Mundial 2018. Chorwacja - Francja. Zlatko Dalić. Dla Chorwatów już jest bohaterem
Zlatko Dalić jest bohaterem kibiców reprezentacji Chorwacji. Ale nie tylko dlatego, że wprowadził drużynę do finału mistrzostw świata. Przede wszystkim dlatego, że dla swojej rodziny i narodu ryzykował własne życie.
Ale historia Zlatko Dalicia jest wyjątkowa także z innego powodu. Bo gdy na Bałkanach trwała wojna, on porzucił piłkarską karierę i ruszył na front bronić swojej ojczyzny.
---
Livno, miasto w zachodniej Bośni. Na czas mistrzostw świata mieszkańców ogarnia szaleństwo. Flagi w oknach, podobizny piłkarzy na szybach i murach. W trakcie meczów wszyscy zbierają się na głównym placu i oglądają je wspólnie. Jak to możliwe, skoro reprezentacji Bośni i Hercegowiny nie ma na turnieju?
- To Bośnia, ale wszyscy kibicujemy Chorwacji - mówią mieszkańcy. - Nie ma tutaj samochodu na którym nie zobaczysz chorwackiej flagi - dodają. Jak to możliwe? Osobą spinającą oba narody jest właśnie Zlatko Dalić, bohater ich wszystkich. To w Livno przyszedł na świat, tam się wychował i rozpoczął piłkarską karierę.
ZOBACZ WIDEO Mundial 2018. Chorwacki piłkarz Legii liczy na wygraną w finale. "Najpiękniejszy dzień w naszym życiu"Na szacunek wszystkich mieszkańców Livna zasłużył sobie jednak nie bieganiem po boisku.
Gdy w 1992 roku na Bałkanach wybuchła wojna, był zawodnikiem Velezu Mostar. 25-latek nie namyślał się długo i postanowił bronić swojego miasta, które znajdowało się w centrum wydarzeń. Co dla innych jest do dzisiaj bohaterstwem, dla niego czymś całkowicie normalnym. - Zrobiłem po prostu to, co do mnie należało - wspomina dzisiaj zgłoszenie do Chorwackiej Rady Obrony (HVO).
W mundurze spędził trzy miesiące, od lutego do maja 1992 roku był jednym z żołnierzy odpowiedzialnych za logistykę. Miał dbać m.in. o transport żywności dla tych, którzy przelewali krew na froncie. Dopiero gdy sytuacja się uspokoiła i upomniał się o niego ówczesny trener Hajduka Spaco Poklepović, mógł wznowić karierę.
- Bo on jest przede wszystkim dobrym człowiekiem - mówi o nim jego przyjaciel, Borimir Perković. Znają się od lat i spędzili wspólnie mnóstwo czasu. Zwłaszcza w Arabii Saudyjskiej i Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Bo do tej pory to w tych krajach Dalić odnosił największe trenerskie sukcesy. Jego współpracownikiem był właśnie Perković.
- Jeden z naszych klubów zatrudniał blisko 100 pracowników, a on był w stanie porozmawiać z każdym, sprawić, by ludzie byli szczęśliwi. To najlepiej oddaje jego charakter - mówi jego przyjaciel. Dalić nie lubi o sobie mówić, gdy ktoś nazywa go bohaterem, szybko zaprzecza. To go zawstydza i nie czuje się najlepiej wśród tłumów. Najlepiej w Livno, które odwiedza tak często, jak tylko może.
Sukces na mistrzostwach świata w Rosji sprawił, że Dalić stał się dla nich bohaterem. Przy wjeździe do miasta mieszkańcy wywiesili baner z jego zdjęciem na tle chorwackich barw i napisem: "Livno jest z ciebie dumne". To nie koniec, bo na czas turnieju jedna z ulic miasta została nazwana jego nazwiskiem.
Jest też ulubieńcem piłkarzy reprezentacji Chorwacji i przykładem, że wielka piłkarska kariera nie jest warunkiem posiadania autorytetu w drużynie. Ma w swoich szeregach gwiazdy najlepszych europejskich klubów, każda z nich o określonym ego i swoich ambicjach. A jednak udało mu się stworzyć zespół, a nie zlepek indywidualności.
Już początek jego selekcjonerskiej kariery wskazywał, że to może się udać. Był on nietypowy, bo trenerem kadry został... na 48 godzin przed najważniejszym meczem eliminacji do trwających mistrzostw świata z Ukrainą. Z piłkarzami pierwszy raz spotkał się... na lotnisku przed wylotem do Kijowa.
W tak krótkim czasie nie da się wprowadzić nowości na boisku, zmienić gry drużyny. Ale da się wprowadzić normalne relacje z zawodnikami. I właśnie swoim charakterem i przyjacielskim podejściem do piłkarzy zbudował wartości, na których opiera się drużyna, która w niedzielne popołudnie zagra z Francją o tytuł mistrza świata.
- Zawsze mieliśmy świetnych piłkarzy, ale u nas kluczowa jest jedność - przekonuje Dalić przed spotkaniem z Francją. Spotkanie na pewno oglądać będzie całe Livno, w tym jego rodzina. Ale nie jego brat Miran, który nie obejrzał żadnego z dotychczasowych spotkań Chorwatów na turnieju, chociaż jest jego największym kibicem.
- To kosztuje mnie zbyt dużo nerwów - przekonuje i ujawnia, że ogranicza się do sprawdzania co kilkanaście minut wyniku w internecie. Trudno w to uwierzyć, ale tak samo ma być w niedzielę, w trakcie najważniejszego meczu w historii reprezentacji Chorwacji.