Garmisch-Partenkirchen to dla narciarzy miejsce kultowe. Zjazd na Kandahar i slalom na Guidbergu są ważnymi wydarzeniami w kalendarzu imprez. Gościli tu olimpijczycy, rozgrywano mistrzostwa świata i wielokrotnie zawody Pucharu Świata. Kandahar okrył się jednak złą sławą, bo trasa uchodziła z niebezpieczną. To tutaj w 1994 roku zginęła austriacka narciarka, Ulrike Maier.
Bała się jechać
Zawodniczka miała 26 lat. Od jedenastu występowała w kadrze Austrii. Była dwukrotną mistrzynią świata w supergigancie, a także wicemistrzynią świata w gigancie. Uczestniczyła w ZIO 1988 roku w Calgary i 1992 w Albertville (zajęła 4. miejsce w gigancie).
Był 29 stycznia 1994 roku, wkrótce miały zacząć się igrzyska w Lillehammer. Maier mówiła organizatorom, że martwi ją stan stoku w Ga-Pa. Twierdziła, że jest zbyt oblodzony. Musiało być mocno niebezpiecznie, skoro dwukrotna mistrzyni świata obawiała się zjazdu. Gospodarze, zdaniem menedżera Austriaków Waltera Hubmanna, mieli częściowo rozbić lód na trasie. Po wypadku okazało się, że nic nie zrobili. - Inni jechali przed nią, wszystko było w porządku. Kiedy ruszała na trasę, nie wiadomo mi, aby cokolwiek ją niepokoiło - powiedział Hubmann dla independent.co.uk.
W górnej części stoku, gdzie było najbardziej oblodzone, poszło jej dobrze. Maier była już blisko mety, kiedy straciła panowanie nad nartami. Pozornie prosty odcinek trasy, wydawało się, że w tym miejscu żaden zawodowy narciarz nie powinien upaść. - Zachwiało ją - wspominał Hubmann. - Trudno powiedzieć, w którym momencie zaczął się dramat. Miała problemy z prawą nartą, upadła na plecy i uderzyła w oblodzony worek ze słomy pokryty śniegiem.
ZOBACZ WIDEO Kamil Stoch podziękował za wsparcie kibiców. "Ono pomogło się nam podnieść"
Worek chronił przed uderzeniem w urządzenie mierzące czas wbudowane w drewniany słupek. Początkowo wydawało się, że właśnie uderzenie w słupek spowodowało śmierć narciarki. Na FIS (Międzynarodowa Federacja Narciarska) posypały się gromy za złe zabezpieczenie trasy. Dopiero późniejsze śledztwo pokazało, że winna była oblodzona zaspa i "murek" ze słomy.
Maier pędziła z prędkością około 110 km na godz. Po uderzeniu jej kask natychmiast spadł, uderzyła głową w oblodzoną trasę. Ciało narciarki bezładnie okręcało się na stoku, zanim znieruchomiało. - Widziałam wypadek. Wiedziałam, że jest źle, ale nigdy bym się nie spodziewała, że skończy się śmiercią - powiedziała Anita Wachter, austriacka narciarka. Zawody wstrzymano na 30 minut, kiedy ratowano ranną, potem imprezę wznowiono. Maier została przetransportowana helikopterem do szpitala w Murau, specjalizującego się w wypadkach na śniegu. - 2,5 godziny później dotarła do nas wiadomość, że Ulrike nie żyje. To był szok - dodała Wachter w wywiadzie dla "Spiegla".
490 tys. dolarów dla córki
Hubert Schweighofer, narzeczony Maier, obwiniał FIS o śmierć Ulrike. - Cztery wcześniejsze lata spędzili na naradach, co poprawić w kwestii bezpieczeństwa, po czym okazało się, że nic nie zrobili - grzmiał w mediach. Przewodniczącemu komitetu organizacyjnego w Garmisch-Partenkirchen, Hubertowi Ostlerowi, ktoś groził śmiercią. Ten ostatni bronił się, że uczynili wszystko co możliwe, a ryzyko w przypadku konkurencji prędkościowych istnieje zawsze.
Maier pochowano w rodzinnej miejscowości, Rauris, w Alpach w środkowej Austrii. Mieszkańcy do dzisiaj wspominają uśmiechniętą dziewczynę, która zawsze zatrzymała się i porozmawiała, choć wyrosła na gwiazdę narciarstwa. Zawodniczka zostawiła 4-letnią córkę Melanie, którą jeszcze tydzień wcześniej uczyła jeździć na nartach. Maier budowała z narzeczonym dom w Rauris. Po ojcu przejęła szkółkę narciarską, miała własny sklep sportowy. Razem z Schweighoferem czekali na zakończenie remontu 900-letniego kościoła w rodzinnej miejscowości narciarki. Ślub zaplanowali na wrzesień 1994 roku.
W 1996 roku FIS poszedł na ugodę i zgodził się wypłacić córce zmarłej narciarki 490 tys. dolarów odszkodowania. Prokurator Ruediger Bartel, który prowadził sprawę, uznał, że trasa była źle zabezpieczona. FIS od śmierci Maier zaczął przywiązywać większą uwagę do kwestii bezpieczeństwa zawodników. - Ale i tak nigdy nie uciekniemy od ryzyka. Jakieś 15 procent bierzesz na siebie i wiesz, że może skończyć się źle - powiedziała Anita Wachter.
Od wypadku Maier narciarki już nie rywalizują na Kandaharze. Trasę po wypadku przebudowano. W 2008 roku tor zjazdu został zupełnie zmieniony, jedynie meta pozostała w tym samym miejscu.