Konrad Bukowiecki. Umarł król, niech żyje król

Kamil Kołsut
Kamil Kołsut
- Byłoby dla mnie hańbą i zaprzeczeniem wszystkiego w co wierzę, gdybym jako sportowiec wspomagał się w jakikolwiek niedozwolony sposób. Zrobię wszystko, żeby całkowicie wyjaśnić całą sytuację i oczyścić swoje dobre imię. Jestem gotów udowadniać to w każdy możliwy sposób, choćby pod wykrywaczem kłamstw - deklarował Bukowiecki.

Obyło się bez dyskwalifikacji, dostał naganę. Substancję przyjął nieświadomie. Znalazła się ona przypadkowo w jednej z odżywek oznaczonych napisem "doping free", teoretycznie bez higenaminy w składzie.

Wrócił mocniejszy. Bił kolejne rekordy, a ten najważniejszy - absolutny, polski - poprawił w Belgradzie.

Umarł król, niech żyje król

Bukowiecki podkreśla, że presja faworyta do medalu mu nie ciążyła. A demony z Rio zostawił daleko za sobą. - Wiedziałem, na co mnie stać. Znałem swoją wartość. Przed żadną imprezą nie czułem się tak pewnie, jak teraz - mówi.

Podczas dekoracji z trudem powstrzymywał łzy. - Jestem dumny z tego, że jestem Polakiem. A moment, w którym grają hymn... Jakby tego było mało, nasza flaga była na samej górze, a ta niemiecka na dole. I to było dla mnie jeszcze piękniejsze.

Jednym z pierwszych, którzy pogratulowali mu sukcesu, był Majewski. - Bardzo się cieszył. Zaczął mnie obejmować i gratulować. I powiedział: umarł król, niech żyje król. Aż mi się łezka zakręciła w oku.

Rodzina na sportowo

Podczas konferencji prasowej nagrodę z rąk ministra sportu Witolda Bańki odebrał zarówno on, jak i jego ojciec Ireneusz Bukowiecki. Były wieloboista, obecnie trener. Konrad sportowe geny dziedziczył zarówno po nim i po matce. Danuta kiedyś biegała przez płotki. Rodzice kulomiota kończyli Akademię Wychowania Fizycznego. A jego brat gra w piłkę.

Sport był w życiu jego rodziny od zawsze, podobnie jak... mundury. Bo rodzice są związani z Wyższą Szkołą Policji w Szczytnie, a Konrad po igrzyskach został jej studentem. W ostatnich miesiącach progi uczelni przekraczał jednak rzadko.

Sukces na trzeźwo

Medalem z Belgradu, choć pierwszym i pięknym, Bukowiecki się nie zachłysnął. Sukces ocenia trzeźwo. - Halowe Mistrzostwa Europy to dla nas, lekkoatletów, najłatwiejsza z wielkich imprez, jeżeli chodzi o zdobywanie medali - mówi.

Bardziej od krążka cieszy sam wynik, bo podobne osiągnięcie pół roku temu dałoby wicemistrzostwo olimpijskie. - Pokazałem, że mogę pchać tak daleko na imprezie mistrzowskiej, a nie jakimś mityngu. To chyba najważniejsze - podkreśla.

Wielkie możliwości ma potwierdzić za pół roku podczas mistrzostw świata w Londynie. Tam będą już Amerykanie Joe Kovacs i Ryan Crouser oraz Nowozelandczyk Tomas Walsh. Plan jest jednak jasny: - Na każdą dużą imprezę trzeba jechać po to, aby ją wygrać. Inne nastawienie po prostu nie ma sensu.

Czy Konrad Bukowiecki zdobędzie w Londynie medal mistrzostw świata?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×