Mundial 2018. Francja - Chorwacja: Wielki finał wielkich drużyn

Getty Images / Alexander Hassenstein / Na zdjęciu: reprezentanci Francji
Getty Images / Alexander Hassenstein / Na zdjęciu: reprezentanci Francji

Różnie mówią. Ale niektórzy się nie hamują, dla nich rosyjski mundial jest najlepszym - i to pod każdym względem - w historii. Taki turniej zasługuje więc na godne zakończenie. Początek finału Francja - Chorwacja o godzinie 17.

Z Moskwy Paweł Kapusta

Krąży po sieci filmik. Malutki chłopczyk, uzbrojony w cienki patyk, skacze z kamienia na kamień i pilnuje pasących się w okolicy kóz oraz owiec. Zawiewa zimnawy wiatr, rodzice ubrali więc go w przydługą kurtkę. Kazali wypatrywać czających się na wzgórzach wilków. Chłopiec ma pięć lat, żyje w biedzie. Dopiero za kilka lat zacznie się wspinać po futbolowych szczeblach. Raz po raz będzie wtedy słyszał: na granie w piłkę jesteś za mały, zajmij się lepiej czymś innym. Wiele lat później, podczas konferencji prasowej przed wielkim finałem mistrzostw świata, jeden z dziennikarzy zada mu pytanie:

- Co dzisiaj odpowiesz osobom, które chciały cię skreślić z listy zawodników, bo byłeś za mały?

- Powiem tylko: nigdy się nie poddawajcie i nie przestawajcie marzyć.

Kozy pasł, marzył i na pytanie odpowiadał Luka Modrić. Piłkarz genialny, zaliczający mundial - marzenie, tytuł najlepszego zawodnika globu mający w tym roku na wyciągnięcie ręki. Wystarczy postawić w niedzielę "kropkę nad i".

Futbol z biedy

Można się czasem zżymać na robienie z piłki nożnej sprawy życia i śmierci, wyolbrzymianie jej roli, mówienie o futbolu jak o kwestiach ostatecznych. Być może jest w tym sporo racji, szczególnie w przypadku piłki klubowej, jeśli jednak to robić, to właśnie przed meczem nad mecze, przed wielkim finałem mistrzostw świata. Bo takie przesłania jak modriciowe "nigdy się nie poddawaj" docierają do najdalszych rejonów świata. Odciskają piętno na dzieciakach, dla których piłka jest często jedyną szansą na wyrwanie się z nizin. Z najbiedniejszych dzielnic wielkich ośrodków.

Takich, jak choćby obrzeża Paryża, gdzie na przełomie wieków wychowywał się ten wówczas 10-letni chłopiec. Jego matka miała kilkoro dzieci i zawsze za mało pieniędzy. Chłopak musiał się więc imać ciężkich prac, zbierał w okolicy złom i nim handlował, byle tylko wspomóc domowy budżet. N'Golo Kante, bo o gwieździe francuskiej ekipy mowa, też wielokrotnie odpowiadał na pytania o marzenia i upór w ich realizacji. O to, dokąd doszedł dzięki futbolowi. Podobnych historii - i w jednej, i drugiej ekipie - można by znaleźć jeszcze kilka. Wszystkie swój finał mają na moskiewskich Łużnikach w wielkim finale najważniejszej imprezy piłkarskiej świata.

W sedno na łamach "El Pais" przed wielkim finałem trafił Igor Stimac, były reprezentant Chorwacji, członek brązowej ekipy z 1998 roku: - Futbol wynika z biedy. Ilu zawodników wypłynęło w Barcelonie w ostatnich 10 latach? Po Messim? Jeden lub dwóch. A ile inwestują? Zakładają swoje szkoły na całym świecie, by zarabiać, a nie by szkolić piłkarzy. Logika wielkich klubów jak Real czy Manchester nie polega na inwestowaniu w produkcję. Oni nie mają czasu, by czekać na zawodników. Ich produkują biedni: Afryka, Argentyna, Brazylia czy Chorwacja. Nie mamy miejsca do trenowania, reprezentacja nie ma swojego stadionu. Ponad 90% przychodów klubów to efekt sprzedaży piłkarzy. Nie ma sponsorów, pieniędzy z telewizji, nie ma nic. Są tylko talenty i trenerzy. Nic więcej. Skąd biorą się najlepsi piłkarze? Z bogactwa? Biorą się z miejsc, w których nic nie ma.

ZOBACZ WIDEO Mundial 2018. Każdy chce być Chorwatem. "Ludzie zakochali się w ich reprezentacji"


Powrót do przeszłości


Stimac pojawia się tu nieprzypadkowo. Bo był już kiedyś podobny mecz, o niemal równie wysoką stawkę, a Stimac - podobnie zresztą jak aktualny selekcjoner reprezentacji Francji Didier Deschamps - brał w nim udział. We Francuzach widziano  wówczas faworytów, to Trójkolorowi mieli zwyciężyć bez wielkich problemów z Chorwacją i kilka dni później zagrać na Stade de France w wielkim finale. Tuż po starcie drugiej połowy trybuny zamarły, bo Davor Suker nie zwykł marnować sytuacji sam na sam. Chorwacja prowadziła 1:0 w półfinale mundialu w 1998 roku. Wówczas wydarzyło się coś, co trudno było wytłumaczyć: dwa celne strzały oddał człowiek, który goli prawie nigdy nie strzelał - Lilian Thuram - i to Francja zagrać mogła w ostatnim meczu mistrzostw. Deschamps był kapitanem tamtej kadry, smak wielkich finałów zna więc nie tylko z perspektywy trenerskiej ławki, ale także boiska.

Trudno o drugiego takiego trenera w stawce. Francuz w swoim życiu brał udział dotychczas w aż ośmiu wielkich finałach najważniejszych rozgrywek, w niedzielę będzie dziewiąty raz. Jako zawodnik - pięć finałów Ligi Mistrzów, finał mundialu i Euro. Jako trener: jeden finał Ligi Mistrzów, jeden na Euro i teraz - na mistrzostwach świata. Jeśli Trójkolorowi w niedzielę wygrają, Deschamps zostanie trzecią osobą w historii, która zdobędzie mistrzostwo świata jako zawodnik i szkoleniowiec. Przed nim byli to Brazylijczyk Mario Zagallo i Niemiec Franck Beckenbauer.

Na sobotniej konferencji prasowej sprawiał wrażenie opanowanego, spokojnego. Opowiadał między innymi o tym, jak bardzo różny zespół od tego, który występował dwa lata temu na Euro, wziął do Rosji. - To zupełnie inna grupa piłkarzy. Po pierwsze: są to młodzi zawodnicy, wciąż niedoświadczeni. Mam w drużynie czternastu nowych piłkarzy, ale uważam, że nowa grupa zawodników dobrze zaaklimatyzowała się i dostosowała się do stylu gry tej reprezentacji - opowiadał.

Francuscy dziennikarze przewidują, że szkoleniowiec nie zaskoczy i w finale postawi na tych samych zawodników, którzy kilka dni temu ograli w półfinale Belgów. Środek pola znów więc będą zabezpieczać Paul Pogba i N'Golo Kante, ofensywne akcje nakręcać będą Antoine Griezmann i Kylian Mbappe, a na szpicy swoich szans poszuka Olivier Giroud.
 
Króliki na baterie

Niespodzianek nie powinno być także w składzie Chorwacji. Nawet mimo faktu, że drużyna z Bałkanów przystąpi do finału o wiele bardziej wyeksploatowana.
Nigdy wcześniej w historii mundiali nie zdarzało się, by finalista przystępował do najważniejszego meczu z trzema dogrywkami z rzędu na karku. Zlatko Dalić sprawę bagatelizuje. Podczas konferencji prasowej mówił o randze meczu, świadomość która ma ponieść Chorwację do zaciętej walki. nawet mimo tak ogromnych obciążeń.

Celnie mówił o tym we wspominanym już wywiadzie Stimac. - Chorwat to największy wojownik na świecie. Dlatego przetrwaliśmy przez tyle lat. Kiedy cały świat upada, my idziemy do góry. Nigdy nie godzimy się na śmierć ani powiedzenie "dość". Tacy już jesteśmy, to nasza tradycja. Kiedy Chorwat zakłada koszulkę reprezentacji, świat się zmienia. Wiecie, co powiedział Napoleon? "Dajcie mi 100 tysięcy Chorwatów i podbiję świat" - powiedział były piłkarz. Czyta się te słowa i ma się przed oczami niebywałe wręcz występy Chorwatów we wszystkich dogrywkach. Biegali w nich nakręceni jak zegarynki, jak króliki zasilane przez alkaliczne baterie.

W niedziele dojdzie do wielu korespondencyjnych pojedynków. W środku pola zetrze się duet Mordić - Rakitić z duetem Kante - Pogba, wspomaganym przez Griezmanna. Będzie starcie skrzydłowych, starcie dziewiątek, ale także konfrontacja między słupkami. Hugo Lloris i Danijel Subasić to bramkarze znajdujący się w formie wręcz obłędnej, bez nich ani Francuzi, ani Chorwaci w wielkim finale na pewno by się nie znaleźli. Wystarczy przypomnieć, że Subasić dwa razy zostawał bohaterem konkursów rzutów karnych, w meczach z Danią i Rosją wybronił łącznie cztery rzuty karne. Lloris z kolei odbijał piłki niemożliwe do odbicia w zasadzie w każdym meczu na mundialu, samego siebie przechodził w potyczce z Belgią w półfinale.

To będzie szczególny mecz nawet z powodów sędziowskich. Z gwizdkiem po boisku biegać będzie Nestor Pitana, Argentyńczyk, który dostąpi na tym mundialu zaszczytu poprowadzenia dwóch najważniejszych, skupiających największą uwagę meczów: otwarcia i wielkiego finału. Pitana, arbiter o aparycji bodygaurda, prezentuje na tych mistrzostwach znakomity poziom, ale nie brakowało wiele, by wyleciał z turnieju już po pierwszym meczu. Doznał w nim urazu, dość długi czas przechodził zabiegi u fizjoterapeutów. Ale jak już wrócił i ponownie chwycił za gwizdek, swoją pracę wykonywał bezbłędnie.

Szybko ten mundial minął. Dopiero czekaliśmy na pierwsze mecze, zerkaliśmy w stronę przygotowujących się do wielkiego wyzwania polskich piłkarzy, cieszyliśmy się roztańczoną zabawą kibiców na ulicach wszystkich miast-gospodarzy, a już wyglądamy ostatniego meczu mistrzostw. Następna taka okazja dopiero za cztery lata, więc cieszmy się chwilą. Tak, jak cieszyłby się ten mały chłopiec w przydługiej kurtce.

Początek meczu o godzinie 17.

Źródło artykułu: