Na igrzyskach Ukrainiec świętował z Rosjaninem. Jego najnowsze zdjęcie chwyta za serce

Getty Images / Sergei Bobylev  / Na zdjęciu: Ilja Burow (z lewej) i Ołeksandr Abramenko
Getty Images / Sergei Bobylev / Na zdjęciu: Ilja Burow (z lewej) i Ołeksandr Abramenko

Trzy tygodnie temu Ukrainiec Ołeksandr Abramenko i Rosjanin Ilja Burow przytulali się na olimpijskim podium. Teraz ich kraje prowadzą wojnę. Abramenko wyznał dziennikarzowi "New York Times", że przed atakami schował się w garażu.

To był jeden z najpiękniejszych obrazków igrzysk olimpijskich Pekin2022. Ukrainiec Ołeksandr Abramenko i Rosjanin Ilja Burow stanęli na podium w konkurencji skoków akrobatycznych. Obaj po zawodach przytulali się, cieszyli z odniesionego sukcesu. Zresztą dla Ukrainy był to jedyny medal igrzysk.

Od tego momentu minęły trzy tygodnie. Już wtedy istniało zagrożenie rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Od 24 lutego Rosjanie rozpoczęli agresję na swojego sąsiada. Choć odbyły się rozmowy pokojowe, to nic nie wskazuje na to, że nastąpi zawieszenie broni.

Radosne chwile to już przeszłość w życiu Abramenki. Wrócił już do ojczyzny i musi ukrywać się przed atakami Rosjan. Robi to na parkingu podziemnym bloku, w którym mieszka w Kijowie.

ZOBACZ WIDEO: Poruszające sceny z kijowskiego metra. Ukraińców odwiedził mer miasta

Srebrny medalista olimpijski o wszystkim opowiedział dziennikarzowi "New York Times" Johnowi Branchowi.

- Spędzimy noc w garażu podziemnym w samochodzie. Syrena alarmowa jest cały czas włączona. Boimy się spać w mieszkaniu. Sam widziałem z okna, jak systemy obrony przeciwlotniczej zatrzymywały wrogie pociski. Było słychać potężne eksplozje - mówił Abramenko.

Na Twitterze opublikowano zdjęcie Abramenki z żoną Aleksandrą i 2-letnim synkiem Dmitrijem. Cała trójka desperacko próbuje chronić się przed zimnem, a dziecko pary ssie smoczek.

Abramenko wie, że nie może opuścić terenu Ukrainy. Chce jednak, by jego rodzina była bezpieczna. - Planuję udać się do mojego trenera, który mieszka w Mukaczewie na Zakarpaciu (południowa Ukraina, tuż po granicy ze Słowacją - dop. red.). Zabieram ze sobą najpotrzebniejsze rzeczy, jedzenie i moje medale olimpijskie - dodał.

Powiedział też, że jego przebywający w Nikołajewie nad Morzem Czarnym rodzice są w domu i ciągle słyszą wybuchy. Chcą tam zostać, bo obecnie wyjazd z miasta jest zbyt dużym niebezpieczeństwem.

- Nie wiem, czy pójdę na wojnę, nie wiem przez jaki proces przechodzą poborowi. W tej chwili nasza armia radzi sobie z ofensywą rosyjskich żołnierzy - w ten sposób zakończył rozmowę, która prowadzona była przez WhatsApp.

Dodano, że kontakt zakończył się w czwartek około północy. "Mamy nadzieję, że on i jego rodzina są bezpieczni" - czytamy w NYT.

Czytaj także:
Klub zerwał umowę z Gazpromem. Polski piłkarz komentuje: "Jestem dumny"
Robert, coś ty narobił?! To był fantastyczny gol