Co dalej z narciarstwem alpejskim w Polsce? "Rzeczywistość jest bardzo brutalna"

AFP / AL BELLO / GETTY IMAGES NORTH AMERICA
AFP / AL BELLO / GETTY IMAGES NORTH AMERICA

Narciarstwo alpejskie amatorsko uprawia bardzo wielu Polaków, ale nie ma to praktycznie żadnego przełożenia na sport wyczynowy. Niezmiennie głównym problemem pozostają środki finansowe, a raczej ich brak.

W tym artykule dowiesz się o:

Próżno szukać biało-czerwonej flagi przy nazwiskach czołowych zawodników tabel Pucharu Świata. Nieliczne są także wyniki dające jakiekolwiek pucharowe punkty - w ostatnich latach najlepiej wypadał Maciej Bydliński, który w superkombinacji raz wszedł nawet do czołowej dziesiątki. Paradoksalnie właśnie on, choć jest liderem naszej reprezentacji, nie ma żadnego wsparcia od Polskiego Związku Narciarskiego, którego nie stać na utworzenie dla niego seniorskiej kadry. - Chciałbym jeszcze jechać na igrzyska do Pjongczang i zrobić tam dobry wynik, ale głową muru nie przebiję. Z PZN nie mam w ogóle wsparcia - mówił Bydliński w rozmowie z WP SportoweFakty.

Czy narciarstwo alpejskie w Polsce podniesie się z kolan? Niestety, o powody do optymizmu łatwo nie jest. Bez dobrych międzynarodowych wyników trudno o jakiegokolwiek poważnego sponsora, który wsparłby powstanie i funkcjonowanie kadry seniorskiej. Bez kadry nie ma z kolei rezultatów w zawodach wysokiej rangi. W ten sposób koło się zamyka i trudno o nadzieję na rychłą poprawę sytuacji.

- Rzeczywistość jest bardzo brutalna - mówi nam wprost Andrzej Kozak, wiceprezes PZN ds. narciarstwa alpejskiego. - Wszyscy podkreślają, że 5 milionów ludzi jeździ w Polsce na nartach, tylko że za tym nie idą żadne wsparcia finansowe. Mamy kadrę juniorów, którą tylko dzięki przychylności prezesa Apoloniusza Tajnera dofinansowujemy z pieniędzy, które mamy na skoki. Dla tej grupy głównym celem są MŚ w ich kategorii wiekowej. To są cztery osoby, które realizują zamierzony program. Idzie to w miarę dobrze. Mamy też dwie seniorki. Niestety, jedna z nich, Sabina Majerczyk, przed sezonem doznała poważnych kontuzji. Została więc Maryna Gąsienica-Daniel, która ma jasne zadanie. Musi wejść do trzydziestki Pucharu Świata. Jeśli uda jej się zdobyć choć jeden punkt, to będzie przygotowywana do igrzysk w Pjongczang. Taki dostała warunek - powiedział Kozak.

Problemem wspomnianego Bydlińskiego jest tymczasem wiek. Z czysto sportowego punktu widzenia kłopotu nie ma żadnego, gdyż narciarz ma dopiero 28 lat. Do naszej kadry młodzieżowej już się jednak nie łapie. - Zawodnicy są oceniani po każdym sezonie. Niestety, igrzyska olimpijskie w Soczi i ostatnie mistrzostwa świata to nie są zawody, które Maciek może zaliczyć do udanych. Nie spełnił zadań sportowych, które przed nim postawiliśmy. Tymczasem generalna sytuacja narciarstwa alpejskiego jest u nas taka, że nie mamy żadnego dofinansowania na kadrę seniorów, więc nie możemy tego robić. Nie ma żadnego sponsora, bo wyniki są słabe. W związku z tym nie ma za co Maćkowi pomóc - twierdzi wiceprezes PZN.

ZOBACZ WIDEO "Parę łez poleciało". Milik szczerze o kontuzj

Sam Bydliński nie odpuszcza. Zrezygnował już co prawda z planów budowania sportowego budżetu przez crowdfunding, ale wciąż myśli o kolejnych mistrzostwach świata i igrzyskach. Kto jednak będzie w stanie uzyskać w przyszłości chociaż takie wyniki jak on, nie mówiąc już o naprawdę wartościowych rezultatach? Przykłady zza południowej granicy pokazują, że zawsze jest szansa na wybicie się utalentowanych jednostek. Nazwiska Veroniki Velez-Zuzulovej, Sarki Strachovej, czy od niedawna Petry Vlhovej zna każdy kibic narciarstwa alpejskiego, gdyż Słowaczka i Czeszki zaszły w slalomie bardzo daleko i osiągnęły duże sukcesy.

- Będę starał się pomagać młodym zawodnikom - deklaruje Bydliński, który już teraz ma pod trenerską opieką 17-letnią podopieczną. - Przykłady tych narciarek z Czech i Słowacji pokazują, że nawet jeśli nie ma całego nie wiadomo jak dobrego systemu treningowego, to trenerzy, którzy wiedzą jak to działa, i zawodnicy, którzy chcą, i tak są w stanie to wykorzystać. To daje dobre efekty jakościowe. Ja też bym chciał pociągnąć młodych zawodników, ale dopiero wtedy, gdy już nie będę jeździł.

Polskie skoki narciarskie przed Adamem Małyszem i biegi przed Justyną Kowalczyk również były w opłakanym stanie. Najwyraźniej pozostaje czekać na to, aż i w narciarstwie alpejskim doczekamy się wybitnej jednostki, która mimo ogólnej mizerii tej dyscypliny w naszym kraju zdoła dzięki swojej ciężkiej pracy przebić się do grona najlepszych. Na razie światełka w tunelu jednak nie widać...

Komentarze (0)