Powtórka z finału w Rio - zapowiedź ćwierćfinału mężczyzn USA - Serbia

Jednym z najciekawszych pojedynków ćwierćfinałowych mężczyzn, które czekają siatkarzy w najbliższą środę, będzie konfrontacja zwycięzców grupy A - Amerykanów z zespołem, który w grupie B zajął czwarte miejsce - Serbią. Faworyta wskazać jest niezwykle trudno, choć z pewnością to Serbowie zechcą zrewanżować się swoim przeciwnikom za niedawną porażkę doznaną w Rio de Janeiro.

W tym artykule dowiesz się o:

Potyczka podopiecznych Hugh McCutcheon’a z popularnymi "Plavi" z pewnością będzie elektryzującym wydarzeniem. Obie drużyny mają sobie coś do udowodnienia i na boisko wyjdą z co najmniej bojowym nastawieniem. Dodatkowo, a może raczej przede wszystkim - gra toczyć się już będzie o ogromną stawkę - awans do półfinału Igrzysk Olimpijskich. Amerykanie, uskrzydleni kompletem zwycięstw w grupie i podbudowani wygraną w finale tegorocznej edycji Ligi Światowej właśnie nad ekipą Igora Kolaković’a, mogą mieć dosyć istotną dla przebiegu spotkania przewagę psychiczną, która na pewno da im pewien komfort. Jednak czy to wystarczy na zdeterminowanych Serbów? Oni w żadnym wypadku nie będą chcieli pozwolić na to, aby ćwierćfinałowa konfrontacja była swoistym "déjà vu", czy też nieprzyjemną powtórką z brazylijskiej rozgrywki w Rio. Nikt nie będzie musiał specjalnie mobilizować siatkarzy z byłej Jugosławii na to spotkanie, ponieważ są świadomi swojej wartości, a także tego, że ewentualny triumf pozwoli im raz na zawsze wyzbyć się złych wspomnień z meczów przeciwko Amerykanom.

Patrząc na dotychczasowe wyniki reprezentacji zajmującej obecnie wysokie trzecie miejsce w rankingu FIVB, to właśnie Amerykanie z wielkim Lloy’em Ball’em na czele powinni być stawiani w pozycji faworytów. Do tej pory jako jedyny team na Olimpiadzie nie przegrali ani jednego spotkania, pozostawiając w tyle m.in. reprezentację Włoch oraz Bułgarii. Co prawda grupa A, w której występowali, była teoretycznie słabsza od grupy oznaczonej literą B, to przecież liczą się zwycięstwa oraz ta niepodważalnie istotna rola pewności siebie i swojej gry. Mówi się także, że Amerykanie nie prezentują się już tak wyśmienicie, jak to było na finałach w Rio, lecz oni swoją postawą na boisku ukazują coś zupełnie innego. Trzeba także wspomnieć, że wielu Amerykanów znajduje się po fazie grupowej w czołówkach różnego rodzaju rankingów. Clayton Stanley, podstawowy atakujący drużyny, zajmuje aktualnie trzecią lokatę w klasyfikacji najlepiej punktujących, a jednocześnie jest najlepiej atakującym zawodnikiem. Team USA gra także bardzo skutecznie blokiem, czego dowodem jest przewodnictwo Davida Lee w kategorii najlepszych blokujących. Warto też podkreślić dobrą postawę libero drużyny, Richarda Lambourne’a, który ustępuje klasą jedynie samemu Sergio.

Na tle kadry Serbii, reprezentanci USA mają jeszcze jeden atut - grają pod pewnymi względami podobną siatkówkę do siatkówki polskich graczy. Amerykanie posiadają fantastyczne warunki fizyczne, co jednak w żaden sposób nie spowalnia ich gry. Wręcz przeciwnie - grają szybko i kombinacyjnie. Porównanie ich do polskiego zespołu nie jest nie ma miejscu, ponieważ Serbowie na tym turnieju już z Polakami przegrali i równie trudna potyczka czeka ich prawdopodobnie z podopiecznymi Hugh McCutcheon’a, który wrócił do drużyny po przerwie spowodowanej problemami rodzinnymi, co dodatkowo mogło pobudzić jego ekipę.

Mimo wielu zalet, jakimi niewątpliwie dysponują reprezentanci Stanów Zjednoczonych, drużyna Serbii jest równie groźnym i silnym monolitem. To prawdziwie wybuchowa mieszanka, jaką dało połączenie doświadczenia (ze "złotej drużyny" z Sydney pozostali Ivan Milijković oraz Nikola Grbić) z dobrze rokującą młodością (do ekipy Serbii nowy impuls wprowadzili tacy zawodnicy jak Nikola Kovacević, Novica Bjelica, czy Marko Podrascanin). Siatkarze po prostu się uzupełniają. Podczas gdy doświadczeni gracze wnoszą spokój w poczynania swoich młodszych kolegów, ci odwdzięczają się im energią, ciężką pracą i entuzjazmem. Drużyna Serbii ma w sobie potencjał, jakiego pozazdrościłaby niejedna reprezentacja, a zmiana pokoleniowa, jaka niedawno się dokonała, była dobrze przemyślana.

Inną zaś kwestią jest sprawa dotycząca dotychczasowej postawy reprezentantów Serbii w turnieju olimpijskim. Po trzech porażkach, doznanych kolejno z Rosjanami, Brazylijczykami i Polakami (wszystkie po 1:3), w zespole pojawiły się pierwsze oznaki zdenerwowania, ponieważ o ich dalszym losie miał zadecydować pojedynek z zawsze nieobliczalnymi Niemcami. I choć wszystko się dla nich dobrze skończyło, to z pewnością trener Kolaković nie może być do końca zadowolony z formy, jaką prezentuje jego ekipa. Co innego, że gra w ćwierćfinałach zaczyna się od nowa. Na tym etapie nikt już nie patrzy na to, co było. Liczy się tylko zwycięstwo. Każda z ekip, w tym team z Bałkanów, w pewnym sensie zaczyna z zerowym stanem konta. Wraz z pierwszym gwizdkiem sędziego w ćwierćfinale Stany Zjednoczone - Serbia, przestaną mieć jakiekolwiek znaczenie wcześniejsze wyniki, a wartość będzie miało jedynie to, co zawodnicy pokażą na boisku. I właśnie w tym swojej szansy mogą upatrywać Serbowie, który potrafią grać w siatkówkę jak mało kto. W każdym elemencie spisują się bardzo dobrze, wielokrotnie wykazują się sztuczkami i ryzykownymi zagraniami. Dysponują dużą siłą ataku, szczególnie ze środka i z prawego skrzydła. Pewnym punktem w przyjęciu jest też u nich Milos Nikić. Do środowej potyczki z Amerykanami z pewnością podejdą bardzo mocno zmobilizowani i żądni rewanżu za porażkę w Rio, co dodatkowo może ich uskrzydlić. Nie od dziś wiadomo, że sportowa złość, w odróżnieniu od zwykłej złości, może tylko i wyłącznie pomóc.

Spotkanie pomiędzy zespołami Stanów Zjednoczonych i Serbii, którego stawką będzie awans do półfinału i bezpośrednia gra o medale, zapowiada się na stojące na wysokim poziomie siatkarskim widowisko. Możemy w nim liczyć na spektakularne zagrania i mistrzowskie akcje. Zwycięzca wyłoniony z tej rywalizacji będzie miał też świadomość tego, że wygrał z naprawdę silnym przeciwnikiem.

Komentarze (0)