Monika Pyrek: Isinbajewa też się myli

Zdjęcie okładkowe artykułu:  /
/
zdjęcie autora artykułu

<I>- Będę walczyć o medal, to jasne</i> - zapewniła Monika Pyrek w rozmowie z Dziennikiem. Polska tyczkarka po raz trzeci wystartuje na igrzyskach olimpijskich. W Sydney zajęła siódme miejsce, w Atenach była czwarta.

W tym artykule dowiesz się o:

Wielu polskich kibiców liczy, że z Chin Pyrek wróci z medalem. - Zdaję sobie sprawę, że o ten medal będzie walczyć osiem zawodniczek, a nie tylko trzy. Jestem w dobrej formie, ale co będzie w kwalifikacjach i w finale, jak się zachowa mój organizm, jak się zaaklimatyzuję, tego nie wiem - powiedziała w rozmowie z Dziennikiem.

Olimpijskie złoto jest jednak zarezerwowane dla Jeleny Isinbajewej, która przed igrzyskami dwukrotnie pobiła rekord świata. - Jelena też się myli. Niedawno w Sztokholmie skoczyła 4,85 m. Wyżej nie dała rady. Gdzieś tam cień szansy jest - przyznała Polka. - Ale nie nastawiam się na konkretny cel. Nikomu nie będę obiecywać, że jadę na igrzyska, by przyczaić się na Jelenę. Jadę tam po to, by zrealizować samą siebie. Będę zadowolona, jeżeli po finale wyjdę ze stadionu i nie będę miała żadnych wątpliwości, że można było zrobić coś więcej. Chcę medalu, ale jeżeli go nie zdobędę, to co będę mogła zrobić? Nic - dodała Pyrek.

Źródło artykułu:
Komentarze (0)