Manu Ginobili: Mój zespół dał popis koszykówki, charakteru i jedności

Reprezentacja Argentyny w starciu z Litwą, którego stawką był brązowy medal Igrzysk Olimpijskich w Pekinie, nie dała swoim rywalom większych szans na końcowy sukces. Tym samym podopieczni Sergio Hernandeza zrewanżowali się koszykarzom ze Starego Kontynentu za porażkę w fazie grupowej. W meczu nie zagrał kontuzjowany Manu Ginobili. Obrońca San Antonio Spurs przyznał jednak po spotkaniu, że jest dumny z postawy swoich kolegów.

Tylko przez pierwszą kwartę Litwini zdołali nawiązać równorzędną walkę z reprezentacją Argentyny. Po 10 minutach przegrywali zaledwie 3 "oczkami". Kolejne kwarty pokazały, że to koszykarze z Ameryki Południowej bardziej zasługiwali na brązowy medal. Przełomowa była niewątpliwie druga odsłona, w której mistrzowie olimpijscy z Aten szczególnie dobrze spisywali się na obwodzie. Dzięki temu szybko wypracowali dość sporą przewagę, przez co łatwiej było im kontrolować wynik spotkania w kolejnych fragmentach gry. Argentyńczycy w starciu przeciwko Litwinom udowodnili także, że tworzą prawdziwy zespół. Zdecydowana większość akcji była dobrze przemyślana. Indywidualne popisy w wykonaniu podopiecznych trenera Sergio Hernandeza w tym pojedynku były rzadkością.

Na specjalne słowa uznania zasługuje Pablo Prigioni. Rozgrywający argentyńskiej drużyny przebywał na parkiecie nieco ponad 34 minuty i z całą pewnością można stwierdzić, że powierzony mu czas w pełni wykorzystał. Zdobył on dla swojego zespołu 6 "oczek", 7 asyst, 3 zbiórki oraz aż 5 przechwytów. Należy również wspomnieć, iż w całym meczu nie stracił ani jednej piłki.

Reprezentanci Argentyny zagrali także skuteczniej od swoich rywali (Argentyna - 51 procent, Litwa - 42 procent). Litwini w przekroju całego meczu przechodzili kilka wyraźnych przestojów. Tracili wówczas sporo piłek, a na takie błędy tylko czyhali rywale, którzy błyskawicznie wyprowadzali skuteczne kontrataki. Wśród koszykarzy ze Starego Kontynentu zawodził także obwód. W całym spotkaniu oddali oni 23 próby rzutów z dystansu, jednak tylko 6 z nich znalazło drogę do kosza. Zdecydowanie skuteczniejsi w tym elemencie byli rywale, którzy trafili aż 11 "trójek" (48 procent skuteczności).

Znakomite zawody rozegrali także Alfredo Paolo Quinteros oraz Leonardo Gutierrez. Zawodnicy ci rzucili łącznie dla swojego teamu 22 punkty. To właśnie ci gracze siali największy postrach wśród rywali, kiedy decydowali się na rzuty z dystansu. Tym samym godnie zastąpili oni kontuzjowanego Manu Ginobiliego, który w tym pojedynku nie pojawił się na parkiecie ani na moment. - Wiedzieliśmy, że bez Manu potrzebujemy czegoś innego. Rozmawiałem z Paolo i zapytałem go czy jest gotowy. Odpowiedział mi "Ja zawsze jestem gotowy". Wielu ludzi nie zna z kolei Leo, ale ten zawodnik odnosił wielkie sukcesy w swoim kraju, wygrał ligę, zdobył tytuł MVP i grał w naszej drużynie. Oni byli gotowi do wielkiego wystrzału. Naszą siłą jest to, że przez ostatnie 10 lat mieliśmy różnych zawodników w wielkich meczach. W Atenach był Walter Herrmann. Jestem naprawdę dumny ze wszystkich - mówił po spotkaniu Luis Scola, który po raz kolejny udowodnił swoją wartość. W starciu przeciwko Litwie rzucił dla swojego zespołu 16 punktów, a także zebrał 3 piłki (10 "oczek" uzbierał w pierwszej kwarcie).

- Pokazaliśmy na tym turnieju, że jesteśmy mistrzami obrony - mówił po spotkaniu Sergio Hernandez, szkoleniowiec Argentyny. - Wiedzieliśmy, że musimy w każdym meczu dobrze bronić, by sięgnąć po złoty medal, ale przekonaliśmy się, że Hiszpania i USA były najlepszymi zespołami. Nie jesteśmy rozczarowani brązowym medalem, ale dumni z tego, co udało się nam osiągnąć - zakończył szkoleniowiec ekipy z Ameryki Południowej.

Bardzo aktywny w meczu o brązowy medal był również Andres Nacioni. Skrzydłowy reprezentacji Argentyny dołożył do dorobku swojego zespołu 14 "oczek", 8 zbiórek oraz 4 przechwyty. - To niesamowite, co udało się nam osiągnąć. Udowodniliśmy wartość Argentyny. Pokazaliśmy serce i charakter. Wykonaliśmy świetną pracę i nikt już nam tego medalu nie odbierze. Teraz mamy miesiąc na odpoczynek przed rozpoczęciem sezonu NBA. Mamy zamiar cieszyć się i świętować to, co udało nam się tutaj osiągnąć - wyznał Nacioni.

Rozczarowany postawą swoich podopiecznych był natomiast szkoleniowiec reprezentacji Litwy - Ramunas Butautas, który przyznał jednocześnie na pomeczowej konferencji, że jego drużyna zagrała w tym spotkaniu zdecydowanie poniżej oczekiwań. - Gratulacje dla Argentyny. Oni grali bardzo dobrze. My mieliśmy dużo problemów z ofensywą. Argentyna zagrała dużo lepiej. Jest mi z tego powodu przykro. Marzyliśmy o olimpijskim medalu, ale przegraliśmy swoją szansę. Być może spróbujemy jeszcze raz na następnych igrzyskach - podsumował Butautas.

W spotkaniu półfinałowym, w którym reprezentacja Argentyny grała z USA, prawdziwy dramat dotknął lidera ekipy z Ameryki Południowej - Manu Ginobiliego. Obrońca San Antonio Spurs nabawił się bowiem kontuzji, która wykluczyła go z gry w meczu o brązowy medal. - Manu nie jest nieodpowiedzialny. On ma kontrakt z San Antonio Spurs i nie mógł zagrać w tym spotkaniu, bo to mogłoby go wykluczyć z gry na dłużej. Ale my pokazaliśmy, że potrafimy sobie ufać. Wszyscy myśleli, że bez Manu sobie nie poradzimy, ale to nieprawda. Oczywiście cieszę się bardzo, kiedy gra Manu, ale myślę, że dobry zespół jest wtedy, kiedy inni gracze potrafią godnie zastąpić swojego kolegę w takiej sytuacji - skomentował trener Hernandez.

- Jestem szczęśliwy. To nie to samo wrócić do domu z medalem co z pustymi rękoma. Myślę, że mój zespół dał popis unikalnej koszykówki, charakteru i jedności. To nie jest proste grać mecz o trzecie miejsce, ale oni wykonali niewiarygodną pracę. Byli perfekcyjni. Chciałem grać, ale to było niemożliwe. Bardziej mnie to bolało emocjonalnie niż fizycznie przed spotkaniem. Ale teraz jestem szczęśliwy - wyznał lider argentyńskiej ekipy.

Wśród Litwinów oprócz Ramunasa Siskauskasa bardzo dobrze prezentował się Rimantas Kaukenas, który rzucił swoim rywalom 14 punktów, a do tego dołożył jeszcze 4 zbiórki. - To był bardzo trudny mecz. Ich zespół był bardziej zdeterminowany niż my i taki był rezultat. Dla mnie osobiście to było niepokojące. Po prostu nie istnieliśmy - zauważył Keukenas.

Komentarze (0)