Polska olimpijka grzmi po igrzyskach w Paryżu. "Byłam jedyną"

Getty Images / Matthew Stockman / Na zdjęciu: Anna Maliszewska
Getty Images / Matthew Stockman / Na zdjęciu: Anna Maliszewska

Letnie Igrzyska Olimpijskie Paryż 2024 przeszły do historii, a w Polsce nastał czas rozliczeń. Pod ostrzałem krytyki znalazły się niektóre związki sportowe. Tym razem głos postanowiła zabrać startująca w pięcioboju nowoczesnym Anna Maliszewska.

Za nami najgorsze letnie igrzyska olimpijskie w XXI wieku. Biało-Czerwoni przywieźli z Paryża 10 medali, w tym tylko jeden złoty. To wynik poniżej oczekiwań, dlatego obecnie trwa spór o odpowiedzialność za taki rezultat na linii minister sportu - prezes PKOl (więcej tutaj).

Milczeć nie zamierzają również polscy sportowcy. Już podczas rywalizacji w Paryżu zgłaszali oni szereg nieprawidłowości, jakie miały miejsce w ramach przygotowań czy w trakcie najważniejszej imprezy sportowej czterolecia. Głośno było choćby o zaniedbaniach w takich dyscyplinach jak szermierka, kolarstwo torowe czy zapasy.

Głos zdecydowała się zabrać Anna Maliszewska, która w Paryżu rywalizowała w pięcioboju nowoczesnym. Nasza olimpijka przekazała wiele gorzkich słów. "O Igrzyskach w Paryżu i nie tylko. Na kolejnych slajdach moje podsumowanie ostatnich lat. Uwaga: będzie długo!" - napisała na Instagramie (zobacz wpis poniżej).

ZOBACZ WIDEO: "Król Kibiców" witał Szeremetę i siatkarzy. Oberwało się... piłkarzom

"22. miejsce nie jest tym, w które celowałam i na które pracowałam ciężko całe 3 lata. Dałam z siebie wszystko, ale na tych zawodach nie wystarczyło to na więcej, rywalki były mocniejsze. Jest mi smutno i przykro. Ale jest mi przykro nie tylko ze względu na wynik. Ostatnie 3 lata przygotowań to było apogeum w kwestii relacji na linii ja - Polski Związek Pięcioboju Nowoczesnego, niestety w negatywnym kierunku. Kto zna mnie dłużej wie, że od dawna jestem w grupie osób otwarcie mówiących o wszelkich nieprawidłowościach. Staramy się walczyć o poprawę wielu kwestii, praktykowanych w Związku. Z reguły przegrywamy tę walkę, ale uważam, że milczenie jest cichą zgodą, a ja nigdy nie zgodzę się z tym, jak jesteśmy traktowani jako zawodnicy" - napisała Maliszewska już w pierwszym slajdzie.

Nasza pięcioboistka powróciła także do wydarzeń z przeszłości, gdy po sezonie olimpijskim 2021 została zawieszona. "Bez regulaminu dyscyplinarnego, bez postępowania, bez prawa do obrony. Za rzekome poświadczenie nieprawdy otrzymałam karę podobną do tej, które potrafią otrzymać dopingowicze. Czy to był rewanż za udział Walnym Zebraniu PZPNow po stronie opozycji? Czy to była próba zakończenia mojej kariery i pozbycia się 'problemu'? Być może. Zawieszenie po kilku tygodniach zostało unieważnione, ale straconych nerwów, czasu spędzonego z moim prawnikiem, zamiast na treningach i przede wszystkim sezonu (szczególnie cennego - to był pierwszy sezon nowego formatu pięcioboju i każdy start był nauką i doświadczeniem!) nikt mi nie odda" - czytamy we wpisie 31-latki.

Zawodniczka ma żal, że do Paryża nie mogła zabrać trenera klubowego. "Akredytacje po raz kolejny przypadły tylko trenerom kadrowym (będącym jednocześnie trenerami klubowymi pozostałych polskich pięcioboistów), z którymi to trenerami ja nie mam na co dzień nic wspólnego. Musicie wiedzieć, że oprócz trenerów mieszkających w wiosce olimpijskiej, których ilość rzeczywiście jest ograniczona, każdy zawodnik ma także prawo do akredytowania większej liczby dodatkowych trenerów, których pobyt jest poza zainteresowaniem MKOl i PKOl. Inne kraje korzystają z tej możliwości maksymalnie, zapewniając optymalny sztab swoim zawodniczkom, akredytując trenerów, z którymi dziewczyny pracują na co dzień. Ja byłam jedyną pięcioboistką w 36 osobowym finale, która takiej osoby cały czas przy sobie nie miała. Było mi podwójnie przykro patrząc na to, na co mogły liczyć moje rywalki. A takie wsparcie w nowym 90 minutowym formacie pięcioboju jest BEZCENNE" - przyznała zielonogórzanka.

Stwierdziła również, że brak jest jasnych i czytelnych kryteriów powołań na zawody międzynarodowe. "Wybiórcze ich stosowanie (faworyzowanie jednych kosztem drugich); ogłaszanie ich w ostatniej chwili (np. w przeddzień wybranych zawodów, które zostały wyznaczone jako kwalifikujące); niewysyłanie pełnych składów na imprezy zagraniczne; blokowanie wyjazdów zawodników na własny koszt (także na zawody kwalifikacyjne do IO!); akcje weryfikujące, te same od co najmniej 20 lat (sic!), gdy pięciobój był zupełnie inną dyscypliną" - napisała w swoim oświadczeniu.

Maliszewska skrytykowała również organizowanie wyjazdu do Paryża, w tym kwestie logistyczne. "W kwestii sprzętu, terminów i miejsc wylotów, terminów odbioru sprzętu olimpijskiego, ślubowania etc. Zupełny brak komunikacji, zawodnik ma się dostosować do decyzji po fakcie. Nikt nie czuł potrzeby skonsultowania dat ze mną lub z moimi trenerami tak, aby dobrać je optymalnie do moich przygotowań, a o większości spraw dowiadywałam się dopiero po moim zapytaniu. A to, czy tuż przed Igrzyskami będę 4 razy jechała tam i z powrotem do Warszawy po sprzęt, na ślubowanie etc. marnując cenne dni treningowe? To już moja sprawa" - wyznała.

Nasza olimpijka zauważyła również, że cały świat poszedł do przodu, a w naszym kraju dalej stosowane są rozwiązana sprzed kilkunastu czy kilkudziesięciu lat. "Problemem nie są pieniądze, ale sposób ich wydatkowania. Problemem nie są ludzie, a ich kompetencje (a właściwie ich brak). Problemem jest przede wszystkim SYSTEM - bo skoro w wiosce olimpijskiej rozmawiam z kilkunastoma zawodnikami z Polski z zupełnie różnych dyscyplin, o zupełnie innej specyfice konkurencji, a wszyscy napotykamy dokładnie te same problemy - to problem leży wyżej" - zakończyła Maliszewska.

Czytaj także:
Iga Świątek straciła punkty. Zobacz najnowszy ranking
Roszady w rankingu po turnieju w Montrealu. Sprawdź miejsce Huberta Hurkacza

Źródło artykułu: WP SportoweFakty