzie. Gorzej trafił inny rosyjski kibic. Po meczu z Hiszpanią i sensacyjnym awansie Sbornej do ćwierćfinału mundialu poniosły go emocje. Fakt, na pewno wiedział, że dużo ryzykuje, wskakując na policyjny radiowóz. Pomysł był głupi, ale mężczyzna przecież nie chciał zrobić nikomu krzywdy. Reakcja była jednak natychmiastowa: dwóch policjantów błyskawicznie wyskoczyło z samochodu, bez sprawdzenia dokumentów i zadawania pytań przewrócili go na asfalt i energicznymi uderzeniami pałką spuścili porządny łomot na oczach wszystkich. I pojechali.
Nieprawdą byłoby napisać, że w Rosji jest źle, niebezpiecznie i ponuro. Nie, jest zupełnie odwrotnie. Na ulicy można poczuć się swobodnie jak na własnym podwórku, nikt przecież nie zaczepia, policja nauczyła się nawet uśmiechać. W rozmowach łamanym angielskim z przyjezdnymi często powtarza też przyjazny zwrot "my friend".
Ale w Rosji podczas mundialu obowiązują tak naprawdę dwa prawa: dla obcokrajowców i dla mieszkańców.
Przyjezdni mogą w zasadzie wszystko: głośno śpiewać na ulicy, słuchać muzyki i pić alkohol w miejscach publicznych. Nawet w nocy. To oczywiście nic szczególnego, ale Rosjanie o takim przywileju mogą pomarzyć. Alkohol mogą na przykład spożywać tylko w restauracjach i to w wyznaczonych miejscach. Cisza nocna to w tym państwie świętość. Od godziny 22 do 6 rano najlepiej żeby nikt podniesionym głosem nie mówił. W nocy dzielnice patrolują radiowozy. Ale jak już Kolumbijczycy śpiewają, to funkcjonariusze OMON-u (jednostki sił specjalnych!) tylko grzecznie podchodzą, pokazując telefon z przetłumaczonym w aplikacji zdaniem: "proszę o ciszę".
Rosjanin w najlepszym przypadku dostałby mandat.
Świat idealny
Moskwę odwiedziliśmy półtora miesiąca przed mundialem. Na kilka dni. Już wtedy miasto było dobrze przygotowane do mistrzostw. Dobrze, czyli mało było w nim rzeczy, do których można się było przyczepić. Podczas trwania mundialu trzeba się naprawdę postarać, żeby coś skrytykować. To oczywiście dobrze, nawet świetnie, i szczerze gratulujemy! Ale zaraz zaraz, co stało się z biednymi ludźmi, którzy na ulicach proszą o pieniądze? W mieście nie spotkamy też żadnego pijaka, ani chuligana. Nikt nikogo nie prowokuje, nie zaczepia.
Ludzie zachowują się trochę jak na planie filmowym "Truman Show". Trumana Burbanka (granego przez Jima Carrey'a) od urodzenia otaczali aktorzy. Miał też wyreżyserowanych przyjaciół, pracę. Ci sami ludzie mówili mu "dzień dobry", gdy szedł do sklepu, a ta sama starsza pani proponowała gazetę w kiosku. Jego życie śledziło pięć tysięcy kamer, scenariusz zakładał nawet, jaka będzie pogoda. Wszystko było perfekcyjnie dopracowane do momentu, aż na chodnik spadł element scenografii: lampa, która oświetlała wielkie studio filmowe. Wtedy dorosły Truman zaczął zadawać pytania.
Pomyśleliśmy: a może to jednak normalne, nowe rosyjskie zwyczaje? Nasz przewodnik Viktor, urodzony poza miastem, ale od kilku lat mieszkający w Moskwie, odpowiedział. Zapytaliśmy go wprost o realia, jakie panują w mieście, ale nie podczas wielkiej imprezy.
- Na czas mistrzostw pracuje znacznie więcej jednostek policji niż zwykle. Mają przewidywać i zapobiegać sytuacjom, które mogłyby pokazać nasz kraj w negatywnym świetle. Ludzie dostali jasny przekaz: jeżeli będą zakłócać porządek, zostaną ukarani. Myślę, że nikt nie chce przekonać się na własnej skórze, w jaki sposób. Prawda jest niestety dużo smutniejsza. Większość ludzi jest takich, jak mówi stereotyp: lubią dużo wypić i często są niemili, chamscy. To podejście mogło się też zmienić przez euforię, jaka zapanowała po wynikach naszej reprezentacji. Taka nasza mentalność: jak jest źle, to ludzie krytykują. Jak dobrze, pokazują swój patriotyzm - opowiada.
Władze stanęły na głowie, żeby w świat poszedł jeden przekaz: że Rosja to fantastyczny kraj, pod każdym względem. Dlatego wolontariusze, ludzie pracujący przy organizacji mistrzostw, ciągle dopytują: czy wszystko jest w porządku? Czy czegoś nie brakuje? Co sądzisz o Rosji?
W głównych stacjach telewizyjnych w kółko odtwarzane są przetłumaczone na język rosyjski wypowiedzi kibiców z innych krajów. Wypowiedzi wychwalające Rosję i organizację turnieju.
Malujemy, co się da
Władze postarały się, by ładny był też wystrój miast. Nawet w tych biedniejszych dzielnicach. Z krajowego budżetu przeznaczono pieniądze na dekorację fasad budynków w Moskwie. Ivan Panteleev, dyrektor artystyczny firmy Novatek, miał zadbać, by na blokach pojawiły się duże i kolorowe murale, które nadadzą stolicy styl. Na jednym z nich, dwunastopiętrowym budynku, namalował między innymi portret swojej żony - atrakcyjnej blondynki, która w krótkich spodenkach i obcisłej bluzce trzyma w dłoniach piłkę na tle błękitnego nieba.
W Wołgogradzie tuż przed mundialem oddano piękny dworzec kolejowy. Duży biały budynek z widocznym zegarem na szczycie wieżyczki i odrestaurowaną fontanną Barmalej - symbolem bitwy stalingradzkiej. Pół roku przed mistrzostwami daleko mu było do świeżości. Kilka lat wcześniej doszło tam bowiem do zamachu. Mężczyzna postawił na taśmie urządzenia do prześwietlenia bagażu plecak z ładunkiem wybuchowym. Eksplozja zniszczyła budynek, wyleciały z niego wszystkie szyby. Szesnaście osób zginęło, w tym czternaście na miejscu. Pięćdziesiąt zostało rannych. To miał być jeden z planów na storpedowanie olimpiady w Soczi.
Putin do czegoś podobnego nie mógł dopuścić pięć lat później.
W Kazaniu też można się zakochać. Główna ulica, Bauman, tętni życiem. Jest europejsko. Wiele tam ładnych kawiarenek i restauracji z kuchnią gruzińską, tatarską, ale i klasyczną włoską. Kanał Bolaq z równo wystrzyżonym żywopłotem i piękne bulwary, które - jak się okazało - też powstały na potrzeby turnieju. W tym mieście malowano również trawę na zielono.
Nie trzeba się długo zastanawiać, żeby uświadomić sobie, że władza lubi mieć oko na najmniejsze szczegóły. Najpopularniejsza aplikacja w kraju "yandex", służy nie tylko do poruszania się tanimi taksówkami. To też główna wyszukiwarka w internecie, wielu Rosjan korzysta z poczty yandex, można też sprawdzić w aplikacji pogodę i skorzystać z nawigacji 3D. Pakiet kompletny, by w jednym miejscu śledzić każdy twój krok.
Rosja jak wesele
Miasta, w których rozgrywane są mecze mundialu, mają pachnieć. Jeżdżące po nich traktory wyposażone w pompę wodną to częsty obrazek. W taki sposób myje się tu chodniki i ulice, kilka razy dziennie. Do połowy na biało malowane są drzewa, słupy i chodniki. Wystarczy wyjechać kilkadziesiąt kilometrów z dużej aglomeracji, by przekonać się, że gdzie indziej nie jest to normą. Chociażby w Dzierżyńsku, pół godziny jazdy od Niżnego Nowogrodu (rozegrano tam sześć meczów mistrzostw).
Wjeżdżając samochodem w dziurę w jezdni można wybić sobie zęby. Asfalt w piachu, przy poboczu śmieci, a wzdłuż jezdni biegają bezpańskie psy.
- Rosja jest jak film "Gorko" - Viktor porównuje kraj do popularnej rosyjskiej komedii przedstawiającej typowe tutejsze wesele. Zabawa wymyka się spod kontroli z każdą godziną, goście przesadzają z alkoholem, dochodzi pomiędzy nimi do bójki, a na koniec świadek półprzytomny od wódki strzela koledze w nogę. - I przaśna, i rubaszna, głośna, pełna kontrastów. Da się lubić, oczywiście. Jest tu wiele pięknych miejsc, wspaniałych ludzi, ale w rzeczywistości tak to nie wygląda - opowiada Viktor.
I zdaniem "przyjedźcie tu za cztery miesiące" nawiązał do ostatniej sceny "Truman Show". Gdy główny bohater, poszukując prawdy, wypłynął statkiem w nieznane, by przekonać się, czy to faktycznie fikcja. I przednią częścią kadłuba przebił ścianę filmowego studia.
ZOBACZ WIDEO Mundial 2018. Pocztówka z Dzierżyńska. Miasto które na wiele lat wymazano z mapy