Trzy milowe kroki wykonane - podsumowanie turnieju kwalifikacyjnego do IO w Pekinie

Sporą huśtawkę nastrojów serwują nam ostatnio polscy siatkarze. Najpierw świetny występ w Memoriale Wagnera, potem kompromitacja z tymi samymi rywalami w Estonii, aż w końcu kolejny wygrany turniej – ten najważniejszy - w Espinho. Biało-czerwoni odetchnęli z ulgą, bowiem dzięki bardzo skutecznej grze w Portugalii osiągneli priorytetowy cel. Jedziemy do Pekinu!

Michał Rudnik
Michał Rudnik

Na szczęście niesłuszne okazały się obawy polskich kibiców o formę siatkarzy. Biało-czerwoni zdołali "wziąć się w garść" i w ciągu tygodnia zapomnieli o porażkach z Czarnogórą i Estonią. Nie wzięli sobie do serca zapowiedzi rywali z Portugalii i Portoryko, którzy twierdzili, że interesuje ich tylko awans do Pekinu i z pewnością go osiągną. Polacy przyjechali i zrobili swoje, w trzech meczach nie tracąc nawet seta.

Niestraszny nam Soto

Najwięcej obaw przed turniejem wywoływała reprezentacja Portoryko. - Ten zespół potrafi grać bardzo dobrą dojrzałą siatkówkę, co pokazywał w kwalifikacjach kontynentalnych - twierdził Ireneusz Mazur. - Ciekaw jestem, co pokaże drużyna z Portoryko, bo to bardzo interesujący zespół - mówił menadżer kadry Witold Roman. - Interesuje nas tylko i wyłącznie awans do Igrzysk - podsumował gwiazdor i kapitan Portorykańczyków Hector Soto.

O klasie tego ostatniego od kilku dni przekonywali nas eksperci. Powszechni uważano, że ten zawodnik dysponuje jednym z najlepszych ataków na świecie. Być może i tak jest, jednak Portorykańczyk wraz z całą reprezentacją swoją dumę musiał schować do kieszeni. Już w pierwszym spotkaniu wicemistrzowie Świata pokazali rywalom gdzie ich miejsce, a ósma drużyna w rankingu FIVB poważnie zniwelowała swoje szanse na awans do Igrzysk. Tego samego dnia Portugalia ograła Indonezję i jasnym się stało, że właśnie z gospodarzami najprawdopodobniej będziemy toczyć bój o awans do Pekinu.

Później już poszło z górki

Drugiego dnia turnieju biało-czerwoni musieli się zmierzyć z reprezentacją Indonezji. Nikt nie miał wątpliwości, która z drużyn dysponuje większym potencjałem. Jednak po nieudanych wojażach w Estonii, a wcześniej w Rosji, polskich kibiców ogarnęły kolejne obawy. W końcu to z najsłabszymi zespołami ostatnio nie najlepiej nam się wiodło. - Na pewno nie zlekceważymy rywali. Wiemy o co gramy - zadeklarował Piotr Gruszka. Zapowiedzi naszego kapitana sprawdziły się. Polacy wygrali 3:0, choć jak przyznał Krzysztof Ignaczak -w końcówce trochę zabrakło koncentracji . Tego samego dnia swoje kolejne spotkanie wygrała Portugalia, odprawiając już ostatecznie z kwitkiem Portoryko. Było już pewne, że decydujące spotkanie o awans Polska rozegra z Portugalią. Mecz ten napawał obawami nie tylko kibiców, ale także samych siatkarzy, którzy opowiadali o dużym potencjale gospodarzy turnieju.

Wicemistrzowie powracają

W spotkaniu z Portugalią miało się ostatecznie okazać, czy biało-czerwoni prezentują poziom wicemistrzów Świata, czy może 11. drużyny Mistrzostw Europy. Cały wysiłek, jaki nasi zawodnicy włożyli w dwa pierwsze spotkania mógł pójść na marne. Wszystko zależało od pojedynku z gospodarzami turnieju. - Spodziewamy się trudnego pięciosetowego pojedynku. Oby szczęśliwego dla nas - mówił przed spotkaniem pełen obaw libero biało-czerwonych Krzysztof Ignaczak. - Graliśmy z nimi cztery lata temu i wtedy to my awansowaliśmy do Igrzysk. Będą się teraz na pewno chcieli zrewanżować - dodawał Gruszka.

Obawy naszych zawodników okazały się jednak na szczęście płonne. Podopieczni Raula Lozano wyszli na parkiet niezwykle skoncentrowani i – trzeba przyznać – dość niespodziewanie – już po trzech setach mogli unieść ręce w geście triumfu. Choć w ostatniej partii nasi siatkarze postarali się o emocje… W samej końcówce biało-czerwoni wypracowali sobie bezpieczną przewagę. Prowadziliśmy 23:18, a na trybunach polscy kibice zaczęli już świętować awans do Pekinu. Do ich nastrojów dołączyli się chyba również siatkarze, którzy zapomnieli, że trzeba zdobyć jeszcze dwa punkty. Gdy wszyscy wyczekiwali upragnionego końca, nasi zawodnicy zmarnowali kilka kolejnych meczboli, a heroicznie walczący Portugalczycy doprowadzili niespodziewanie do remisu – 24:24. Na szczęście chwilę później "wziął się w garść" Michał Winiarski i Polacy zwyciężyli 26:24. Halę ogarnął szał radości…

- Zeszła z nas ogromna presja, odzyskaliśmy spokój i harmonię, którą zatraciliśmy po mistrzostwach świata w Japonii. Spełniły się nasze marzenia - jedziemy na Olimpiadę - mówił za pośrednictwem TVP tuż po zakończeniu meczu wniebowzięty Łukasz Kadziewicz, który po ciężkim sezonie odniósł pierwszy, znaczący sportowy sukces w ciągu ostatniego roku. - Graliśmy świetnie całą drużyną, zrealizowaliśmy założenia taktyczne i osiągnęliśmy cel - dodał równie szczęśliwy Daniel Pliński.

Teraz czas na medal

W chwili gdy Raul Lozano obejmował stanowisko pierwszego trenera reprezentacji Polski nikt nie ukrywał, że jego priorytetowym celem będzie medal na Olimpiadzie. W trakcie jego pracy przychodziły zarówno kibicom, jak i siatkarskim ekspertom chwile załamania i zwątpienia, jak choćby podczas Mistrzostw Europy w Rosji. Były także chwile szczęścia, jak w trakcie Mistrzostw Świata w Japonii. Decydujący egzamin będzie miał miejsce jednak dopiero w Pekinie. Tam się okaże, czy rację mają sceptycy, którzy srebrne medale wicemistrzów globu przypisują szczęściu. Jedno jest pewne – najbliższe miesiące będą niezwykle ważne dla polskiej siatkówki.

Sam Raul Lozano jest zadowolony z przebiegu turnieju w Espinho. Trudno nie być, w końcu bilans setowy 9:0 w kwalifikacjach olimpijskich to wynik niebagatelny. - Gra na Igrzyskach Olimpijskich jest bardzo ważnym krokiem w karierze tych zawodników i cieszę się razem z nimi. W tym turnieju były bardzo trudne pierwszy i trzeci mecz, dlatego musieliśmy ciężko pracować na każdy zdobyty przez nas punkt. Chociaż moi zawodnicy zrobili tutaj dobrą robotę, mam nadzieję, że nasza forma będzie jeszcze lepsza w Pekinie - przyznał selekcjoner kadry.

- Przegraliśmy mecz i turniej. Dziękuję wszystkim kibicom za wsparcie i mam nadzieję, że Polacy zagrają bardzo dobrze na Olimpiadzie - stwierdził po turnieju w Espinho kapitan reprezentacji Portugalii Joao Jose. Nam nie pozostaje nic innego, jak mocno ścisnąć kciuki i również mieć nadzieję, iż biało-czerwoni w Pekinie spiszą się nawet lepiej niż dobrze.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×